Coraz bliżej do premiery nowego Forda Bronco. Amerykanie nie mogą się doczekać. Dlaczego?
Na nowe Bronco czekają przede wszystkim ci, dla których stary model jest kultowy. Pojawia się coraz więcej informacji na jego temat. To też dobra okazja na odrobinę historii.
„Nadchodzi nowy Ford Bronco!” – gdyby ktoś zapadł w śpiączkę w 2004 roku, obudził się wczoraj i zobaczył taki nagłówek w prasie, myślałby, że zaledwie się zdrzemnął. O nowej generacji tego modelu mówi się już od 15 lat. Pokazano już kilka konceptów, wizualizacji i zdjęć szpiegowskich. I co? I nic. Przynajmniej jak na razie.
Teraz sprawa się już mocno ruszyła.
Na ostatnim spotkaniu dla amerykańskich dealerów, przedstawiciele Forda przekazali im garść szczegółów dotyczących nowego Bronco.
Głównym konkurentem tego modelu będzie Jeep Wrangler. To oznacza, że Bronco będzie miało podobne wymiary, a przede wszystkim – tak jak Jeep, dostanie zdejmowany dach, drzwi czy może nawet przednią szybę.
Będzie to zdecydowanie bardziej terenówka niż crossover. Stąd Ford zapowiada, że Bronco będzie zbudowane na ramie. Jeżeli chodzi o silniki, można spodziewać się jednostki EcoBoost o mocy około 325 KM. Czy będzie to 4-cylindrowe 2.3 czy może 3.5 V6? Tego jeszcze nie wiadomo. Mówi się, że prawdopodobnie może to być również nowe 2.7 turbo V6. Tuner Hennessey już zapowiedział wprowadzenie pakietów podnoszących moc.
Bronco będzie miało w sobie coś z Corvette albo poprzedniego Porsche 911.
Mowa o… siedmiostopniowej skrzyni ręcznej. Takie rozwiązanie obecnie można znaleźć tylko we wspomnianych sportowych samochodach. Mało tego: Porsche odeszło od takiej przekładni, ponieważ klienci podobno nie lubią i nie zawsze potrafią wrzucać siódmy bieg. Na szczęście dla różnorodności w motoryzacji, wygląda na to, że liczba takich aut „w przyrodzie” nie zmieni się. Porsche zrezygnowało, Ford to wprowadzi. Ciekawe i odważne.
Oczywiście nie będzie to jedyna dostępna skrzynia w Bronco. Będzie też klasyczny „automat”.
Premiera jest planowana na 2020 rok.
Najpierw zostanie wprowadzona mniejsza, dwu- lub trzydrzwiowa odmiana. Później do gamy dołączy wersja z czterema lub pięcioma drzwiami. Na 2021 rok zaplanowano debiut wersji pickup.
Ale dlaczego Bronco?
Osoby, które niezbyt interesują się amerykańską motoryzacją, mogą być zdziwione, po co Ford sięga do dawnej nazwy. Bronco nigdy nie było znane w Europie, a kultowe jest tu co najwyżej dla garstki pasjonatów. Co to za model?
Jego pierwsza generacja zadebiutowała w 1966 roku. Jak na dzisiejsze standardy, była małym autem. Mierzyła 3,85 m, czyli tyle, co obecne Suzuki Swift. Była lekka, prosta i dzielna w terenie. Musiała taka być, by odebrać klientów swojemu głównemu konkurentowi, czyli Jeepowi CJ.
Pod maską pierwszego Bronco pracowały silniki sześcio- i ośmiocylindrowe. Można było w salonie dokupić m.in. wyciągarkę, a Bronco bywało wykorzystywane nie tylko do ciężkiej pracy, ale i do rajdów terenowych. Ewentualnie do wożenia desek surfingowych na plażę.
Kolejne generacje były już trochę wygodniejsze. I lepsze na asfalcie.
O ile „jedynka” powstała na własnej płycie, Bronco II zostało zbudowane na skróconej platformie pickupa F100 i dzieliło z nim większość części. Awansowało do segmentu „full-size SUV”, urosło i było dostępne tylko z ogromnymi silnikami V8 5.8 i 6.6 l.
Przez całą karierę modelu oferowano jednak tylko trzydrzwiowe nadwozie.
Co prawda najbardziej kultowe są dwie pierwsze generacje, ale wszystkie (a było ich pięć, ostatnia zakończyła karierę w 1996 roku) były popularne i lubiane. Doskonale pasowały do amerykańskiego stylu życia. Były mocne, żwawe i wytrzymałe. Do tego nieźle wyglądały i stanowiły doskonałą alternatywę dla tych, którzy nie chcieli jeździć pickupami. Można było je łatwo naprawiać, odnosiły sukcesy w rajdach terenowych (na czele z legendarnym rajdem Baja Norra Mexican), a przede wszystkim prezentowały się naprawdę… męsko. Amerykanie określają je nawet słowem „badass”. Lepiej nie tłumaczyć go na polski zbyt dosłownie.