REKLAMA

Jedno z najdroższych Ferrari 348 czeka na klienta w Polsce. Ciekawe, jak długo będzie czekać

Portal Giełda Klasyków wielokrotnie zaskakiwał dość optymistycznie wycenianymi klasykami. Teraz nie jest inaczej, a bohaterem kolejnego ogłoszenia jest Ferrari 348 tb z 1989 r.

Ferrari 348 tb
REKLAMA
REKLAMA

Ferrari 348 jest uznawane za model będący ogniwem łączącym klasykę i nowoczesność w tej włoskiej marce. Można oczywiście spojrzeć na to z różnych punktów widzenia - np. z takiego, że auto nie wygląda zbyt klasycznie, ale jednocześnie wygląda przestarzale - szczególnie na seryjnych, 5-ramiennych felgach.

Gdy Ferrari 348 było nowe, miało nie tylko wielu fanów, ale i wielu przeciwników

Ferrari 348 tb
fot. Olimp Premium Cars / GieldaKlasykow.pl

W testach w prasie drukowanej podnoszono zarzuty, że samochód jest za drogi jak na swoje osiągi i prowadzenie. Przykładowo w Stanach Zjednoczonych w 1989 r. auto kosztowało ok. 95 tys. dol. - może się wydawać, że to nie aż tak straszna wartość, ale gdyby uwzględnić inflację i to przeliczyć, to dziś takie auto musiałoby kosztować... jakieś 205,5 tys. dol., czyli 762,5 tys. zł. I choć trzeba było wydać furę zielonych, to na prostej trzeba było uważać np. na Chevroleta Corvette w mocniejszych wersjach, a na zakrętach szeroki tył Ferrari mógł zostać boleśnie skopany np. przez Nissana 300 ZX - który, nawiasem mówiąc, też wszedł do produkcji w 1989 r., a wyglądał na model świeższy o co najmniej pół dekady.

Ferrari 348 tb
fot. Olimp Premium Cars / GieldaKlasykow.pl

Z drugiej strony, 348 nie było autem złym samym w sobie. Co więcej, to przecież na jego bazie zbudowano 355, które osobiście uważam za model zjawiskowy. Oba te auta mają natomiast wspólną cechę: genialnie brzmiące silniki V8, przy których modele w rodzaju F430 czy 458 brzmią jak odkurzacze osiągające kres swojego żywota podczas wciągania z dywanu sierści psa.

fot. Olimp Premium Cars / GieldaKlasykow.pl

Może się wydawać, że sam nie lubię 348, ale jest wręcz przeciwnie

Auto ma charakterystyczny klimat przełomu lat 80. i 90. (choć nadal uważam, że seryjne felgi robią tu wielką szkodę), a gdy jako dzieciak zauważyłem Ferrari 348 tb na ulicy, to byłem absolutnie urzeczony tym widokiem. I choć nic nie przebije mojego ulubionego tria (F355/550/456), to wolałbym jeździć modelem 348 niż np. 360 Modeną czy wyżej wspomnianym F430, którego przód w mojej opinii wygląda jak mrówkojad (a szkoda, bo tył nadwozia też ma świetny).

Gdy zobaczyłem ofertę z Giełdy Klasyków, coś mi jednak nie pasowało

Tym czymś jest tym razem cena. Ferrari 348 tb z 1989 r., które tu wystawiono przez firmę Olimp Premium Cars, jest bowiem oferowane za... 870 tys. zł. Żeby rzucić nieco więcej światła na sprawę: to nie tylko więcej, niż najdroższy egzemplarz, który kiedykolwiek sprzedał się na Bring a Trailer (102 tys. dol., czyli według ówczesnego kursu jakieś 403,5 tys. zł), to także więcej, niż w przypadku najdroższego Ferrari 348 wystawionego na mobile.de (to Spider za 140 tys. euro - 633 tys. zł). Ba - 870 tys. zł to niewiele mniej niż kwota, za którą sprzedano 1,5 roku temu jeden z 10 egzemplarzy zmodyfikowanych przez Zagato - żółte auto poszło wtedy za 218,5 tys. euro, czyli jakieś 939 tys. zł.

Co takiego ma ten egzemplarz, że na tyle go wyceniono?

W treści oferty widnieje informacja, że samochód przeszedł kompleksową renowację - wliczając w to remont silnika i obszycie wnętrza skórzaną tapicerką na nowo. Od czasu renowacji w ogóle nie jeździł, choć podano stan licznika sprzed całej operacji - to 56 190 km. Kolejna zaleta: to podobno 4. wyprodukowany egzemplarz.

No dobrze, a co po stronie wad? Nie jestem specjalistą od Ferrari, ale przyznam, że niepokojąco wygląda mi wykończenie progów i dokładek zderzaków elementami w kolorze nadwozia. Owszem, takowe stosowano w 348, ale przejrzałem kilkaset zdjęć wczesnych egzemplarzy tego modelu, i wszystkie miały te elementy nielakierowane - po prostu czarne. Uwaga natury kolorystycznej dotyczy też grilla, jak to zwyczajowo nazywamy atrapę chłodnicy. Ale ponieważ tutaj grill nie pełni funkcji atrapy chłodnicy, to jest atrapą sam w sobie. Czyli to atrapa atrapy chłodnicy. DOBRA NIEWAŻNE. Ważne jest to, że seryjne samochody - jak wynika nie tylko ze zdjęć producenta, ale i zdjęć wielu egzemplarzy używanych - powinny mieć tło grilla w kolorze czarnym - prawdopodobnie właśnie po to, żeby nie rzucało się tak w oczy, że tam nic nie ma. A co jest w oferowanym aucie? Czerwień. Może to dlatego, że to czwarty egzemplarz.

fot. Olimp Premium Cars / GieldaKlasykow.pl

Chciałbym wyraźnie zaznaczyć jedną rzecz: nie wykluczam, że tak to wyjechało z fabryki (tak samo jak nie wykluczam tego w przypadku progów i zderzaków) - w końcu to Włosi, z nimi nigdy nie wiadomo. Ale to tak, jakbyście wzięli np. Mercedesa czy Audi z fałszywymi końcówkami wydechu, po czym otwory w tychże końcówkach pomalowali na srebrno. No i seryjne felgi z czarnymi wykończeniami jeszcze mimo wszystko się jakoś zgrywały - z tymi kolorowymi się moim zdaniem gryzą.

Czy dałbym za to 870 tys. zł?

Najmniejszym problemem są tu kontrowersje wywoływane przez nadwozie czy fakt, że auto nie jest jakoś potwornie szybkie (choć i tak nie jest źle: 6,3 s do 100 km/h i prędkość maksymalna równa 275 km/h).

REKLAMA

Problem jest taki, że pojazd odpicowano do ostatniej śrubki i dorzucono mu kwotę przewyższającą cenę auta fabrycznie nowego, a efekt będzie taki sam, jak w przypadku klasyków, którymi nigdy nikt nie jeździł: wyjedziecie na drogę i po 100-kilometrowej przejażdżce zgubicie 50 tys. zł wartości. Ja tam nie wiem, ale biorąc pod uwagę, że Ferrari 348 - tb, ts, Spider, czy nowsze GTB, GTS - często można mieć w stanie konkursowym za połowę tej kwoty, to wolałbym jednak auto zadbane, ale które renowacji nie przeszło. Tym bardziej, że wybór jest spory: wyprodukowano prawie 8800 egzemplarzy różnych wersji tego auta.

Ale może ktoś się skusi, w końcu yes cannons slow market.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA