Najdłuższy samochód świata jest w trakcie renowacji. #parkowałbym, jak już go skończą
Jeśli krążycie właśnie swoim RAM-em w poszukiwaniu miejsca parkingowego i klniecie na czym świat stoi, pomyślcie sobie, że mogło być gorzej. Przecież mogliście siedzieć za kierownicą American Dream - najdłuższego samochodu świata.
No dobra - nie moglibyście. Z dwóch powodów: po pierwsze, jest to jedyny taki pojazd na świecie. To jeszcze mały kłopot, poważniejszy jest ten drugi: auto jest aktualnie w rozsypce, po tym jak gniło sobie na jednym z amerykańskich parkingów. Dobra informacja jest taka, że na Florydzie trwa mozolny proces renowacji tej gargantuicznej limuzyny.
Ale kto... jak... skąd... czekaj, co?!
Spokojnie, spokojnie. Już tłumaczę. Jay Ohrberg - mówi Wam to coś? Być może nie, ale najprawdopodobniej wszyscy choć raz widzieliście w kinie lub w telewizji jedno z jego dzieł. Ohrberg to bowiem nie tylko kolekcjoner samochodów, ale i twórca różnych pojazdów, które potem można było zobaczyć na dużym i małym ekranie. Wehikuł czasu na bazie DeLoreana DMC-12 z „Powrotu do przyszłości”, Ford Gran Torino którym jeździli Starsky i Hutch, Dodge Charger „General Lee” z serialu i filmów „Diukowie Hazzardu”, KITT z „Nieustraszonego” (swoją drogą, fajne tłumaczenie „Knight Rider”)... Tak, wszystkie te auta (i nie tylko one) powstały za sprawą Ohrberga.
Wszystko to bardzo fajnie, ale jakby tak jeszcze dorzucić do tego najdłuższy samochód świata...
Pomysł na zbudowanie takiej limuzyny pojawił się pod koniec lat 80. Prace rozpoczęto od wzięcia na warsztat kilku Cadillaców Eldorado z 1976 r... i wyrzucenia z nich prawie wszystkiego na śmietnik. Z oryginału na miejscu pozostał praktycznie tylko przedni i tylny pas samochodu, plus trochę galanterii. A, no i koła - a raczej sam ich typ i wzór, bo ich liczba odrobinę się zwiększyła w trakcie procesu wydłużania. Konkretnie do 26. Na zdjęciach widać o 2 koła mniej, ale jest to związane z tym, że jedna oś była ukryta i opuszczana, by ułatwić transport po podzieleniu pojazdu na dwie części.
Efekt końcowy był niesamowity. Poza wspomnianymi kołami (w układzie 3+4+5 osi, patrząc od przodu auta; nie wliczając wspomnianej ukrytej osi), pojazd miał też przegub by móc pokonywać chociaż łagodne zakręty - oczywiście to właśnie w miejscu przegubu mógł nastąpić podział. Z tyłu do dyspozycji było jacuzzi i... lądowisko dla helikoptera (nad jacuzzi). To ostatnie było jak najbardziej zdatne do użytku - na zdjęciu poniżej sami możecie zobaczyć, że śmigłowiec „zaparkował” na limuzynie. Wnętrze było podobno podzielone na osobne pomieszczenia, w jednym z nich do dyspozycji było łóżko wodne.
Długość całkowita sięgała 30,5 m.
Moglibyście więc postawić obok Amerykańskiego Snu Solarisa Urbino 18 (przegubowego) i konwencjonalnego Urbino 12 (jak nazwy wskazują, mierzą one odpowiednio 18 i 12 m długości), i jeszcze zostałoby prawie pół metra przewagi ogromnego Cadillaca. To wystarczyło, by w połowie lat 90. limuzyna trafiła do Księgi rekordów Guinnessa.
Do napędu zastosowano dwa silniki. Jeśli zastosowano po prostu jednostki Cadillaca, to w 1976 r. były dwie możliwości, oczywiście obie w jedynym słusznym układzie V8: 7.0 i 8.2. Moce pojedynczych motorów (podawane według zaleceń normy SAE J1349, czyli z uwzględnieniem osprzętu, ale bez skrzyni biegów) wahały się w zakresie od 180 (gaźnikowy 7.0) do 215 KM (8.2 z wtryskiem paliwa). W oryginale napęd za pośrednictwem 3-biegowego automatu trafiał na koła przednie.
Pierwszy z silników prawdopodobnie ulokowano pod wydłużoną przednią maską. Odpowiadał on, jak sądzę, za napęd jednej z przednich osi. Drugi motor znajdował się pomiędzy kabiną pasażerską a jacuzzi, co zdradzają boczne wloty powietrza. Proste i praktyczne - można było sobie odpalić V8 i tym samym podgrzewać wodę, zamiast marznąć.
Jak nietrudno się domyślić, auto nie było zbyt często używane.
W końcu odstawiono je na parking w New Jersey, gdzie latami stało i gniło. Widoczny poniżej film nagrano w 2013 r. Pojazd jest od kilku lat w posiadaniu Autoseum, gdzie młodzi pasjonaci uczą się renowacji pojazdów pod okiem specjalistów. Remont rozpoczął się jednak dopiero w sierpniu 2019 r.
W tej chwili proces odbudowy jest chwilowo przerwany z powodu epidemii koronawirusa, ale - jak mówi Mike Manning, dyrektor Autoseum - renowacja powinna zakończyć się do wiosny 2021 r. Nie jestem co prawda przekonany, czy jakość auta odrestaurowanego przez uczniów będzie wysoka, ale - szczerze mówiąc - w tym przypadku aż tak bym się tym nie przejmował. Nie wierzę bowiem, by auto bezpośrednio po zbudowaniu było jakościowym majstersztykiem.