REKLAMA

Ten mały Hyundai przywrócił mi wiarę w małe samochody. I w dinozaury

Nowe, małe samochody zwykle są elektryczne, albo po prostu znikają z rynku. I wtedy wjeżdża nowe i10 – ma czterocylindrowy silnik, ręczną skrzynię biegów i jest zaskakująco… normalne. Czy to najmniejszy dinozaur świata?

Hyundai i10 2020 test
REKLAMA
REKLAMA

Miło jest patrzeć na wszystkich z góry. Dobrze jest czuć się bezpiecznie w ogromnym, odizolowanej od warunków zewnętrznych kabinie. No i muszę się też przyznać, że lubię, gdy inni kierowcy zjeżdżają mi z drogi. Wjeżdżam na lewy pas, jadę spokojnie, ale na sam widok mojego samochodu jadący przede mną uciekają na prawo… Przyjemne, prawda?

Nie tylko ja to lubię.

I dlatego popularność SUV-ów od paru lat szybuje w kosmos. Ale jeśli ktoś dawno nie jeździł małym samochodem, sporo traci. Bo miło jest też móc zaparkować na każdym miejscu parkingowym, niezależnie od tego, jak krótkie albo wąskie by nie było, i to szybko, bez problemów i wjeżdżania na cztery razy. Miło jest śmigać zwinnym samochodem, którym można szybko zmieniać pasy i żwawo przyspieszać. W ogóle dobrze jest mieć wóz, który niczego nie udaje i nie rzuca się w oczy.

Tyle że segment A topnieje w oczach. Jak lodowce.

I to pomimo tego, że małe samochody emitują niewiele szkodliwych substancji i zazwyczaj niewiele palą. Ogromne V8 z małym silnikiem elektrycznym? Oczywiście, proszę bardzo, może być sprzedawane nadal. Benzynowe 1.0, które zużywa 5-6 litrów w mieście? Wyrzucić z oferty!

Oczywiście nie chodzi tu o ekologię, a o koszty. Nie opłaca się dostosowywać małych, tanich aut do nowych norm, bo wtedy przestałyby być tanie. Prościej jest z nich zrezygnować.

Cieszmy się, póki jeszcze nowe, małe auto w ogóle da się jeszcze kupić.

Hyundai i10 2020 test

Na przykład takie jak Hyundai i10 najnowszej, trzeciej generacji. Właściwie to Koreańczycy sobie to nieźle obmyślili. Skoro na rynku jest coraz mniej konkurentów (nie ma już m.in. spalinowych Skody Citigo ani Renault Twingo, zniknął Seat Mii, Opel Karl, wkrótce nie będzie też Toyoty Aygo), ktoś musi zapełnić powstającą niszę.

Pod maską – „staroświecki” silnik.

Hyundai i10 2020 test

Aż 1.2 litra pojemności i aż cztery cylindry – czy oni aby nie powariowali? Takie parametry w 2020 roku? Niebywałe! Przecież nawet w kompaktach montuje się od dawna litrówki. Typowa dla niedużego wozu jest moc – wynosi 84 KM. W gamie jest jeszcze słabsza, 67-konna wersja. Innych silników niż 1.2 nie ma.

Ale zacznijmy od stylu.

Nabywcy aut segmentu A zwykle należą do dwóch grup. Pierwsi to właściciele firm: szukają auta dla dostawcy pizzy, kuriera albo serwisanta drukarek. Wygląd wozu nie ma dla nich żadnego znaczenia. Zresztą i tak zaraz popsują go jaskrawymi naklejkami z reklamą swojej działalności.

Hyundai i10 2020 test

Druga grupa to osoby, które świadomie szukają samochodu dla siebie. Małego, bo żyją w dużym mieście i nie chcą jeździć niczym, co sprawia problemy przy parkowaniu. Ale chcą, żeby ich auto trochę się wyróżniało, było ładne i… nie wyglądało tanio.

Dla kogo jest i10?

