REKLAMA

Mercedes nie stoi w jednym rzędzie z BMW i Audi. To trochę inna liga. Test C200 4MATIC

Dostaję dreszczy i jeżą mi się włosy, kiedy słyszę o „segmencie premium” w motoryzacji. Od lat próbuję dojść do tego, czym ten segment miałby być. Klasa C po liftingu dała mi jakieś wskazówki.

Mercedes C200
REKLAMA
REKLAMA

Wszyscy producenci oprócz Dacii zgodnie twierdzą, że ich samochody należą do segmentu premium. Znalazłem takie informacje w prezentacjach takich marek jak Opel, Skoda czy Ssangyong. Jednak w ogólnym, powszechnym rozumieniu do segmentu premium należą ponoć Audi, BMW, Mercedes, Lexus, Infiniti, Jaguar, ewentualnie Cadillac – czyli wszyscy ci, którzy robią samochody droższe niż konkurencja. Tyle że te samochody nie różnią się jakoś szczególnie od tych zwykłych. Kiedyś spędziłem cały dzień w wielkim autokomisie robiąc zestawienie aut klasy średniej i przesiadałem się cały dzień z BMW do Audi, z Audi do Volkswagena, z VW do Opla, a z Opla do Citroena i Citroen wyglądał w środku o wiele ładniej niż Audi, a BMW z takim samym przebiegiem jak Passat prezentowało się w kabinie wyraźnie gorzej. Zawsze miałem wrażenie (i mam je w dużej mierze do dziś), że to całe premium to czysty chwyt marketingowy.

Dlatego z lekkim niepokojem odbierałem klasę C kombi w wersji C 200 4MATIC. Wiadomo, jaką pozycję ma Mercedes. Nikt nie powie „Audi wśród maszyn do szycia”, tylko „Mercedes wśród…”. Obawiałem się, że nie znajdę tego premium w tym samochodzie i będzie chryja. Przejechałem nim ponad 800 km i trochę je (go?) znalazłem.

Uruchamianie

Za wybitnie niepremiumowy uważam dźwięk rzężącego rozrusznika. Dlatego klasa C, która odpala bez rozrusznika, jak jakieś przedwojenne DKW z dynastarterem, zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Jest to system EQ Boost, w ramach którego zastosowano połączenie rozrusznika z alternatorem pod nazwą BSG (Belt-driven Starter Generator). Poliftowa klasa C ma też system mild hybrid i 48-woltową instalację elektryczną. Powodzenia z wymianą żarówek. Ale nieważne – ważne, że silnik startuje niezwykle miękko i cicho. Pamiętam, że jeździłem kiedyś BMW serii 1 z 3-cylindrowym silnikiem, które przy każdym uruchamianiu próbowało wytrząsnąć mi resztki mózgu z głowy przez uszy. Tak że w tej kwestii Mercedes zrobił coś naprawdę dobrego. Tak dobrego, że nie wyłączyłem systemu start-stop ani na moment, bo po prostu mi nie przeszkadzał.

Druga sprawa to skrzynia biegów. Samodzielna zmiana biegów zupełnie nie jest premium, ale na szczęście w Mercedesie to już przeszłość i klasa C oferowana jest ze skrzynią automatyczną. Ale „automat” „automatowi” nierówny i niektóre pracują tak słabo, że odbierają samochodowi cały klimat premium. I tu też się nie rozczarowałem. Klasa C ma dziewięciobiegową przekładnię automatyczną, która działa… przyjemnie powoli, dzięki czemu jazda jest płynniejsza. Nie ma w niej niczego sportowego, choć samochód jest dość szybki. Natomiast dziewięć biegów błogosławi się w trasie, która prowadzi po autostradzie. Dawno nie podróżowałem w takiej ciszy przy 140 km/h.

Mercedes C200 4MATIC

Silnik? Mam mieszane uczucia.

To zupełnie nowa jednostka M264, przedstawiona w zeszłym roku. Z 1,5 litra pojemności osiąga 184 KM, ma oczywiście turbodoładowanie i bezpośredni wtrysk paliwa, nie można też zarzucić jej braku mocy. Jeśli już poszukujemy „premium”, to zarzucam jej zbyt głośną pracę na wolnych obrotach. Natomiast w tej kategorii nie może paść zarzut o zbyt wysokie spalanie. W końcu auta klasy premium są kupowane przez ludzi zamożnych, dla których litr w tę czy wewtę nie ma znaczenia. Ale nie mogę tego pominąć: ten nowiutki majstersztyk techniki z łatwością wciąga 9 l/100 km. Korzyści z systemu mild hybrid są żadne. Za wysokie zużycie paliwa obwiniam system napędu na 4 koła, który kosztuje dodatkowo 10 tys. zł. Chętnie przejechałbym się klasą C 2WD i zobaczył, czy zużywa wyraźnie mniej benzyny.

Przejdźmy jednak do najważniejszej rzeczy – do wnętrza i tablicy przyrządów.

To tu decyduje się, czy samochód jest „premium”, czy też wręcz przeciwnie. Moje uczucia są tu mieszane. Z jednej strony – zachwyt. Kierownica ma wielkie, metalowe wstawki z niezwykle przyjemnego materiału. Nie mogłem się ich namacać, jadąc niezwykle nudną trasą Warszawa-Sosnowiec. Podobnie konsola środkowa z wielką obudową z drewna wręcz mnie zachwyciła. Tak właśnie wyobrażam sobie premium: jako coś przyjemnego w dotyku, dobrze wykonanego, wydającego jeszcze do tego ładny zapach, a nie cuchnącego rozgrzanym plastikiem w słoneczny dzień. Podkreślam, że te metalowe wstawki w kierownicy to element pakietu AMG Line – tego samego, który zamienia stojącą „gwiazdę” na masce na o wiele większą, ale w grillu.

Mercedes C200 4MATIC
Gra ładnie, ale bez szału. Nie warto dopłacać za Burmester.

Są też gorsze rzeczy. Tablet nad nawiewami – nie jest dotykowy, albo ja nie umiałem włączyć tej funkcji mimo wielu prób. Wygląda jak przyklejony w ostatniej chwili. Wiele osób zarzuca Mercedesowi, że nie było to najlepsze rozwiązanie stylistyczne i najnowsza klasa A (którą też przetestujemy, bez obaw) w środku została już rozwiązana inaczej. Jednak największy mój zarzut dotyczy wyświetlacza przed kierowcą ze wskaźnikami. Jest zbyt kolorowy, zbyt dyskotekowy i nie ma w sobie nic z elegancji. Wygląda jak ze Skody. Chociaż może i Skoda też jest teraz premium?

Mercedes C200 4MATIC
Czytaj zastrzeżenie na końcu tekstu

Kup raz i zostań

Co do obsługi całego pokładowego infotainmentu (co za słowo!), to trzeba się jej trochę pouczyć. Na przykład na kierownicy znalazły się małe panele, po których można przesuwać kciuk i tym sposobem zmieniać informacje na wyświetlaczu za kierownicą. Można też je wciskać, ale obok nich są dodatkowe przyciski „Home” i „Back”. Do tego mamy jeszcze pokrętło centralne z przyciskami wokół niego, a powyżej pokrętła umieszczono touchpad, który można wciskać palcem wywołując efekt haptyczny (całość lekko drga). To ma sens – jak już nauczysz się całej obsługi Mercedesa, to nie przesiądziesz się na inną markę, bo nie będzie ci się chciało uczyć się od nowa. Nie jest to jednak intuicyjne i parę razy łapałem się na tym, że jakaś czynność wywoływała zupełnie inny efekt od spodziewanego. Dotyczyło to głównie obsługi nawigacji i nawiewu. I tu właśnie nie wiem, czy komplikowanie obsługi i multiplikowanie informacji na ekranie jest premium czy nie? Obstawiam, że tak – ale z drugiej strony elegancka, czysta i ascetyczna forma wydaje się pozycjonowana wyżej niż rzeczy pstrokate, kolorowe i świecące.

Mercedes C200 4MATIC

Ale jak to, nie SUV?

Podczas gdy jeździłem Mercedesem, aż trzy osoby wyraziły zdziwienie, że to nie jest żaden taki tam „SUV czy tam krosower”, tylko takie zwykłe, uczciwe kombi. To tylko pokazuje, jak mocno marketing „wszedł” u klientów, którzy teraz samochód marki z wyższej półki kojarzą sobie automatycznie z SUV-em. A tu proszę – po prostu osobowe kombi, niepodwyższone. Oczywiście w gamie jest GLC, czyli klasa C w postaci SUV-a, ale klasyczna, zwykła klasa C donikąd się nie wybiera. I bardzo dobrze, bo dzięki niższemu nadwoziu auto jest cichsze i lepiej wyważone. Co do ilości miejsca – nie ma powodów do narzekań, bo i długość nadwozia nie jest mała. Jako kombi klasa C mierzy aż 478 cm przy 284-centymetrowym rozstawie osi. Jeszcze 4 centymetry i osiągnęłaby długość „okulara” W210, a rozstawem osi nawet go przewyższa.

Mercedes C200 4MATIC

Czy kupiłbym samochód klasy premium?

W sumie już kupiłem – mój „okular” to ponoć właśnie segment premium. Tyle że 20 lat temu ta różnica była jednak większa. Dziś wszyscy aspirują do premium, a tradycyjni producenci starają się uciekać do przodu. Jako że różnice w materiałach czy własnościach jezdnych zacierają się, producenci musieli wymyślić coś innego, oferując coraz to nowe elementy wyposażenia, a przede wszystkim komplikując do absurdu proces konfiguracji takiego pojazdu. Premium wynika z tego, że możesz mieć Mercedesa właściwie jakiego chcesz, w przeciwieństwie do aut tanich marek, które są oferowane w trzech liniach wyposażenia i z listą opcji ograniczającą się do 5-7 pozycji.

Mercedes C200 4MATIC

Pobawiłem się konfiguratorem klasy C i niestety zdążyłem tylko się zdenerwować. Po zaznaczeniu opcji „keyless go” (to nie jest w standardzie? SERIO?) za 4660 zł cena z nieznanego powodu wzrosła o 46 875 zł. Ponoć keyless go wymaga jeszcze domówienia trzech innych pakietów i to tyle kosztuje. Ostateczna cena wyniosła 240 000 zł. Może chodzi o to, że potencjalny klient umęczony stopniem skomplikowania konfiguratora powie w końcu „proszę zaznaczyć wszystko”. Wtedy będzie premium – wersja „bazowa”, która występuje tylko wirtualnie, nie ma w sobie nic z premium. Dlatego chętnie kupiłbym samochód premium (przypuśćmy, że pieniądze nie grają roli), pod warunkiem, że byłby już gotowy i skonfigurowany.

Rozwijając temat z tytułu:

Najwięcej tego, co kojarzy mi się ze słowem „premium” (którego użyłem w tym tekście już pewnie z kilkadziesiąt razy), znajduję właśnie w Mercedesach. BMW jest sportowe, Audi jest sterylnie nowoczesne. Mercedes jest nobliwy. To trochę inny klimat niż rywale. Nie jest agresywny, nie próbuje nikogo spychać z pasa - może w wersji AMG Line trochę bardziej, ale z klasyczną gwiazdą na masce w ogóle nie sprawia takiego wrażenia. Dlatego też wydaje mi się, że klient na Mercedesa nie pójdzie po BMW i Audi, bo nie jest ani gadżeciarzem, ani fanem sportowej jazdy.

REKLAMA
Mercedes C200 4MATIC

A teraz takie zastrzeżenie: czemu dałem zdjęcia wnętrza z pakietu prasowego? Czyżbym był leniwy i nie chciało mi się zrobić paru fotek środka? Otóż podczas zawracania w trakcie sesji auta z zewnątrz zawadziłem oponą o krawężnik przy prędkości 1 km/h i rozerwałem ją w drobny mak. Nieszczęśliwy wypadek, ale nie było żadnej możliwości przetoczyć samochodu na feldze w zacienione miejsce, żeby sfotografować wnętrze. Trzeba było zająć się wzywaniem lawety. No bo koła zapasowego nie ma, koło zapasowe zupełnie nie jest premium…

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA