Prototyp Ferrari, którym jeździł sam Enzo Ferrari trafił na sprzedaż. Teraz możesz poczuć się jak Il Commendatore
Niedawno informowaliśmy, że na sprzedaż trafiła Tatra prezydenta Czech. Teraz jednak kupić można niegdyś należące do samego Enzo Ferrari 330 GT 2+2 z 1962 roku. Posiadanie takiego samochodu to już kolekcjonerstwo najczystszej próby. Do tego wczoraj staniał o 100 tysięcy dolarów. Kolekcjonerzy powinni szybko rezerwować bilety do Stanów Zjednoczonych i długo się nie zastanawiać.
Ferrari samego szefa wszystkich szefów oferowane jest za kwotę niecałych 496 tysięcy dolarów przez dealera samochodów klasycznych Daniel Schmitt & Co. z Saint Louis w Missouri. Jest to prototyp, który trafił do materiałów reklamowych firmy z Maranello. Został też wystawiony w 1964 roku na targach motoryzacyjnych w Brukseli w ramach premiery modelu. Gdyby to jeszcze niewystarczająco udowadniało jego unikatowość - był też prywatnym samochodem samego Enzo Ferrari. Il Commendatore jednak widocznie dość szybko się nim znudził. Samochód zarejestrowano dopiero w 1964, a już w czerwcu tego samego roku trafił do Stanów Zjednoczonych. Nic dziwnego, kiedy jesteś szefem Ferrari takim 330 GT 2+2 z 4-litrowym silnikiem V12 pod maską bardzo łatwo się znudzić. Niezwykły egzemplarz znalazł się w Ameryce Północnej za pośrednictwem pierwszego w historii sprzedawcy Ferrari w Stanach - Luigi Chinetti Motors. Kiedy samochód tego kalibru ma niezwykła historię, to naprawdę nie ma miękkiej gry ani opowieści jak to Zbigniew Wodecki podpisał się kiedyś na masce.
Przeszłość tego samochodu to nie wszystko.
Jeśli sama historia tego egzemplarza nie przekonała jeszcze potencjalnie zainteresowanych do zakupu, to już to co sam w sobie oferuje powinno. Wspomniane V12, zaprojektowane przez Gioacchino Colombo, dysponuje mocą 300 koni i brzmi przepięknie. Choć moc ta nie robi już obecnie wielkiego wrażenia, trzeba pamiętać że to samochód ze sztywnym mostem i resorami z tyłu, więc i tak będzie wymagający. Zwłaszcza że nie jest to też auto lekkie, bowiem waży około 1400 kg. By zbilansować masę, samochód ten został wyposażony w hamulce tarczowe na wszystkich kołach, co w tamtych latach wcale nie było oczywistością. To w połączeniu z charakterystycznym dla Ferrari zestrojeniem całości zawieszenia i manualną 4-biegową skrzynią z elektrycznym nadbiegiem musi dawać niesamowite wrażenia z jazdy. Kolekcjonerzy zabytków, jeśli czytają ten artykuł, zapewne rezerwują już bilety lotnicze na najbliższy lot do Saint Louis.
A to nie wszystko - egzemplarz wystawiony na stronie AutoClassics jest zachowany w przepięknym stanie. Już na samych zdjęciach można napawać się jego linią nadwozia i lśniącymi detalami. Wnętrze, choć trochę surowe, jest eleganckie i również zachowane bez większych śladów użytkowania. Całość zwieńczona szprychowymi obręczami kół. Prawdziwe arcydzieło, choć kompletnie nie podoba mi się jego kolor. Może to herezja, ale za bardzo kojarzy mi się z popularną „kością słoniową" w którą malowano „plebejskie” Fiaty 125p, niepasującą do dostojnego Ferrari.
Okazja do takiego zakupu może się szybko nie powtórzyć.
Cena w ciągu 3 dni od wystawienia spadła o 100 tysięcy dolarów. Nadal jest jednak dość wysoka jak na ten model, a ceny ferrari według Hagerty w ostatnich latach zdają się być w stagnacji. Z drugiej strony ta oferta dotyczy prototypu z niezwykłą historią, a nie zwykłego Ferrari 330 GT 2+2. Przez to jest jeszcze trudniej dokładnie wycenić taki samochód. Trzeba też pamiętać, że ogólny indeks wartości klasycznych aut to tylko uśrednienie, a faktyczne ceny zakupu potrafią się bardzo wahać, zwłaszcza w przypadku nietypowych egzemplarzy. Dodatkowo Ferrari 330 GT 2+2 wydaje się wciąż być przed okresem prawdziwego wzrostu cen. Pozostałe modele z podobnych lat w większości są już zauważalnie droższe. Można by wręcz powiedzieć, że 330 GT jak na tę markę jest przystępne cenowo. Poza tym, istnieją szanse, że w Europie ten samochód będzie można sprzedać drożej, niż w Stanach Zjednoczonych.
Uważamy, że warto by kolekcjonerzy poważnie rozważyli zakup egzemplarza z Saint Louis. Stagnacja cen nie wróży zarobku, można jednak zrobić coś ekstrawaganckiego i kupić Ferrari w celu innym niż spekulacyjny, a nawet - o zgrozo - jeździć nim. Tak normalnie po ulicy. Nawet w Polsce. Serio.
*zdjęcie tytułowe pochodzi z Wikipedii.