REKLAMA

Hybrydowy cyrk ma nowego klauna. To niemal 900-konny SUV

Lynk & Co 900, bo o nim mowa, to najnowszy SUV chińskiego koncernu Geely. Byłby nawet całkiem ciekawy, gdyby tylko... nie był tak mocny.

Lynk & Co 900
REKLAMA

Lubię hybrydy, naprawdę. O ile jednak rozumiem, że dla kogoś hybrydy plug-in mogą być bardzo fajnym rozwiązaniem, to sam pozostaję zwolennikiem zwykłych hybryd zamkniętych, jakich pełno w ofercie Toyoty czy Hyundaia. W większości przypadków PHEV-y (czyli właśnie te plug-iny) osiągają jakiś poziom popularności głównie z powodu różnego rodzaju zachęt finansowych. Jakiś czas temu było nawet głośno o tym, że choćby w Wielkiej Brytanii większość hybryd z możliwością ładowania z gniazdka z tejże możliwości nigdy nie korzysta - a przecież Wielka Brytania nie jest tu wyjątkiem.

Do tego mamy setki dodatkowych kilogramów przewożonych w takich przypadkach tak naprawdę bez sensu, zwłaszcza biorąc pod uwagę wyraźnie pogorszone prowadzenie takich aut. Że osiągi są lepsze? No są, bo hybrydy plug-in zwykle są znacznie mocniejsze od swoich zamkniętych odpowiedników, ale co z tego, skoro to przy byle okazji piszczy oponami i gorzej resoruje.

REKLAMA

Ale popularność PHEV-ów nadal rośnie

I nadal ma to zwykle niewiele wspólnego z realnym zapotrzebowaniem klientów. Dla producentów jest to jednak okazja, by chwalić się super-niskim zużyciem paliwa (mhm...) i zadziwić świat parametrami swoich aut. Istotnie - zadziwiają. Do tego stopnia, że jest to już po prostu groteskowe - i jednym z takich groteskowych samochodów jest nowy SUV od Geely, czyli Lynk & Co 900.

Lynk & Co 900

Sam fakt, że Lynk & Co 900 jest hybrydą plug-in, to żaden problem

Oczywiście jako fan hybryd zamkniętych życzyłbym sobie, żeby i taka wersja była w gamie, ale okej - nie ma to nie ma, trudno. Nie potrafię jednak znaleźć żadnego, ale to żadnego wytłumaczenia, dlaczego żadna z trzech wersji tego SUV-a nie schodzi z mocą poniżej - werble - 720 KM. SIEDMIUSET DWUDZIESTU KONI MECHANICZNYCH. A potem są jeszcze odmiany 734- i właśnie 884-konna (!!!).

Lynk & Co 900

Już samo to jest doprawdy niezwykłe, bo Lynk & Co 900 nie jest samochodem, który ma choć odrobinę sportowy charakter, to nie jest nic w stylu, dajmy na to, Porsche Cayenne Turbo S czy Jeepa Grand Cherokee Trackhawk. Wręcz przeciwnie - to po prostu duży (5,24 m długości), 6-osobowy pojazd, w którym duży nacisk położono na zdolności w zakresie jazdy autonomicznej i po prostu na komfort - przykładowo fotele w drugim rzędzie można obrócić tyłem, a do dyspozycji osób w pierwszym rzędzie jest ekran o przekątnej 30 cali i rozdzielczości 6K, a za resorowanie odpowiada zawieszenie pneumatyczne. I to wszystko przy cenach na poziomie 42,5-57,6 tys. dol. (chwilowo nawet taniej o niespełna 3 tys. dol.), czyli nie więcej niż ok. 216 tys. zł.

Ta grafika jest okropna, ale to zarazem na tę chwilę jedyna oficjalna, gdzie widać tył tego modelu.

Dalej jest jeszcze śmieszniej

Wiecie, jaką pojemność i moc ma silnik spalinowy odmian 734- i 884-konnej? To 254-konna dwulitrówka. Ale to jeszcze nic, bo Lynk & Co 900 w wersji 720-konnej ma 190-konny silnik 1.5. Śmiejemy się z Renault Espace, które ma 131-konny silnik 1.2 i moc systemową na poziomie 200 koni, a na to wchodzą Chińczycy ze 190-konnym 1.5 w ponad 700-konnym SUV-ie. Cyrk. Cyrk tym większy, że 884-konny wóz przyspiesza do setki w 4,3 s - po pierwsze, to nie jest to w tego typu aucie bez sportowych aspiracji do niczego potrzebne (zdecydowana większość kierowców i tak nie ma wystarczających umiejętności, by móc takie osiągi bezpiecznie wykorzystywać), a po drugie, to jest wynik na poziomie słabszego o 384 KM Porsche Cayenne GTS - które przy okazji się jednak bardzo dobrze prowadzi, i to nie tylko bardzo dobrze jak na SUV-a.

Oczywiście da się to jakoś wytłumaczyć, te słabe osiągi - Lynk & Co 900 waży bowiem, zależnie od wersji, od 2660 do 2820 kg. W oczach wielu urzędników te ciężkie pojazdy są takie fajne i ekologiczne i w ogóle to nic tylko pasiekę w bagażniku założyć, a na dachu trawę wysiać.

Ciekawi mnie też, że to auto jest podobno spokrewnione z innym chińskim modelem - to Zeekr 9X, który rzekomo ma do 100 km/h przyspieszać w czasie krótszym niż 4 s, a może i zbliżającym się do 3 s. Jak? Czyli co, Zeekr 9X będzie mieć 2800 koni i 2,5-litrowy silnik? Komedia.

W świetle tego, co napisałem wyżej, doprawdy nie rusza mnie fakt zastosowania w tych hybrydach plug-in akumulatorów o sporej pojemności 44,85 lub 52,38 kWh. Przy tak ogromnej masie własnej, do której zresztą same się w znakomitym stopniu przyczyniają, Lynk & Co 900 jest w stanie przejechać zaledwie 220-280 km na samym prądzie. I to zgodnie z kryteriami cyklu CLTC - przy zastosowaniu WLTP, te wartości spadłyby o kilkadziesiąt kilometrów.

Ale ty pij przez papierowe słomki, bo Chiny się bawią (i nie tylko one)

A niech tam, niech to wszystko sobie istnieje, niech ma się dobrze, niech to nawet ludzie kupują, jeśli chcą. Tylko niech jeden z drugim nie ważą się stwierdzić, że to ma cokolwiek wspólnego z ekologią, bo pogryzę.

I tak, wiem - brzmię jak bym był postacią z mema stary człowiek krzyczy na chmurę. Być może - ale po prostu denerwuje mnie już takie marnotrawstwo zasobów i tak bezsensowne projekty w zakresie układów napędowych.

Dobrze, że z Fiatem nie współpracują, bo jeszcze by tam wsadzili 0.9 TwinAir.

REKLAMA
Lynk & Co 900
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-04-29T17:05:10+02:00
Aktualizacja: 2025-04-29T12:17:52+02:00
Aktualizacja: 2025-04-29T10:39:10+02:00
Aktualizacja: 2025-04-28T16:23:40+02:00
Aktualizacja: 2025-04-28T12:32:52+02:00
Aktualizacja: 2025-04-28T11:02:52+02:00
Aktualizacja: 2025-04-27T11:47:30+02:00
Aktualizacja: 2025-04-25T19:50:47+02:00
Aktualizacja: 2025-04-25T10:40:37+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA