Złomowałbym wszystkie Maluchy, ale tego warto zachować. To pomnik tuningu sprzed lat
Korona-sami-wiecie-co dominuje wszystkie nagłówki, a przemysł motoryzacyjny praktycznie zamarł. Nadal broni się tylko jedna wioska Galów, czyli stuningowane Maluchy. One będą nam towarzyszyć nawet po końcu świata.
Mój stosunek do Malucha jest powszechnie znany. Nie oznacza jednak, że nie docenię naprawdę dobrych projektów na bazie tego auta. Fiat 126p przerobiony na wtrysk elektroniczny był jednym z przykładów pomysłowej i ciekawej przeróbki. Tym razem chciałbym wam pokazać auto, które jest pomnikiem dawnej epoki w tuningu. Chodzi tu dokładnie o ten egzemplarz z 1983 r. Ma wszystko to, co było na topie w pierwszej i na początku drugiej dekady XXI w.
Dobrze zrobiony projekt z przeszłości.
Choć to auto zostało stuningowane w schyłkowym okresie popularności tak krzykliwych modyfikacji, nie widać jeszcze po nim śladów upadku. Ma całkiem porządnie wykonany i spasowany bodykit. Zawierają się w nim oczywiście poszerzenia, nowocześniejszy tylny i sportowy przedni zderzak. Ten ostatni dodatkowo stał się jednością z błotnikami. Mamy tutaj oczywiście standardowe dla epoki elementy, takie jak duże, piętnastocalowe felgi i krzykliwe kolory. Twórca tego projektu postawił na połączenie białego lakieru z jadowicie pomarańczowymi szczegółami. Nie zabrakło oczywiście spojlera i wydłużenia krawędzi maski w taki sposób, by przód wyglądał nieco agresywniej.
Choć to czasy obniżania aut za pomocą bodykitów, a nie modyfikacji zawieszenia, spas między kołami i nadkolami jest całkiem niezły. Maluch został nieco obniżony i utwardzony. Oczywiście wóz nie leży na glebie, ale czy samochody w Tokio Drift leżały? Niespecjalnie, to nie te czasy.
Do listy modyfikacji należy dodać tuningowe lampy, szyberdach oraz przyciemnienie wszystkich szyb. W kontekście tego ostatniego ciekawi mnie to, że auto ponoć ma świeży przegląd techniczny.
Nie tylko wygląd zewnętrzny.
Modyfikacje tego Malucha to nie tylko zmiany wizualne. Pod tylną klapę zamiast słabiutkiego fabrycznego motoru wsadzono silnik 1.1 o mocy 60 KM z Fiata Uno. W lekkiej budzie kaszlaka to już powinno zapewniać bardzo dobre osiągi. Auto podobno osiąga maksymalnie 160 km/h, przy czym głównym ograniczeniem są przełożenia fabrycznej skrzyni biegów. Układ wydechowy to oczywiście unikalna konstrukcja. Martwić mogą hamulce - nigdzie nie widzę informacji o zmianie bębnów na coś skuteczniejszego.
Tuning dotknął też wnętrza, choć w mniejszym stopniu niż karoserii. Maluch został wzbogacony o fotele kubełkowe BiMarco i kierownicę Dino. Na desce pojawiły się zmienione zegary oraz dodatkowy, oddzielny wskaźnik temperatury płynu chłodniczego.
Czy warto? Jeszcze jak!
To cudo można kupić za 9,4 tys. zł. Większość osób pewnie już łapie się za głowę i krzyczy, że właściciel chyba oszalał. „Panie, chcesz pan prawie dziesięć tysięcy za takie coś? Panie, przecież to wieś tańczy i śpiewa!" Cóż, faktycznie, dziś to auto na zlocie tuningowym budziłoby co najwyżej politowanie i drwiny. Jednak te 10 czy 20 lat temu to naprawdę byłoby coś. Zapewne taki Maluch byłby chwalonym i pokazywanym w branżowych gazetach projektem.
Ten Maluch po prostu miał pecha. Powstał u schyłku swojej epoki, po czym stanął w garażu i został wyciągnięty dopiero w 2019 r. Dzisiaj już nie da się na niego patrzeć jak na projekt do dalszego udoskonalania. To auto należy traktować jako świadka historii, którego warto zachować w nienaruszonym stanie i wystawić kiedyś w jakimś muzeum tuningu. Byłoby bardzo szkoda, gdyby marnie skończył.