Ten pojazd nie lęka się śmieszności. Lampago coś to rozwiązanie moich problemów (prawie)
Tureckie coś o nazwie Lampago jest odpowiedzią na moje potrzeby. Niestety, prawie, bo sensu za wiele tu nie ma.
Mam takie małe pragnienie, by obudować elektryczną hulajnogę, którą posiadam. Ma wiele zalet, ale i sporą wadę — jest jednoosobowa. Formalnie na pewno jest jednoosobowa, nie można hulajnogą elektryczną jeździć w parze. W praktyce też, bo jest zbyt delikatna. Hulajnogi z miejskich wypożyczalni znoszą w milczeniu nadkomplet pasażerów, ale zaprojektowano je, by były trochę bardziej niezniszczalne. Moja taka nie jest. Chciałbym dobudować sobie do niej przyczepkę na dziecko, nawet bardziej niż na zakupy. Albo kupić jakiś chiński body kit, żeby przerobić ją na coś w rodzaju gokarta z jednym napędzanym kołem. Opędzlowałbym takim pojazdem 90 proc. moich potrzeb transportowych w mieście. Byłbym bardziej eko niż wszyscy posiadacze elektrycznych samochodów, ale dotychczas nie znalazłem nic, co zaspokajałoby moje oczekiwania. Miło mi, że nie jestem jedyną osobą, która ma potrzebę przemieszczania się czymś dziwnym. W Turcji też ktoś taki mieszka, bo stworzono tam Lampago.
Lampago — co to jest?
Lampago oznacza po hiszpańsku błyskawicę, choć jest produkcji tureckiej. Raczej nie wystartujemy tym w wyścigu na jedną czwartą mili, ale mimo odważnej nazwy, nie po to to stworzono. Z pewnością bardzo krzywdzące będzie nazwanie tego pojazdu hulajnogą elektryczną z nakładką, ale trochę tak jest.
Pojazd ma silnik elektryczny o mocy 1000 W. Na rynku są dostępne hulajnogi o takiej mocy. Jego akumulatory mają pojemność 1,8 kWh i dzięki nim ma przejeżdżać nawet 40-70 km. Uciągnie nawet 200 kilogramów, czyli dwójka pasażerów — Lampago jest dwuosobowx — może być słusznych rozmiarów. Dla wielu osób złą informacją będzie prędkość maksymalna, bo wynosi ona 25 km/h, ale nie dla mnie. Idealna, żeby poruszać się po chodnikach i drogach rowerowych. Nawet można Lampago trochę spowolnić, ja sobie wszędzie powolutku dojadę.
Prestiż na pojeździe z PFRON-u
Te trzy kółka trochę mi się kojarzą z pojazdami, na które można dostać dofinansowanie z PFRON. To oczywiście nic złego, ale tamte wyglądają mniej prestiżowo. Pojazd ma koło zapasowe z tyłu i eleganckie dodatki. Możemy sobie wybrać kolor lakieru i cała reszta elementów będzie z nim spójna. Znajdziemy tu również kuferek, notesik, czy portfel. Bardzo to urocze.
Nie mogę się zdecydować, którą wersję kolorystyczną bym wybrał, ale chyba poszedłbym w złoty. Wahałbym się również nad dobraniem litowo-jonowych akumulatorów, zamiast żelowych, bo przecież chcę być eko.
Trzymajcie mnie w kraju
Zaprawdę powiadam Wam, trzymajcie mnie z daleka od tej Brukseli, bo według mnie wszyscy powinniśmy jeździć czymś takim i ja bym to zarządził. Większość codziennych podróży da się załatwić takim pojazdem, tylko dach bym dołożył. Nie ma żadnej potrzeby angażowania dwutonowego zbioru stali i różnych rzadkich metali, żeby przemieścić się na miejskim dystansie. W dodatku wciąż można czuć prestiż.
Jest to prawie doskonałe rozwiązanie dla moich potrzeb. Pomijam, że to nie ma dachu, ale w Polsce nigdzie nie dałoby się tym przemieszczać. Jedyną legalną przestrzenią dla tego typu pojazdu jest jezdnia, więc podziękuję. Przed zakupem powstrzymuje mnie też cena, bo Lampago kosztuje mniej więcej 30 tys. zł. Jednak poszukam czegoś z Chin, choć przyznaję, było blisko, żebym na poważnie się ucieszył.
Czytaj dalej: