Wymyśliłem, jak rozwiązać problem z elektrycznymi hulajnogami. Nie będziecie zadowoleni
Niemal codziennie słychać o wypadkach z udziałem elektrycznych hulajnóg. Można łatwo sprawić, że prawie nie będzie już do nich dochodzić. Odetchną piesi, kierowcy i lekarze.

O wypadkach z udziałem hulajnóg elektrycznych słyszymy niemal codziennie. Również w rozmowach z ratownikami medycznymi albo lekarzami z SOR-u można usłyszeć, że pacjentów, którzy wywrócili się na tego typu sprzętach „naprawiają” każdego dnia. Tu ktoś rozciął sobie głowę, tu złamał rękę, a tam wybił wszystkie zęby. Co gorsze, sporo jest też zdarzeń z udziałem hulajnóg i pieszych. Także bywają groźne w skutkach, bo w starciu z pędzącym sprzętem, często kierowanym przez kogoś niepełnoletniego, piesi (zwłaszcza starsi) są na przegranej pozycji.
Czy da się z tym coś zrobić?
Zapowiedziany niedawno nakaz noszenia kasków przez niepełnoletnich użytkowników takich pojazdów może i ochroni niektóre zbyt gorące głowy, ale pieszym nie pomoże. Potrzebne byłyby większe zmiany.

Gdy jedzie się hulajnogą po chodniku, według przepisów trzeba się poruszać z prędkością „zbliżoną do prędkości pieszego”. Czy osoby na e-hulajnogach faktycznie zwalniają? Wystarczy latem wyjść z domu na pięć minut i już znamy odpowiedź. Poza chodnikami można jechać 20 km/h i sprzęt powinien zablokowany tak, by osiągnięcie większej prędkości nie było możliwe. Takie ograniczenia na tyle łatwo obejść, że praktycznie każdy obserwowany użytkownik pędzi szybciej. Zresztą 20 km/h to też za dużo.
Co z tym zrobić?
Nie jestem przekonany, że jako społeczeństwo jakoś szczególnie mocno potrzebujemy elektrycznych hulajnóg. Nie jest to cudowny lek na wykluczenie komunikacyjne ani na miejskie korki, a raczej zabawka dla młodzieży, która ma zwykle za mało rozsądku, by wiedzieć, kiedy odpuścić. Przemykające w ciszy i zbyt szybko hulajnogi to zmora pieszych, a gdyby wypadków było mniej, odetchnęliby też lekarze (i inni pacjenci SOR, którzy staliby tam w krótszych kolejkach). Koszty leczenia ofiar zdarzeń na hulajnogach też rosną.
Można by oczywiście zabronić korzystania z takich pojazdów, o czym marzę za każdym razem, gdy mija mnie na chodniku 13-latek jadący tak, jakby paliły mu się spodnie. Wystarczyłoby jednak zablokowanie każdego sprzętu tak, by nie mógł jechać szybciej niż np. 8 km/h. To odrobinę szybciej niż wynosi prędkość pieszego, ale jeszcze na tyle wolno, że hulajnoga nie siałaby postrachu na chodnikach. Skutki ewentualnych zderzeń i wywrotek nie byłyby tak groźne. Co z jazdą poza chodnikami? No trudno, też jedziesz 8 km/h, jak chcesz poruszać się szybciej, to kup sobie rower.
Jeśli policja zauważyłaby, że jakaś hulajnoga jedzie szybciej, powinna dokonać konfiskaty
Po prostu - jedziesz za szybko, bo w nielegalny sposób dokonałeś modyfikacji, to wracasz do domu na piechotę. Przepisy powinny dotyczyć każdego - również tych, którzy mają już takie pojazdy. W interesie użytkowników byłoby już teraz zablokować sobie hulajnogi na 8 km/h, by przypadkiem nie przekroczyć prędkości. Jeśli przekroczy - bez zbędnych procedur, policja zabiera hulajnogę do radiowozu i tak kończy się przygoda złapanego z jeżdżeniem zamiast chodzenia.
Potem oglądałbym, jak zbyt szybkie hulajnogi są miażdżone przez ciężki sprzęt. To byłoby piękne. A miasta stałyby się bezpieczniejsze. Nie potrzebujemy zbyt szybkich hulajnóg. Codzienny przegląd informacji pokazuje, że do nich jeszcze nie dorośliśmy.