Nissan odpuszcza Europę. Będzie szukał pieniędzy gdzie indziej
Spokojnie, nie musicie biec do salonów po Juke’a, plotka głosi, że Nissan opuszcza Europę, ale nie kończy szybko produkcji.
Nissan, Renault i Mitsubishi wciąż układają sobie plany na przyszłość po zakończeniu panowania Carlosa Ghosna. To moment na opracowanie nowych strategii i ułożenie wszystkiego od początku.
Na dziś wiadomo, że sojusz się nie rozpadnie.
Wręcz przeciwnie, mówi się o tym, że firmy zbliżą się do siebie jeszcze bardziej. Plotka głosi, że planują kooperację, dzięki której będą częściej mówić o sobie per my, niż uważać się za konkurentów.
Żeby zrealizować ten plan podzielili się światem.
A z podziału wynikło, że Europę we władanie weźmie Renault. Będzie rozwijać temat samochodów elektrycznych, które na naszym kontynencie zdają się być najważniejszą gałęzią rozwoju motoryzacji. Za to Nissan będzie współpracował z Mitsubishi w kwestii rozwijania napędów hybrydowych. I zajmie się rynkami Stanów Zjednoczonych, Japonii i Chin. Natomiast Mitsubishi weźmie sobie Azję poza krajami należącymi do Nissana.
Nie chodzi po prostu o oszczędności, ale o optymalizację działań.
Tak przynajmniej twierdzą wewnętrzne źródła w Nissanie, na które powołuje się Reuters. Racjonalizacja ma sprawić, że każda marka zajmie się produktami, które najlepiej odzwierciedlają potrzeby klientów na poszczególnych rynkach. Nissan na przykład zamiast koncentrować się na powiększaniu udziału w rynku USA za pomocą obniżania ceny, zamierza skoncentrować się na poprawie zyskowności. I ma rozwijać produkty, które Amerykanie naprawdę będą chcieli kupować. Próba jednoczesnego podbicia wszystkich kontynentów była zbyt kosztowna.
Dokładny plan działań podobno ma zostać zaprezentowany 28 maja.
Póki co niektóre źródła mówią, że Nissan planuje zupełnie opuścić Europę, inne – że tylko mocno ograniczy swoją aktywność. I to drugie działanie, przynajmniej w krótkim horyzoncie czasowym, zdaje się mieć więcej sensu. Leaf został przygotowany z myślą o europejskim kliencie i osiąga niezłe wyniki sprzedaży, wpływając na średnią emisję CO2 w gamie. Juke i Qashqai sprzedają się jak złe i rezygnacja z zarabiania na nich wydaje się być trudna do usprawiedliwienia. Póki Europejczycy je chcą, niech sobie kupują.
I pewnie te modele wciąż u nas zostaną.
Przynajmniej jako modele obecnej generacji, bo czy będą kolejne – tego jeszcze nie wiadomo. Nie wiem, czy ktokolwiek zauważyłby zniknięcie z oferty Micry, czy X-traila. Na zwykłych miejskich autach trudno zarobić pieniądze, a w gronie SUV-ów konkurencja jest tak ostra, że X-trailowi trudno jest przyciągnąć do siebie klientów. Co innego w Stanach, gdzie pod nazwą Rogue sprzedaje się znakomicie. Do tego za Oceanem Nissan wciąż ma swoje dobrze sprzedające się sedany, które u nas nie mają racji bytu. I w związku z tym Japończycy mają racjonalne podstawy, by pilnować tamtejszych wyników jeszcze bardziej niż tu. I tam wydawać pieniądze na badania i rozwój. Średni wiek gamy Nissana w Stanach to 5 lat, a producent chciałby obniżyć go do 3,5 roku. Jest o co walczyć.
Nie oznacza to jednak, że Nissan zupełnie odpuści temat modeli elektrycznych.
Nie można o nich zapomnieć chcąc liczyć na wyniki w Chinach i Japonii. Jednak podobno to Renault ma wieść prym w pracach nad rozwojem tej działki biznesu. W zamian za uwolnienie od wewnętrznej konkurencji w Europie, będzie dzielić się efektami swojej pracy z Nissanem, który wykorzysta je w modelach sprzedawanych w Azji. A jeśli w Europie przydadzą się plug-iny – Renault skorzysta z efektów prac Nissana i Mitsubishi.
I takie podejście do biznesu wydaje się brzmieć bardzo sensownie.
Po co łapać wiele srok za ogon, skoro można się skoncentrować na biznesie tam, gdzie mają one szanse przynieść najlepsze rezultaty? Podobną drogą od jakiegoś czasu zdaje się kroczyć już Honda i Subaru. Póki co to wszystko spekulacje, ale już pod koniec miesiąca przekonamy się, czy Nissan będzie kolejnym producentem, który uzna, że Europa może pójść w odstawkę.