Zostały trzy dni robocze, żeby ocalić europejską motoryzację. Świąteczny apel chwyta za serce
Europejskie koncerny motoryzacyjne biją na alarm. Chodzi o to, że obecny kierunek polityczny UE zakończy się stratami sięgającymi 16 mld euro i katastrofą dla producentów z Europy. Ekologia nie ma z tym nic wspólnego.
Na stronie Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (ACEA) pojawił się właśnie ciekawy wpis. Organizacja żąda od przedstawicieli Unii Europejskiej zajęcia nowego stanowiska w sprawie dążenia wspólnoty do osiągnięcia neutralności klimatycznej w 2050 roku.
Obecnie sytuacja prezentuje się tak, że od początku 2025 roku zaczynają obowiązywać nowe limity emisji dwutlenku węgla znane jako dyrektywa CAFE. Jej głównym założeniem jest zmniejszenie limitu emisji CO2 dla producentów samochodów do średniej wartości 93,6 g/km. Jeżeli firmy się nie dostosują to „będą płacić". Zdaniem ACEA nowe zasady narażą europejski przemysł motoryzacyjny na straty rzędu 16 mld euro i mogą mieć katastrofalne skutki.
Jeszcze niedawno UE w ogóle nie przejęłaby się postulatami ACEA - tu trzeba robić politykę, a samochody i tak przecież wszyscy będą kupować. Jednak czasy się zmieniają i pojawiły się nowe czynniki, które znacznie umocniły pozycję stowarzyszenia. Po pierwsze ACEA i UE mają wspólnego wroga - chińskie koncerny motoryzacyjne, a po drugie do szeregów organizacji powrócił niedawno jeden z największych światowych graczy - Stellantis. A Stellantis jeśli chce, to potrafi namieszać. Przykładem niech będzie nieformalna wojna koncernu z włoskim rządem, która odbiła się czkawką na gospodarce kraju oraz kondycji konglomeratu.
Wybaczcie ten przydługi wstęp, ale elektryfikacja Europy to bardzo obszerny temat i gdyby ktoś kiedyś go spisał, to mogłaby powstać prawdziwa epopeja. W jej najnowszym akcie, silna jak nigdy ACEA bije na alarm. Konkretnie to publicznie wypłakuje się Luca de Meo - obecny prezydent ACEA oraz CEO Grupy Renault i chyba mogę powiedzieć, że mój znajomy - miałem okazję go poznać podczas jednej z premier Renault - to już prawie jak rodzina. Oto co powiedział.
Zdaniem szefa Renault problemem jest luka (ale nie Luca de Meo).
Bez jasnego oświadczenia politycznego Komisji Europejskiej do końca 2024 roku (...) przemysł samochodowy ryzykuje utratę do 16 mld euro potencjału inwestycyjnego, który przepadnie na poczet płacenia kar, redukcji produkcji, łączenia się z zagranicznymi konkurentami lub sprzedaży pojazdów elektrycznych ze stratą. Czekamy na rozpoczęcie strategicznego dialogu Komisji na temat przyszłości przemysłu motoryzacyjnego oraz przegląd przepisów dotyczących CO2 w 2026 roku. Producenci potrzebują obecnie jasności, aby mogli sfinalizować swoje strategie oraz dokonać konkretnych ustaleń dotyczących łączenia się i innych postanowień na rok 2025 ”
ACEA zwraca uwagę, że przed czterema laty spełnienie oczekiwań UE było w rękach producentów, a tym razem jest inaczej.
Spełnienie nowych rygorystycznych celów redukcji emisji CO2 jest coraz bardziej zależne od czynników poza bezpośrednią kontrolą producentów. Samo dostosowanie nowych samochodów nie wystarczy, ponieważ transformacja musi być napędzana przez rynek. Realia pokazują, że sprzedaż pojazdów elektrycznych obecnie utrzymuje się na poziomie dużo niższym od oczekiwanego. Jest to około 13 proc., czyli 10 punktów procentowych niższej niż zakładano. Dlatego ACEA oczekuje jednoznacznej deklaracji poparcia w obecnym momencie transformacji. Ma to kluczowe znaczenie dla zabezpieczenia konkurencyjności i miejsc pracy.
Tłumacząc to na prosty język...
ACEA twierdzi, że producenci posłuchali UE i zrobili samochody elektryczne, ale klienci ich nie kupują. A jeżeli samochody elektryczne się nie sprzedają, to producenci nie będą w stanie spełnić warunków CAFE i będą musieli płacić kary. To oznacza, że stracą pieniądze, którymi mogliby walczyć o supremacje europejskiej motoryzacji. Dlatego ACEA oczekuje, że UE odpuści i nie będzie nakładać kar na „swoich”. Inaczej zjedzą nas Chińczycy.
A jakie to ma znaczenie dla klientów?
Jak UE się nie ogarnie, to wejdą kary. Za te kary zapłacą klienci, bo producenci po prostu podniosą ceny. Ci z was, którzy ostatnio negocjowali zakup samochodu w salonie z pewnością byli straszeni CAFE.
A co zrobi Unia?
Moim zdaniem jeszcze nic, bo póki co wspólnota żyje w przekonaniu o swojej wielkości i moralnej wyższości dyktującej konieczność ekologicznej transformacji. Jak to wżyciu... musimy poczekać, aż coś się solidnie zawali. Te wszystkie głosy od producentów o chudych latach to taki początek, ale one nic nie znaczą, dopóki nie zbankrutuje jakiś wielki gracz.