Koniec elektrycznego szaleństwa w Polsce. Nie kupiliście takiego auta, to już nie kupicie
Albo kupicie, ale dużo drożej i przy o wiele mniejszym wyborze. Podobno wskutek październikowych zmian w programie NaszEauto dealerzy wyczyścili swoje zapasy, a pomogli w tym pośrednicy, którzy obecnie oferują te same auta, tylko drożej.
Sytuacje zakłócania normalnej równowagi podażowo-popytowej skutkują pojawieniem się osób, które próbują na tym zbić własny kapitał – zwłaszcza jeśli chodzi o pieniądze za darmo, które rozdają rządy państw europejskich, żeby klienci kupowali samochody elektryczne. W Polsce druga edycja dopłat, tym razem pod nazwą NaszEauto, miała powolny start, ale w ostatnim czasie rozkręciła się w sposób lekko niekontrolowany. Jak donoszą klienci, zakup auta elektrycznego z dopłatą jest już prawie niemożliwy, przynajmniej jeśli chcielibyśmy tę dopłatę otrzymać w całości.
Właśnie przedstawiono zaktualizowane statystyki programu NaszEauto
Złożono do tej pory 23 469 wniosków, to oznacza 62 proc. alokacji budżetu. Z tego ponad 17 tys. wniosków złożyły jednoosobowe działalności gospodarcze. A ile wypłacono? 1674, czyli 7,1 proc. Oznacza to ogromne przyspieszenie, ponieważ podczas poprzedniej publikacji z danych wynikało, że poziom wypłat wynosi nieco ponad 4 proc. liczby złożonych wniosków. Jeśli nie nastąpi znaczne przyspieszenie składania podań o dotację, to pieniędzy powinno w teorii starczyć do lutego 2026 r. Występują jednak pewne niespodziewane czynniki.
Skoro alokacja budżetu wynosi 62 procent, to w teorii jeszcze 38 proc. powinno być dostępne. Tak, ale to nie takie proste. Rzut oka na grupę „NaszEauto - dotacja na elektryka” uświadamia, że samochody z placów dealerskich są zarezerwowane przez „fliperów”, którzy powpłacali na nie zaliczki, a teraz chętnie odsprzedadzą te auta klientom końcowym, ale za procent od rządowej dotacji. Czyli inwestując stosunkowo niewiele, zarabiają 3000 zł na każdym aucie. Może chociaż pomagają w wypełnieniu wniosków... (nie wierzę w to).
Brokerzy rezerwują samochody i pośredniczą w podpisaniu umowy leasingu
To tak jakbym wszedł do sklepu spożywczego i broker zaproponowałby, że kupi w moim imieniu kilo pomidorów, oczywiście za prowizję. Wyśmiałbym go i próbował kupić pomidory samemu, ale okazałoby się, że wszystkie są zarezerwowane przez brokera. Taka właśnie sytuacja rozwija się teraz na rynku samochodów elektrycznych w Polsce. Nie bardzo wiem, jakim sposobem to jest w ogóle legalne, ale skoro nie jest zabronione...
Sprawdziłem, jak przedstawia się sytuacja na OLX – to dobry barometr rynkowy. Posortowałem samochody według roku produkcji (tylko 2025) i według napędu (elektryczny). Rzeczywiście zauważalny jest znaczny spadek podaży. Właściwie dużo jest tylko BYD-ów, a szczególnie przerzedziło się wśród Tesli (19 aut) i Volkswagenów (41 pojazdów). Niewiele więcej jest Fordów – 47 i Opli - 45. Wciąż względnie łatwo o elektryczne Renault, sporo jest także... Porsche – tu chyba przestrzelono z cenami. Jakieś zapasy mają jeszcze Hyundai i Kia. Ale ogólnie to jest cienko, można raczej narzekać na brak wyboru niż na wybór.
Co się stanie, gdy dotacje się skończą?
Nietrudno to przewidzieć. Sprzedaż stanie w miejscu. Znalezienie nowych klientów będzie graniczyło z cudem, bo kto miał sobie kupić samochód na prąd – już sobie kupił. Można się więc spodziewać pojawienia się znaczących rabatów. Stawiam, że w wielu przypadkach będą one wynosiły co najmniej tyle, co wysokość bazowej dopłaty. System dopłat państwowych to rodzaj uzależnienia od narkotyków, którymi są publiczne pieniądze. Gdyby ich nie było, sprzedaż jakoś tam by sobie szła. Podajesz kolejne dawki i słupki rosną, cyferki szaleją, wszyscy są zachwyceni – ale gdy to się skończy, to nastąpi taki zjazd, że trzeba będzie uważać wchodząc do salonu samochodowego, żeby nie wcisnęli nam auta elektrycznego.
Dlatego już się nie pchajcie. Teraz lepiej poczekać.
