Co najmniej 415 km dziennie w Hyundaiu i30 – 605 tys. km w cztery lata z 1.6 CRDi
Na sprzedaż trafił Hyundai i30 1.6 CRDI z 2017 roku z przebiegiem 605 tysięcy kilometrów. Jak wygląda po przejechaniu takiego dystansu?
„Nowe auta po stu tysiącach kilometrów nadają się tylko na śmietnik!” – na pewno słyszeliście kiedyś taką mądrość ludową. Można ją obalać na wiele sposobów, a jednym z nich jest przedstawienie świeżego samochodu, który pokonał o wiele większy dystans i wcale nie nadaje się jeszcze na wysypisko.
Na przykład takiego, jak pewien Hyundai i30 1.6 CRDI
Granatowe kombi wystawione na Otomoto pochodzi z 2017 roku, czyli z pierwszego roku produkcji nowej generacji modelu. Kosztuje zaledwie 15 900 zł, co jest wyjątkowo okazyjną kwotą jak za czteroletni kompakt. Niestety, rzut oka na zdjęcia w ogłoszeniu tłumaczy niską cenę. Uszkodzony jest zarówno przód, jak i obydwa boki auta, z czego lewy mniej, a prawy mocniej. To i30 wygląda, jakby z jednej strony „przytuliło” się do barierki, a z drugiej zawadziło jeszcze o jakiś samochód.
Zniszczenia nie są wielkie i nawet średnio wprawny zakład blacharsko-lakierniczy powinien sobie poradzić z takim ich usunięciem, że wóz będzie wyglądał, jakby nigdy nic się nie stało.
Ale jest jeszcze jedna tajemnica niskiej ceny tego Hyundaia
605 582 kilometry – właśnie tyle przejechała granatowa i30-tka. Zakładając, że auto ma równo cztery lata (choć może mieć trochę mniej) i jeździło przez 365 dni w roku, wychodzi na to, że codziennie pokonywało 414 kilometrów. Tak naprawdę, dzienny wynik musiał być o wiele wyższy, bo wóz najprawdopodobniej już od jakiegoś czasu stoi po kolizji, a poza tym pewnie nie jeździł w weekendy i święta – albo jeździł, ale mniej. Trzeba pamiętać też o czasie spędzonym w serwisach (ciekawe czy się psuł, no i jak często wymieniano mu olej i jeżdżono na przeglądy) czy o urlopach.
Całkiem możliwe, że granatowy Hyundai i30 kombi pokonywał więc dziennie nawet i 600 kilometrów. Ciekawe, czy jeździł „pod wodzą” jednego kierowcy. Jeszcze ciekawsze jest to, w jakiej firmie służył. Czy woził przedstawiciela handlowego? A może przesyłki albo pracowników na długie dystanse? Być może to zmęczenie kierowcy, który codziennie jeździł w bardzo długie trasy, odpowiada za kolizję, której skutki widać na zdjęciach.
Jak wygląda Hyundai i30 1.6 CRDI z przebiegiem 605 000 kilometrów?
Wnętrze nie robi wrażenia specjalnie zużytego. Plastiki i30 nigdy nie są piękne, ale – jak widać – są raczej trwałe. Duży przebieg zdradza podłokietnik w drzwiach kierowcy, który – jak można by to dyplomatycznie określić – „nosi pewne ślady zużycia”.
Zaskakująco dobre wrażenie robią materiałowe fotele. Kierownica wygląda na nieco zmęczoną, ale w ogłoszeniach można bez problemu znaleźć wozy z teoretycznie mniejszymi przebiegami i elementami w gorszym stanie.
Tajemnicą sukcesu tego i30 może być silnik
110-konny diesel 1.6 CRDI zestawiony z ręczną skrzynią biegów raczej nie zapewniał kierowcy (kierowcom?) ani wspaniałych osiągów ani wybitnego komfortu jazdy, zwłaszcza jeśli jakaś część spośród 605 tysięcy kilometrów była pokonana w korkach. W trasie też nie jest najlepiej wyciszony, nawet jak na klasę kompaktową. Ale to motor uchodzący za pancerny. Jak na współczesnego diesla, ma prostą konstrukcję, a przy okazji nie zużywa zbyt wiele paliwa. Bardzo możliwe, że nabijałby jeszcze większy przebieg, gdyby nie kolizja.
Nie mam wątpliwości, że ten Hyundai i30 jeszcze pojeździ. Pewnie już nie w Polsce, bo dziś już raczej nie kręci się liczników, a 605 tysięcy kilometrów to jednak solidny i odstraszający przebieg. Ale handlarze ze Wschodu pewnie już po niego gnają. Myślę, że następny właściciel nie ma wielkich powodów do obaw. Wygląda na to, że to sumiennie serwisowany i „szczęśliwy” egzemplarz. Grunt, by finalna cena była odpowiednia do jego historii.