Hyundai i10 2020 test

W takiej specyfikacji, jak testowana, Hyundai powinien spodobać się tym wszystkim „młodym, wykształconym, z dużych miast”. Ciekawy lakier, czarny dach, srebrne klamki, fikuśne LED-y na grillu – nieźle, prawda? Zauważyłem nawet, że za „moim” i10 odwracało się kilku przechodniów.

Hyundai i10 2020 test

Długość nadwozia wynosi tu 3670 mm. To o 5 mm więcej niż w poprzedniku. Nie zmienił się za to rozstaw osi, który wynosi 2385 mm.

Największa zaleta Hyundaia i10 – przestronne wnętrze.

Bardzo nie chciałem siadać z tyłu. Najpierw wymyśliłem, że źle się czuję, a to przecież wyjątkowo dobra wymówka w obecnych czasach. Później pomyślałem, że nie mam czasu, boli mnie noga, muszę zrobić coś ważnego…

Hyundai i10 2020 test

Skąd takie kombinacje? To proste – kilka moich ostatnich przygód z autami segmentu B zakończyło się mozolnym wciskaniem się na tylną kanapę, gdzie było potwornie ciasno. Opel Corsa czy Peugeot 208 nie grzeszyły przestrzenią, a przecież są większe od Hyundaia.

Ale i10 jest naprawdę obszerne! Byłem w szoku, ale dałem radę usiąść „sam za sobą” i nie popsuło mi to humoru. Właściwie, ten samochód mógłby sprawdzić się nawet na Uberze.

Hyundai i10 2020 test
Bagażnik ma 252 l i pomysłową siateczkę.

Kokpit też jest niezły.

Klasyczne, bardzo czytelne zegary. Duży, dobrej jakości ekran z fizycznymi przyciskami po bokach. Bardzo prosta, logiczna obsługa klimatyzacji (też za pomocą fizycznych przycisków). Sporo schowków i półek. Po kilkunastu sekundach w kokpicie i10, można się tam poczuć jak u siebie. A w dodatku jest całkiem ładnie. Jasne tworzywa ożywiają atmosferę, podobnie jak interesujące faktury plastików. Mimo że to segment A, nigdzie nie straszy goła blacha. Materiały – owszem – są twarde, ale nikt normalny ich przecież nie ugniata i nie opukuje. Zwłaszcza gdy jeździ takim samochodem na co dzień.

Hyundai i10 2020 test

Kokpit i10 nie sprawia wrażenia, jakby producent chciał oszczędzić gdzie tylko się da. Nie krzyczy do kierowcy „Mogłeś dopłacić za lepsze auto!”. Wszystko jest… normalne.

Irytuje co najwyżej parę drobiazgów.

Hyundai i10 2020 test

Obstawiam, że mało kto dopłaci tu za fabryczną nawigację. I dobrze, bo jest słaba. Być może to ja nie potrafiłem jej obsługiwać (jeśli tak, to źle mówi o systemie, a nie o mnie), ale gdy ustawiłem, żeby mnie gdzieś prowadziła, widok mapy non stop, uporczywie się oddalał aż do takiej skali, w której widziałem miasta sąsiadujące z Warszawą. A ja chciałem tylko dojechać cztery ulice dalej! Klikanie odpowiedniej ikonki nie pomagało.

Hyundai i10 2020 test

Denerwuje też tylna wycieraczka, bo ma tylko dwa tryby pracy. Albo nie działa wcale, albo non stop szoruje szybę. A mogłaby robić to tylko „od czasu do czasu”.

Mimo tego, i10 jeździ się bardzo przyjemnie.

Hyundai i10 2020 test

To zwinny, żwawy samochód. Nie jest może demonem prędkości (12,6 s do 100 km/h), ale w mieście i tak inni wąchają nasze spaliny. Jedynka, dwójka, czerwone pole, trójka, lewy pas, prawy pas… Można się uśmiechnąć. Jest analogowo i przyjemnie. A do tego stabilnie na zakrętach. Nawet przy wyższych prędkościach, i10 jeździ jak „dorosły” samochód. Nie myszkuje po pasie, prowadzi się pewnie.

Hyundai i10 2020 test

Ale lepiej unikać przesadnego rozpędzania się. Niestety, i10 ma tylko pięć biegów. Przez to już przy 110 km/h robi się głośno, a przy 140 km/h pasażer lepiej nas zrozumie, gdy wyślemy mu sygnały dymne, zamiast krzyczeć.

Ile to pali?

Hyundai i10 2020 test

W trasie – około siedmiu litrów na 100 km, a w mieście raczej bliżej ośmiu, jeśli jeździmy „jak wszyscy”. Trzycylindrowa konkurencja (nawet większa o numer i mocniejsza) potrafi być trochę bardziej oszczędna. Trzeba więc uznać, że za dobrą kulturę pracy czterocylindrowego motoru płacimy około litra na sto kilometrów. Na takie spalanie być może wpływ ma też niski przebieg testowanego samochodu. Przejechał tylko 1000 km.

Ile kosztuje?

Hyundai i10 2020 test

Tutaj zaczynają się… no, może nie schody, ale delikatne wejście pod górkę. Testowany egzemplarz kosztuje 6… nie, stop. Najpierw wezmę go w obronę i opowiem o tym, co ma na pokładzie.

Podgrzewane fotele i kierownica, czujniki cofania i kamera, nawigacja, dostęp bezkluczykowy, automatyczna klimatyzacja, tempomat, 16-calowe felgi, kontrastowy dach… Właściwie do pełnego szczęścia brakuje tu tylko reflektorów LED, ale w tym segmencie muszą wystarczyć zwykłe żarówki.

Hyundai i10 2020 test

Testowe i10 jest napakowane po dach. I kosztuje 68 200 zł. Byłoby jeszcze droższe, gdyby zamiast ręcznej skrzyni wybrać zautomatyzowaną. Ale na tyle, na ile znam tego typu przekładnie, to spodziewam się, że byłoby też wolniejsze i bardziej szarpiące.

Prawie 70 tysięcy za segment A?

Wiem, wiem – niektórzy zrobili się właśnie czerwoni na twarzy i zaczynają wyliczać, co można mieć w okolicy ceny „bogatego” i10. Przyzwoity samochód segmentu B. Bazowy kompakt. Mały crossover. Tak, to wszystko prawda.

Hyundai i10 2020 test

Dlatego jeśli już kupujecie i10, kupcie sobie jeszcze rękawiczki i dajcie spokój z grzaną kierownicą. Zamiast nawigacji, zainwestujcie w uchwyt na telefon. I weźcie egzemplarz za 53 800 zł – czyli w wersji Comfort, a nie Premium. Będzie mieć klimatyzację, tempomat czy kierownicę obszytą skórą, zmieści się też lakier metalik. Do tego dodajcie „pakiet Tech” za 2600 zł. Wtedy dostaniecie czujniki cofania, a do tego m.in. radio z kolorowym wyświetlaczem i Apple CarPlay i Android Auto. Razem – 56 400 zł.

Hyundai i10 2020 test

Jasne, za tyle też można kupić coś o klasę większego. Taki jest odwieczny problem aut segmentu A – ich najgroźniejszymi rywalami są auta (zwykle tej samej marki) segmentu B.

Ale wyboru i10 nie powinniście żałować.

REKLAMA

Jeśli ktoś naprawdę jeździ tylko po mieście, i10 to dla niego coś w sam raz. Jest zaskakująco „dorosłe”, jeśli chodzi o przestrzeń w środku, obsługę i prowadzenie. No i rozwiązuje sporo problemów z brakiem miejsc parkingowych w okolicy. Może to nie miejsc jest za mało, tylko wy macie za duży samochód? A ten Hyundai jest najmniejszym dinozaurem świata. Przez swój silnik i przez to, że... istnieje. Ale to urocze stworzenie. Segmencie A, będziemy tęsknić.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA