2800 zł mandatu za coś, co widujesz codziennie. Nie udało się zaoszczędzić 5 zł
Złamana szczęka to nie jest jedyne zagrożenie związane z tą aktywnością. Jazda na hulajnodze bywa niebezpieczna, nawet gdy zachowasz uzębienie.

Gdyby kosmita wylądował w centrum polskiego miasta w sobotni wieczór, nabrałby fałszywego przekonania o hulajnogach elektrycznych. Mógłby odnieść wrażenie, że są to pojazdy dwuosobowe, którymi najszybciej jeździ się po zmroku. Z powodu ich porażającej szybkości, lepiej jest przed jazdą poważnie się znieczulić, żeby nie czuć strachu. I to wszystko musi być legalne, skoro tylu ludzi to robi.
Gdybym dostawał 1 dolara za każdym razem, gdy widzę dwie osoby na jednej wypożyczonej hulajnodze, to byłbym dziś prezydentem USA. Tymczasem, za taką aktywność fizyczną w stanie znieczulenia można dostać prawie 3 tysiące złotych mandatu, o czym przekonał się jeździec z Olsztyna.
2,8 tys. zł mandatu za jazdę na hulajnodze
Wszyscy na pewno uważnie czytają regulamin wypożyczenia takiej hulajnogi. Stoi tam napisane, że na tym sprzęcie jeździ się jednoosobowo. Złamanie regulaminu nic nie kosztuje, ale kosztuje złamanie przepisów, a tych też raczej nikt nie czyta. Prawo o ruchu drogowym stanowi, że na hulajnodze elektrycznej można poruszać się wyłącznie jednoosobowo. Pokusa zaoszczędzenia 5 zł okazuje się często silniejsza i zamiast dwu hulajnóg wypożycza się jedną.
Policjanci z Olsztyna zatrzymali w niedzielę kierującego hulajnogą elektryczną, gdyż przewoził pasażera. Zupełnie pechowo okazało się, że kierujący wydmuchał 1 promil alkoholu. Niespodzianka, jazda na hulajnodze w stanie nietrzeźwości również jest zabroniona. Za sam ten czyn należy się 2,5 tys. zł grzywny.
300 zł to już drobniaki
Przy tej kwocie, dodatkowe 300 zł za przewożenie pasażera wydaje się już drobnym wydatkiem. W zestawieniu z kilkoma złotymi, które pewnie pasażer musiałby dopłacić za jazdą drugą hulajnogą, jednak uwiera. Ciekawe, czy pasażer będzie skłonny zrzucić się na mandat, skoro to przez niego ich złapali? I to nie na 300 zł po połowie, tylko na całe 2,8 tys. zł. Przecież, gdyby nie jego obecność na hulajnodze, to policja nie zainteresowałaby się kierującym. Pasażer zaoszczędził 5 zł, a kierujący musi wyskoczyć z blisko 3 tys. zł, a jeszcze sąd może orzec zakaz prowadzenia pojazdów. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.
Można mówić, że kierujący miał pecha, ale tak naprawdę mógł mieć sporo szczęścia. Stoły operacyjne każdego dnia przyjmują jakiegoś wykolejeńca z hulajnogi. Łamanie szczęk na tych pojazdach to już prawie sport narodowy. Sam widziałem kolegę, który stracił prawie połowę zębów, bo zapatrzył się na sklepową witrynę, a krawężnik był zbyt wysoki. Wstawienie nowych było droższe niż przejazd taksówką.