Czy koncert Taylor Swift wpłynął na ceny Suzuki Swift? Przegląd ofert
Podobno ceny wszystkiego szaleją przez koncert Taylor Swift. Szaleńczo podrożały noclegi, restauracje w okolicy podniosły ceny, o stawkach za przejazdy na aplikację nawet szkoda mówić. Sprawdziłem więc, czy ceny Suzuki Swift też zareagowały na gorączkę związaną z przybyciem supergwiazdy.
Suzuki Swift to mały i udany samochód, niezależnie od generacji. Nadal jest sprzedawany jako nowy w cenie od 75 900 zł, albo 87 900 zł za wariant z CVT. Wzrost cen jest zauważalny, bo w 2018 r. najmocniejsza wersja Sport 1.4 T kosztowała niecałe 80 tys. zł. A co z autami używanymi? Sprawdziłem ceny dwóch najpopularniejszych generacji, tj. AZG (2010-2016) i A2 (od 2016 do teraz).
Suzuki Swift z lat 2010-2016 - co ciekawego w ogłoszeniach?
To jeden z nielicznych małych samochodów (np. obok Pandy), który był dostępny z napędem na cztery koła. Oczywiście nie należy uznawać, że czyni on ze Swifta terenówkę, ale warto wiedzieć, że takie wozy są dostępne w ogłoszeniach i jest ich całkiem sporo. Napęd załącza się automatycznie za sprawą sprzęgła wiskotycznego, kierowca nie ma na to wpływu. Po prostu w razie zakopania się przednią osią, tylna wyciągnie nas z opresji – ale to nie znaczy, że należy się tym wozem pakować w błoto, zwłaszcza że prześwit jest niezauważalnie większy niż przy 2WD. Jeśli mieszkasz w górach, to fajna oferta. Na sensownego Swifta 4x4 trzeba przeznaczyć 25-28 tys. zł i będzie to rocznik 2010-2012. Ktoś powie, że to fura pieniędzy, ja powiem – to pewnie przez koncert Taylor. Poza tym wszystkie oferowane w ogłoszeniach auta są od handlarzy, tak jakby nikt jeżdżący tym prywatnie się go nie pozbywał. W zalewie komisowych ogłoszeń chciałem tylko wyróżnić pana Sylwestra z Podkarpacia, który pokazał, że da się zrobić bardzo ładne zdjęcia nawet umiarkowanie atrakcyjnego samochodu. Wszystkie Swifty 4x4 mają manualną skrzynię biegów.
Ten model miał również wersję Sport
Konkretnie to wariant 1.6 VVT ze zmienną fazą zaworów, rozwijający moc 136 KM. Jest to prawdziwy hot-hatch, czyli mały samochód, którym da się pojechać, faktycznie wykorzystując jego moc. Uważam, że stosowanie określenia hot-hatch wobec 400-konnych potworów typu Audi RS3 czy Mercedes A45 AMG jest nieuzasadnione, ponieważ one służą co najwyżej do idiotycznych wyścigów ulicznych, a Swifta Sporta można naprawdę zabrać na tor. Oczywiście pod warunkiem, że uda nam się go kupić z drugiej ręki. Sporo sprzedających zupełnie bez skrępowania kłamie w opisie, pisząc „1.2 VVT wersja SPORT”, co jest nieprawdą, ponieważ tylko 1.6 nazywał się Sport. Mimo wszystko coś tam znalazłem, a przy okazji dowiedziałem się, że chyba koncert amerykańskiej piosenkarki nie wpłynął na ceny tej wersji, bo da się ją kupić nawet za mniej niż 30 tys. zł.
Oczywiście większość Sportów jest albo trzydrzwiowa, albo sprowadzona, albo trzydrzwiowa i sprowadzona jednocześnie. Oczywiście pierwsze pytanie powinno brzmieć „gdzie był walony”, zwłaszcza jeśli ktoś pisze w opisie „samochód wizualnie bez zastrzeżeń”. Jeśli sprzedający zapewnia, że to „absolutny bezwypadek”, to cena szybuje w okolice 40 tys. zł. Po niektórych opisach rozbolały mnie oczy, ale dowiedziałem się, że samochód może być „wyjeżdżony”, a ten nie jest. Ostatecznie, gdybym miał wybierać, zadzwoniłbym do tego sprzedającego.
A jeśli ktoś nie wierzy, że Swifta Sport można było mieć w wersji pięciodrzwiowej, to oto dowód.
Swift z lat 2010-2016 z automatyczną skrzynią biegów
Takie samochody to towar pożądany jak bilety na koncert Taylor Swift – nie dość, że jest mały, oszczędny i japoński, to jeszcze nie trzeba zmieniać biegów. Czy może być lepiej? Tak, mogłoby być lepiej, gdyby było taniej. Te wozy kosztują już tyle, że za jednego Swifta z automatem można by mieć bilet dla dwojga na koncert Taylor do najdroższej strefy w odsprzedaży na StubHub (oni serio oferują te bilety za 17 500 zł). No i właśnie ok. 35 tys. zł trzeba zapłacić za Swifta ze skrzynią automatyczną. Przy czym jest to 4-biegowy automat hydrokinetyczny, a nie CVT oferowane obecnie.
Gdybym miał kupić sobie takiego Swifta, to pewnie wybrałbym tego, bo chociaż opis napisał z pewnością handlarz, to chciałbym, żeby każdy handlarz tak pisał opisy i tak się przykładał do gramatyki, słownictwa i ogólnego sensu. W większości handlarskie opisy wyglądają jak „Finneganów tren” Jamesa Joyce'a - dużo słów, zero znaków przestankowych i nikt nic nie rozumie. Ładny jest też ten egzemplarz, ale cztery dychy? Za używanego 8-letniego Swifta? To musi być efekt koncertu, później cena spadnie, jestem pewien.
A co z egzemplarzami obecnej generacji, czyli od 2017 r. wzwyż?
Są horrendalnie drogie, ale uwaga – nawet najsłabsza wersja 1.2 DualJet ma cztery cylindry. Z ciekawszych pojazdów, czyli innych niż standardowa konfiguracja 1.2 + 5 drzwi + mało wyposażenia, trafiłem na czarnego Sporta 1.4 Boosterjet. Mikołaj nie pokochał tego wozu w teście z 2018 r., ja bym nie narzekał – dziś już takich aut w sprzedaży praktycznie nie ma. Prywatny właściciel sprzedający zwykłego, białego Swifta z polskiej sieci sprzedaży, z rocznika 2019, żąda 54 tys. zł. A za identyczne auto, ale z wgniecionym tyłem, trzeba zapłacić prawie 37 tys. zł. Trudno w ogóle kupić coś sensownego za mniej niż 50 tys. zł. Nie to, że się nie da, ale trzeba się naoglądać mnóstwo ogłoszeń, żeby to wyłowić. W dodatku tych ogłoszeń jest stosunkowo mało. Po odjęciu wystawianych chyba automatycznie aut z dużej sieci sprzedaży pojazdów używanych, zostaje kilkadziesiąt samochodów. A jak chcemy „automat”, czyli w przypadku tej generacji – CVT, to w ogóle najwcześniejszym rocznikiem jest 2020, a dolną granicą cen – 55 tys. zł.