Zrobił przyczepkę z Hondy NSX. Prawdziwa miłość, nie hańba
Obrażanie Hondy NSX to było dla niego za mało. Teraz kolejny NSX stał się przyczepą po przecięciu na pół.
Honda NSX to jest ten samochód, co kiedyś to robili, a teraz to już takich nie robią. Aluminiowe nadwozie i to w seryjnej produkcji, centralnie umieszczony silnik V6 o mocy 275 KM. Po raz pierwszy Honda zastosowała w nim zmienne fazy rozrządu. Dziś tyle mocy można mieć w crossoverze, ale wtedy testował ją Ayrton Senna, a projekt nadwozia powstał we współpracy z Pininfariną. Ktoś postanowił tego klasyka nie tylko czcić, ale i użytkować, w sposób kompletnie odmienny od jego przeznaczenia.
Nie mówcie nam, że się nie da, po amerykańsku
Tak powinien się nazywać ten projekt przerobienia Hondy NSX na samochód wyprawowy, choć skoro to USA, to przerobiono Acurę. Nisko zawieszony NSX nie wydaje się być wymarzonym pojazdem do wjeżdżania na pola campingowe, a jednak wjeżdża. Chris Cut najpierw zrobił ze swojej Hondy NSX miejsce do spania i biwakowania, a teraz poszedł jeszcze dalej. Teraz ma dwie Hondy NSX, z których tylko jedna ma silnik, ale jeżdżą obydwie. I to nie po torze wyścigowym.
Problem wjeżdżania w trudny teren rozwiązuje regulowane zawieszenie, które zwiększa prześwit do 21,5 cm, czyli ponad dwukrotnie w stosunku do oryginalnego punktu wyjścia, ale pewnych sprawach oszukać się nie da. Honda NSX mimo nowo zdobytych właściwości terenowych, widocznie nie oferowała wystarczającej przestrzeni do spania i życia. Dlatego Chris kupił kolejną Hondę NSX, z początków lat produkcji (z 1991 roku) i przeciął ją na pół.
Badum, tsss. Patrzmy jak świat płonie.
Czy wolno używać klasyka?
Niektórzy się emocjonują, bo ktoś spali jakiś stary samochód, a co powiedzą na taką przeróbkę? Spokojnie, nie pijcie ziółek. Obcięta Honda miała dwukrotnie poważny wypadek, raz zmasakrowany został tył, a po odbudowie przód. Przód jak widać przestał być potrzebny, a samochód nie mógł już być zarejestrowany ponownie. Samochodem do jazdy wyłącznie po torze też być już nie mogła, bo uszkodzenia słupków i podwozia były zbyt duże i odbudowa byłaby zbyt kosztowna.
Na każdy argument, że Chris zhańbił i zmarnował klasyka, jest dobra odpowiedź. Choć na pewno znajdzie się ktoś, kto uważa, że odbudowaną Hondę NSX powinien trzymać w salonie i głaskać się po brzuchu, napawając się wyłącznie jej widokiem.
Jest czym, to prawda, ale samochód to jest czajnik, odkurzacz, mikser kuchenny, narzędzie użytkowe, on ma być pożyteczny. Przecięta NSX odciążyła nieprzeciętą NSX w jej zadaniach, rozkładany namiot można było przenieść na przyczepę i zwolnić miejsce na box.
Pierwotne umieszczenie rozkładanego namiotu na dachu Hondy NSX wymagało pewnej finezji, namiot zagościł w końcu na wersji targa, ale to nie było szalenie obrazoburcze i Chris nie zmarnował samochodu. Można było mu zarzucać głównie obrażanie klasyka i traktować jako ciekawostkę. Ciekawostka rozwinęła się w spójną koncepcję. Przyczepka wygląda jak przedłużenie ciągnącego pojazdu, ma takie same felgi i wstawki z włókna węglowego, a to nie koniec niespodzianek.
Trzecia Honda w bagażniku
Teraz śpi się na przyczepce, a jej wnętrze to przestrzeń bagażowa. Mieści się w niej małe cudo, Honda Motocompo. Jest to porządna biwakowa koncepcja, wielki zestaw zostaje w miejscu, a lokalne podróże można realizować na czymś mniejszym.
Motocompo powstał jako dodatek do samochodu osobowego. W latach 80-tych reklamowany był razem z Hondą City, niewielkim hatchbackiem. Pojazd ostatniej mili to nie wymysł XXI wieku. Motocompo to motorower o pojemności silnika 49 ccm i 2,5 KM mocy, który waży około 45 kilogramów. W Motocompo można złożyć kierownicę i schować go do niewielkiego bagażnika.
Następnym etapem projektu może być rozbudowa Motocompo o boczny kosz, albo budowa niewielkiej przyczepki. Towarzyszami Chrisa są psy, które też chcą podróżować z wykorzystaniem najmniejszej Hondy. Rozwinięciem projektu może być czwarta Honda przyczepiana do trzeciej Hondy. Czy to wszystko nie jest piękne?
Zdjęcie główne: Motortrend @redherringphotography