REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Felietony

Motoblender 18: Stany idą na wojnę, Niemcy wywiesili białą flagę zamiast Francuzów

Witam w niedzielny poranek i zapraszam na kolejny Motoblender, czyli przegląd obiektywnie prawdziwych niusów podlanych subiektywnym sosem. 

08.07.2018
8:13
motoblender
REKLAMA
REKLAMA

Wchodzą w życie amerykańskie cła na import towarów z Chin

Prezydent Trump wciąż nie może (a może nie chce?) dogadać się z Chinami i zaczyna wytaczać coraz cięższe działa. Albo inaczej - zamiast się dogadywać, rządy obu krajów licytują się kto komu bardziej dołoży. Zaczyna Trump - w piątek weszły w życie ograniczenia celne na towary warte 34 mld dolarów. Chiny zapowiadają gotowość do odwetu i też przygotowały podobną listę. Na co Trump się odgraża, że on to już ma listę na 500 miliardów. I już się mówi, że to najpoważniejsza wojna handlowa w historii Stanów Zjednoczonych.

Kto na tym korzysta? Z pewnością nie Amerykanie. Ci, którzy żyli z eksportu do Chin mają przechlapane. Ich towary staną się droższe i pewnie przestaną być atrakcyjne dla Chińczyków. Wśród poszkodowanych są też producenci samochodów. I nie chodzi wyłącznie o marki amerykańskie (eksportuje Chevrolet, Ford, Lincoln czy Jeep). Po uszach dostanie też Mercedes czy BMW, którzy eksportują ze Stanów więcej niż Amerykanie. Przechlapane będą mieć zwykli Amerykanie, bo przez cła importowe nałożone na towary z Chin również w Stanach część towarów będzie musiała podrożeć. Ale jak zagłosowali tak mają.

Populiści twierdzą, że ograniczenie importu rozrusza gospodarkę. Skoro import nie będzie się opłacał, będzie trzeba zacząć produkować u siebie. No i fajnie, jeśli wojna handlowa się utrzyma, to pewnie faktycznie za parę lat coś się zmieni w kwestii produkcji w USA. Tylko pytanie, czy wówczas do pracy będą jeszcze potrzebni ludzie. Według badań Uniwersytetu w Bostonie każdy kolejny robot w amerykańskiej gospodarce zastępuje 5,6 człowieka. Dziś na 1000 pracowników przypada 1,75 robota, ale w 2025 ma być ich już 5,25.

Zagrożenie nałożeniem 20-proc. cła na import samochodów składanych w Europie już przyniosło efekt - kanclerz Merkel deklaruje chęć powrotu do tematu zniesienia obowiązującego na naszym kontynencie 10-procentowego cła na import amerykańskich samochodów. Wprowadzenie takiego cła przez Amerykanów byłoby kolejnym ciosem w europejskich producentów. A właściwie głównie dla niemieckich. I tu pojawia się problem - zniesienie cła wymagałoby zgody Unii Europejskiej, a pozostałe kraje członkowskie mogą wcale nie widzieć w tym interesu. Tacy np. Francuzi nie eksportują samochodów do Stanów, więc wprowadzenie amerykańskiego cła nie robi na nich wrażenia. Jednak skoro Unii udało się dogadać w tej kwestii z Japonią, to może faktycznie uda się i ze Stanami. Wówczas wszyscy, z Francuzami włącznie, mogliby sobie taniej kupować np. Tesle. 

Chodzi o test brake-and-roll, który polega na rozpędzeniu pojazdu do określonej prędkości i sprawdzeniu odczytów na urządzeniach diagnostycznych pozwalających na sprawdzenie jak jak zachowuje się dany pojazd - czy wszystkie elementy są odpowiednio zmontowane, czy prawidłowo przyspiesza, jak działają hamulce itp. Jest to test standardowy wykonywany podczas produkcji samochodów. Elon Musk, dążąc do osiągnięcia zakładanych celów produkcyjnych, stwierdził, że od 26 czerwca nie będzie testował w ten sposób Modeli 3, które produkuje w postawionym na szybko na terenie fabryki namiocie. 

Przedstawiciele Tesli twierdzą jednak, że nie ma powodów do paniki, bo każdy samochód po zjechaniu z linii produkcyjnej przechodzi serię testów drogowych. Podobno przechodzi identyczny zestaw testów, tylko na torze, a nie na urządzeniach testowych, co w sumie ma gwarantować ten sam poziom bezpieczeństwa każdego egzemplarza.

Jeśli Musk chce w końcu udowodnić światu, że na Teslach da się zarobić i że firma może przynosić zyski, nie może sobie pozwolić na jakościową wpadkę. Czas pokaże, czy i w tym przypadku wykazał się wizjonerskim podejściem do tematu i nie będzie żałował tej decyzji.

A wygląda na to, że ludzie jeszcze przez długi czas będą zainteresowani prowadzeniem samochodów, bo...

Do takich wniosków doprowadziły trzyletnie badania, na które rząd brytyjski wydał 5 mln funtów. Wynika z nich, że tylko połowa posiadaczy prawa jazdy w Wielkiej Brytanii byłaby w stanie oddać kierownice w ręce robota. Byliby np. gotowi do skorzystania z autonomicznych taksówek. Ale o ile podróż nie kosztowałaby więcej niż pół funta za milę - czyli mniej więcej tyle, ile wynosi koszt przejechania autobusem. 

Po co? Bo może. Bo ma z czego i ma kim. W końcu Japończycy mają szerokie portfolio produktów - od silników do łódek, aż po odrzutowce. Wzięli więc swój traktor do koszenia trawy HF 2622 i wsadzili w niego litrowy silnik z motocykla CBR1000RR Fireblade. Za projekt odpowiadają inżynierowie z Team Dynamics - firmy partnerującej Hondzie w cyklu BTCC. Prace wciąż trwają - w końcu wstawienie 190-konnego silnika w konstrukcję traktora do koszenia trawy to nie jest zajęcie dla pierwszego z brzegu Cytryna i Gumiaka. 

Czy taki projekt ma sens? Pewnie tyle samo, co wydanie

Miejsc parkingowe w tej byłej brytyjskiej kolonii może okazać się lepszą inwestycją niż zakup normalnej nieruchomości. Wciąż przybywa tam wieżowców i samochodów, a na budowę parkingów szkoda miejsca. Od 2006 roku ceny domów wzrosły 3,4-krotnie. W tym samym czasie miejsca parkingowe podrożały 6-krotnie. W tym samym okresie liczba samochodów zwiększyła się o 49 proc., a liczba miejsc postojowych - o 9,5 proc. W efekcie np. W dzielnicy Ho Man Tin w mieście Kowloon miejsce postojowe kosztuje nawet 765 000 dolarów. W efekcie bogaci mieszkańcy decydują się na przechowywanie swoich aut w Stanach. Zamiast kupować miejsca postojowe wolą wydawać pieniądze na kolejne auta. Też bym wolał. Za te pieniądze kupiłbym sobie lekko z 500 wymarzonych aut.

źródło: https://www.iol.co.za/motoring/daring-granny-80-drives-from-cape-town-to-london-15786840
REKLAMA

Julia Albu stwierdziła, że ma 80 lat, a jej Corolla 20, więc w sumie mają 100 i są na 100 proc. gotowe na taką podróż życia. Autem przejechała wcześniej 200 tys. mil, nigdy jej nie zawiodło więc stwierdziła, że nic nie stoi na przeszkodzie by pojechać nim w odwiedziny do córki do Londynu. Bagatela - 12 000 km. Przygotowania objęły montaż bagażnika dachowego, zwiększenie prześwitu i obszycie wnętrza nową tapicerką. Podróż trwała ponad rok, a najpoważniejszą usterką, jaka dotknęła auto było poluzowanie kilku nakrętek. Julia wyjechała już z Londynu i rozpoczęła podróż powrotną. I tak trzeba żyć! 

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA