REKLAMA

Nie, samochody elektryczne nie stracą możliwości ładowania się z gniazdka. Ale to i tak bez sensu

Nie zgadzam się z awanturą o ładowanie samochodu elektrycznego z gniazdka. Nie macie się czego bać, jeśli w waszych domach i garażach zakończył się już stan wojenny.

ładowanie samochodu elektrycznego z gniazdka
REKLAMA
REKLAMA

Wbrew temu, co niektórzy o nas myślą, redakcja Autobloga nie jest monolitem. Nie wszyscy mamy jednakowe poglądy na tę samą sprawę i nie odbywają się u nas poranne zebrania, na których ktoś mówi nam, o czym należy pisać i w jaki sposób. Możemy się ze sobą nie zgadzać i często tak właśnie robimy (gdybyście tak widzieli nasz firmowy czat…). Dlatego gdy przeczytałem artykuł red. Tymona o ładowaniu samochodu elektrycznego z gniazdka, pomyślałem „no nie, tak być nie będzie” i usiadłem do klawiatury.

Zanim przejdę do rzeczy: nie jestem szczególnie zapalonym (ha, ha!) elektroentuzjastą. Lubię jeździć autami na prąd, ale nie skaczę ze szczęścia na myśl o nieuniknionej transformacji europejskiego parku maszynowego na elektryczny. Gdy mam jechać w trasę, bronię się rękami i nogami przed wzięciem wozu EV, bo nie lubię związanego z tym planowania, wyliczania i szukania, która ładowarka akurat działa i która z miliona aplikacji ją obsługuje. Wiem, że elektromobilność mierzy się obecnie z wieloma problemami „wieku dziecięcego” (tak, wiem, że samochody elektryczne mają ponad 100 lat, ale co z tego?) i ich użytkownicy napotykają czasami na niespodziewane kłopoty. Ale kwestii ładowania w garażu bym w to nie mieszał.

Ładowanie samochodu elektrycznego z gniazdka – problemy

Teza zawarta w tamtym artykule jest następująca: ładowanie „elektryka” ze zwykłego gniazdka 230V – takiego, jakie wasz dziadek miał w garażu – już wkrótce będzie niemożliwe, bo producenci aut i infrastruktury na tym nie zarabiają, a teraz i tak jest trudne, bo prędkość, z jaką wielkie akumulatory współczesnych wozów ładują się w ten sposób, jest mała.

Dlaczego to w połowie nie jest prawda, a w połowie owszem, ale nie powinniście się tym martwić? Już tłumaczę.

Po pierwsze – ładowanie samochodu elektrycznego z gniazdka to nie zawsze dobry pomysł

hybrydy plug-in ładowanie

Czy to gniazdko jest uziemione? Czy instalacja elektryczna jest w dobrym stanie? Trudno oczekiwać, że wóz będzie ładował się szybko, sprawnie i bez problemów, jeśli używamy do tego gniazdka, które powstało gdzieś w głębokim PRL i raczej po to, by podłączyć do niego na chwilę jakąś lampkę, ewentualnie odkurzacz, a nie nowoczesny samochód za setki tysięcy złotych. Gniazdka tego typu nie były nigdy projektowane z myślą o długotrwałym obciążeniu tego typu. To trochę tak, jakby tankować wóz, wlewając sobie paliwo do ust i plując przez słomkę do baku.

Nie sądzę też, żeby powolne tempo przyjmowania energii (czyli moc ładowania np. 1,44 kW zamiast 2,2-2,3) było spowodowane jakimś spiskiem czy celowym „zniechęcaniem”. Producenci mają zapewne lepsze rzeczy do roboty. Skąd tak wolne ładowanie? Może być to kwestia ustawień w aucie (prędkość ładowania da się ustawić) albo po prostu zabezpieczeń, blokujących prędkość w obawie o bezpieczeństwo pożarowe.

Po drugie – ładowanie samochodu elektrycznego z gniazdka należy traktować raczej jako awaryjne

Rzeczywiście, przy obecnych, naprawdę dużych akumulatorach naładowanie samochodu od zera do pełna w przydomowym garażu i ze zwykłego gniazdka może zająć wieki, nawet jeśli przyjmowana moc byłaby taka, jak powinna. Czyli może i dwa dni. Nie wyobrażam sobie jednak, by ktoś, kto ma samochód EV, robił tak za każdym razem. Raz, że mało kto potrzebuje codziennie pełnego zasięgu auta, dwa – że jeśli nawet, to przecież w końcu zamontowałby sobie gniazdo siłowe i kupił odpowiednią ładowarkę. Możliwość uzupełnienia energii ze zwykłego gniazdka w garażu to możliwość awaryjna, na wypadek wizyty „u cioci” i konieczności pilnego podłączenia wozu. Osoby, które jeżdżą autami EV na co dzień, zwykle mają odpowiednie ładowarki czy wallboxy.

Po trzecie – kup wallboxa

Oczywiście testy prasowe to zupełnie co innego, ale jeśli ktoś już wydał pieniądze na samochód elektryczny (nawet używany i relatywnie tani… wciąż nie jest taki tani), niemal na pewno stać go też na wallboxa i ma taki sprzęt. Dzięki temu ładowanie w domu jest o wiele, wiele szybsze. Odmawianie sobie takiego zakupu to utrudnianie sobie życia.

Podsumowując – nie ma sensu denerwować się, że samochód podłączony do gniazda przeznaczonego dla lampki do czytania nie ładuje się zbyt szybko. Tego typu ładowanie realni użytkownicy nowych wozów EV wykonują (jeśli mówimy o zwykłym gniazdku 230V, w dodatku bez uziemienia) rzadko i uważam, że producentom nie opłaca się nawet myśleć o ewentualnym wyrzuceniu podobnej możliwości z ich przyszłych produktów. To odpowiednik awaryjnego otwierania drzwi kluczykiem w wozie z systemem bezkluczykowym. A na publicznych ładowarkach za chwilę i tak wszyscy będą korzystać z tego samego standardu, co Tesla.

REKLAMA

Czytaj również:

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA