Pierwszy Harley Andrzeja. Czyli test urządzenia LiveWire, które motocyklem nie jest
Nie, nikt z nas jeszcze nie zrobił kategorii A. Dlatego test elektrycznego jednośladu Harley-Davidson LiveWire przeprowadził dla nas Andrzej Jakubczyk - motocyklista dziwny, czyli taki, jakim chciałbym być. Oddaję mu głos.
Jestem oryginalnym motocyklistą. „Oryginalny” to taki łagodniejszy synonim słowa „dziwny”. Zrobiłem prawo jazdy kategorii A trochę przed czterdziestką i to prawo jazdy jest jedynym, jakie posiadam. Wyszedłem z założenia, że zrównoważenie psychiczne osiągnęło we mnie poziom pozwalający na zakup motocykla docelowego od razu po zdaniu egzaminu. Dlatego udałem się do salonu i nabyłem drogą kupna Ducati Scramblera, którym zrobiłem przez cztery lata ponad 70 tys. km, podróżując bliżej i dalej.
W międzyczasie pojawiły się w garażu jeszcze Suzuki DR 650 RS, wymieniony po jakimś czasie na Suzuki GN 250, który jest w stanie transformacji w kolejnego scramblera, ale poruszam się nim równie często, jak Ducati. Lubię małe pojemności. Dużo jeżdżę, Ducati zostało przerobione pod moje potrzeby i z oryginalnego, salonowego motocykla, została właściwie rama, zbiornik i felgi. Nigdy nie miałem, ani nawet nie prowadziłem motocykla Harley-Davidson.
O Harleyu-Davidsonie LiveWire zostało napisane już bardzo wiele, zastanawiałem się więc z jakim kluczem podejść do recenzji tego sprzętu i wpadłem na równie dziwny, jak ja sam, pomysł: opiszę ten jednoślad tak, jakby miałby to być mój pierwszy Harley. A nawet posunę się w tym szaleństwie dalej - przeniosę się w bliżej nieokreśloną przyszłość i wyobrażę sobie, co byłoby, gdyby miałby to być czyjś pierwszy jednoślad w ogóle!
Nie będzie to więc porównanie z czymkolwiek, czym jeździłem do tej pory, a jeśli takie porównanie się pojawi, to tylko jeśli chodzi o ogólne odczucia, a nie technikalia i wyliczanie porównań poszczególnych osiągów.
Harley-Davidson LiveWire - test w ciemno
Nie chciałem wiedzieć nic o tym pojeździe, w czasie weekendu z Harleyem LiveWire sprawdziłem tylko jeden jego parametr techniczny - masę. Harley-Davidson LiveWire waży ok. 250 kg. Celowo w tym przydługim wstępie unikam słowa „motocykl”, bo pierwsze moje wrażenie kazało mi odsunąć tę myśl na bok.
Siedząc na niemalże bezgłośnym urządzeniu, miałem jedną myśl: nie prowadzę motocykla - pojazd na którym goszczę, jest jednośladem zupełnie innej kategorii i porównywanie go do klasycznych motocykli nie ma sensu. Istnieje jednak wiele spraw, które z motocyklami dzieli. Zacznijmy od podstaw.
Jak się prowadzi Harley LiveWire?
Pod tym kątem, LiveWire jest świetnie zaprojektowaną maszyną. Główną moją myślą podczas jazdy była: ależ to się genialnie prowadzi! Pozycja na nim jest naturalna, wygodna, siedzenie dobrze wyprofilowane, podnóżki cofnięte, ale nie za daleko.
Maszyna ma smukłą sylwetkę, zbiornik jest nienachalny, kierownica ma świetną szerokość, nie przeszkadza w manewrowaniu przy niskich prędkościach w korku, a jednocześnie nie jest zbyt wąska. Miałem wrażenie, że siedzę na typowym nakedzie. Dość twarde zawieszenie wyłapuje sporo nierówności, ale sprawia, że pojazd świetnie trzyma się drogi, nie wali się w zakręty i nie buja na boki.
Sam wyłącza kierunkowskazy
W moim codziennym motocyklu mam zawieszenie z wygrawerowanym Racing Use Only i wrażenia z jazdy w przypadku LiveWire są zbliżone. Jest twardo, ale pewnie. Sprzęt jest bardzo zrównoważony, nie zachowuje się nieoczekiwanie a elektronika łagodnie koryguje błędy. Motocykl nie robi nic, czego jeździec by się nie spodziewał. Do tego sam wyłącza kierunkowskazy po skręcie i wyprostowaniu pojazdu. Idealny sprzęt dla początkującego! Idealny Harley!
Bardzo nisko położony środek ciężkości sprawia, że ten jednoślad w zakręcie świetnie trzyma się jezdni. Pozwala na łatwe korygowanie toru jazdy i naprawdę - co jest dla mnie szokiem - nie czuć masy tego pojazdu. Mój codzienny motocykl jest o ponad 80 kg lżejszy i ta różnica jest ledwo zauważalna. Nie można oprzeć się wrażeniu, że jest to pojazd, który waży w okolicy egzaminacyjnego Gladiusa.
Stojąc na światłach przypominałem sobie jak to jest z Suzuki, to zbliżone gabarytami motocykle. Ktoś, kto chciałby z egzaminacyjnego motocykla przesiąść się od razu na tego Harleya, nie będzie miał wrażenia, że dosiada dużo większej maszyny.
Silnik - elektryczne serce Harleya LiveWire, pojazdu z kosmosu
Właśnie zdałem sobie sprawę, że opisanie charakterystyki tego silnika jest bardzo trudne. I jest to główny powód, dla którego powstrzymuję się jak mogę, by nie używać słowa motocykl. Nagłe odkręcenie manetki przyspieszenia (uwielbiam przedwojenny termin „chyżość”) powoduje… przyspieszenie. Jednostajne, wysokie, natychmiastowe, nagłe, potworne, niekończące się przyspieszenie. I to jest kosmos.
Niezwykłe doznanie w porównaniu z klasycznymi motocyklami. Jedyne, co czuje jeździec, to swoje przesuwające się w odwrotnym do kierunku jazdy wnętrzności oraz… pracę elektroniki, która stara się utrzymać tor jazdy zgodnie z tym, czego zażyczył sobie odkręcający manetkę. Miałem wrażenie, że ten motocykl rozpędzałby się bez końca, jak śpiewa klasyk: do tysiąca, do miliona.
Szybki Harley, który czyta w myślach
Od razu po wyjechaniu z garażu zderzyłem się na światłach z HD Sporsterem i jakimś sportem w stylu CBR. Chłopaki od razu zaproponowali, żebyśmy się ścignęli i.. obaj dogonili mnie dopiero na następnych światłach, kiedy już stałem, a doskonale działające hamulce zatrzymały mój pojazd dokładnie tam, gdzie tego chciałem.
Hamulce to wielka zaleta tego sprzętu - działają na granicy doskonałości, łącznie z tyłem! Wrażenia z jazdy są więc niezwykłe, ale niesamowitości dopełnia fakt, że nie ma się odczucia, że ten sprzęt zaraz zrobi kierowcy jakąś krzywdę. Silnik robi dokładnie to, czego się od niego w danym momencie oczekuje.
Moją największą obawą była jazda z niewielkimi prędkościami i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że pomiędzy mną, a silnikiem jest jakaś sztuczna inteligencja, która doskonale orientuje się, jak chcę w danym momencie jechać i co chcę zrobić. Daje to poczucie dziwnej, złudnej pewności, ale o tym za chwilę. Najbardziej ciekawiła mnie kwestia hamowania silnikiem.
Złudzenie motocykla
To zjawisko występuje, ale moje przyzwyczajenie do ducatowskiej L-ki, czyli V-ki, rozpieściło mnie i hamulca używałem w LiveWire dużo częściej niż normalnie. Próg równowagi jest w tym jednośladzie niezwykły - w czasie sesji zdjęciowej jechałem 5 km/h i sprzęt (dosłownie, bo obok mnie był fotograf) szedł jak po sznurku.
Po trzech dniach spędzonych z LiveWire nie mogę się jednak oprzeć… złudzeniu. Będę upierał się, żeby nie nazywać tego pojazdu motocyklem. To jest pojazd przyszłości. Wszystko, czego się na nim doświadcza, w porównaniu z klasycznym motocyklizmem, jest złudzeniem. Jest bezgłośny, a jedyne co słyszy jeździec, to szum wiatru uderzającego o kask.
LiveWire daje poczucie bezpieczeństwa tam, gdzie go tak naprawdę nie ma - przyspieszenie i prędkość na tym sprzęcie są nieopisywalne, oderwane od realności, niezwykłe. Ten jednoślad zamyka kierowcę w czymś w rodzaju kokonu, odrealnia go, zachęca do zapomnienia, że przyspieszenie jest tak porażające. Przerażająca jest też jego bezgłośność, a to złudzenie rozlewa się nie tylko na jeźdźca, ale na zupełnie postronne osoby.
Andrzej, daj kajta
Wszyscy moi niemotocyklowi najbliżsi od razu chcieli, żeby zafundować im przejażdżkę na miejscu pasażera, które to życzenia wykonałem z ochotą, ale i ze zdziwieniem, bo żaden z moich motocykli nie wprawiał ich w stan takiego pożądania. Na moje pytanie dlaczego tak jest, dostałem odpowiedź: Bo twój motocykl jest straszny i głośny i szybki, a to - nie.
O nieświadomi niczego, kręcący ze mną kółka w garażu podziemnym przyjaciele! Jakże się mylicie! Mimo to uważam, że jest to sprzęt, który nie da zrobić krzywdy początkującemu adeptowi dwóch kółek, pod warunkiem, że ten nie będzie tego naprawdę chciał.
P.S. I love you
Postanowiłem pominąć w tym tekście opisy wyświetlacza, kwestii ładowania i tak dalej. Tak naprawdę, w tym sprzęcie nie ma to znaczenia. Tak, ładowanie do pełna ze zwykłego elektrycznego gniazdka trwa 9 godzin. Tak, jest dotykowy wyświetlacz. Tak, jest do niego appka. Welcome to 2020, albo nawet 2030.
PS. Tuż po odebraniu Harleya Livewire, pojechałem do swojego dobrego kolegi Wiktora, który jest najklasyczniejszym motocyklistą, jakiego znam. Pojazdy stare to dla niego te przedwojenne, bo wszystko co wyprodukowano po wojnie jest nowe. Wiktor na codzień chodzi w koszulce z napisem All you f***ers should buy a 2-stroke. Dałem mu się przejechać tym Harleyem. Wrócił po kilkuminutowej jeździe ze słowami: Dziękuję. To było najgorsze doświadczenie w moim życiu. Przyszłość, jak widać, nie jest dla wszystkich.
Te(k)st: Andrzej Jakubczyk, Zdjęcia: Tomasz Domański, Urządzenie z kosmosu: Harley-Davidson LiveWire