Gdy Range Rover Evoque cabrio to za mało: oto Defender Convertible. Powstanie 5 sztuk
Kabriolet na bazie najnowszego Land Rovera Defendera nie jest seryjną produkcją marki, tylko firmy Heritage Customs. Zakup nie będzie ani tani, ani prosty.
Temat SUV-ów cabrio co jakiś czas do nas powraca. Lista tych, które wyjeżdżają z fabryki ze składanym dachem, jakoś nie chce się wydłużać. Nadal obejmuje Nissana Murano, Volkswagena T-Roca i Range Rovera Evoque. Ale jakiś popyt na wozy tego typu istnieje. Świadczą o tym różne „projekty”, o których od czasu do czasu wspominamy. Niedawno pisałem o (absolutnie zresztą paskudnym) Porsche Cayenne pierwszej generacji, pozbawionym dachu przez pewną amerykańską firmę.
Teraz „pod nóż” trafił nowy Land Rover Defender
Czy to SUV czy terenówka? Jestem przekonany, że rozmowy na ten temat rozgrzewają środowisko offroadowców nie od dziś. Jeżeli uznamy – raczej zgodnie z prawdą – że bliżej mu do terenówki, naturalną konkurencją stają się takie wozy jak Ford Bronco i Jeep Wrangler. Obydwa są dostępne w odmianach ze zdejmowanym dachem. Tymczasem Land Rover nie daje klientom takiej możliwości. Są „skazani” na szyberdach.
Chyba że odezwą się do firmy Heritage Customs
To holenderskie przedsiębiorstwo od dawna specjalizuje się w przerabianiu Land Roverów. Ich najnowsze dzieło to Defender Valiance Convertible. Jak sama nazwa wskazuje, mówimy o kabriolecie. Powstanie na bazie modelu 90, czyli „krótkiego” Defendera. Całe szczęście, bo długi kabriolet wyglądałby dramatycznie.
Firma zaprojektowała trzy wersje stylistyczne, które dość mocno się od siebie różnią. Pierwsza nosi nazwę Côte d'Azur i rzeczywiście kojarzy się z Lazurowym Wybrzeżem. Ma 22-calowe felgi otoczone oponami z białymi bokami. Nadwozie pokryto niebieskim lakierem, a dach jest brązowy. Estetyczne… choć mocno krzykliwe.
Druga odmiana to Land Rover Defender cabrio Kokkini Paralia
Skoro to kabriolet, wakacyjne skojarzenia są jak najbardziej na miejscu. Kokkini Paralia to słynna plaża na Santorini, wyróżniająca się czerwonym piaskiem. Land Rover ma lakier w podobnym kolorze. Wygląda dość „sportowo” – ma czarne felgi i różne ciemne akcenty.
Najładniejszy Land Rover Defender cabrio to jednak – przynajmniej moim zdaniem – ten o nazwie Solihull Sand. Jego zielony lakier i białe, stalowe felgi przywodzą na myśl dawne modele marki. Rzeczywiście – firma podkreśla, że Solihull Sand nawiązuje do pierwszego Land Rovera z 1948 roku, jaki ujrzał światło dzienne.
Niestety, powstanie tylko pięć egzemplarzy „Defa” Valiance
Przyjemność korzystania z półelektrycznego dachu (to oznacza, że najprawdopodobniej trzeba go ręcznie odblokować, a resztę pracy wykonują silniczki) będzie miało tylko pięciu szczęśliwców. Firma – przynajmniej jak na razie – nie planuje stworzyć więcej egzemplarzy modelu Land Rover Defender cabrio. Cena każdej wersji jest taka sama. To 138 tysięcy euro (czyli 637 tysięcy złotych), ale bez uwzględnienia różnych lokalnych podatków i kosztów transportu. „W cenie” jest Defender 90 o wartości 65 tysięcy euro (300 tysięcy złotych), będący podstawą przeróbki.
Dwie pierwsze wersje to dla mnie zbyt dużo, ale zielonym bym jeździł. Dziwne, że Land Rover nie planuje zbudowania fabrycznej wersji bez dachu.