Audi RS Q8 to samochód w cenie domu. Pojeździłem i sprawdziłem, co lepiej wybrać
Egzemplarz Audi RS Q8, który powierzono mi na test, kosztuje około 900 tysięcy złotych. Można za tyle mieć całkiem okazałą posiadłość. Ale czy warto? Może warto jednak zamówić 600-konnego SUV-a?
Co lepiej kupić, nieruchomość czy samochód? Dobrze znana i często powtarzana odpowiedź brzmi: samochód, bo da się w nim przespać, a domem nie da się jeździć. Sensowne.
Ale gdy w moje ręce trafiło nowe Audi RS Q8, zadałem sobie to pytanie znowu. Dlaczego? Oczywiście powodem jest cena testowanego egzemplarza. Już bazowe RS Q8 kosztuje tyle, ile niezłe mieszkanie: 625 000 zł. Starczy nawet na przyzwoite lokum w Warszawie. Natomiast pomarańczowy samochód, którym jeździłem przez kilka dni, został dodatkowo wyposażony jeszcze m.in. w hamulce ceramiczne, zawieszenie z aktywną stabilizacją przechyłu, kilka pakietów stylistycznych na zewnątrz i w środku i w całą masę systemów wspomagających kierowcę. Efekt to faktura na niemal 900 tysięcy złotych. Za tyle można już nieźle powybrzydzać w agencji nieruchomości.
Samochód czy mieszkanie? A może dom letniskowy? No dobrze, to jednak strona o samochodach, więc pora rozpocząć test Audi RS Q8. Zacznijmy klasycznie, od zewnątrz.
Nadwozie prezentuje się okazale.
Pisałem już kiedyś, że Q8 to moim zdaniem najładniejszy SUV-coupe – o ile oczywiście zaliczamy go do tego grona. W wersji RS nie zbrzydł, co jest… sztuką, jeśli patrzymy np. na RS7, które straciło na urodzie po zamontowaniu przesadzonego, gigantycznego tylnego zderzaka.
Jaki jeszcze jest? Na pewno potężny. Budzi respekt na drodze. Zauważyłem, że inni kierowcy na jego widok uciekają na prawy pas albo nie wyjeżdżają z bocznej uliczki, mimo że jestem jeszcze daleko i mieliby miejsce, by to zrobić. Nie da się nie zauważyć jego wielkich, 23-calowych (!) felg, masywnych błotników i po prostu tego, jak ogromne ma nadwozie. Dodajmy jeszcze pomarańczowy lakier. Taka mieszanka sprawia, że na RS Q8 wszyscy się patrzą.
Domyślam się, że dla wielu klientów będzie to główna zaleta tego wozu. W końcu po to się kupuje wielkiego, ryczącego SUV-a w kolorze „Dragon metalik”. Ale ja nie byłem zadowolony, gdy podczas podjeżdżania pod warzywniak, parkowania na osiedlu albo przejazdu pod hipermarketem czułem na sobie wzrok przechodniów. Niektórzy patrzyli z zaciekawieniem, ale większość z zazdrością. Pewnie podobne spojrzenia będzie czuć na sobie właściciel tego bliźniaka pod Szczecinem. Ładny, nowoczesny i nietypowy. Jak RS Q8.
Wnętrze – jak w innych Audi.
W środku RS Q8 jest chłodno i „technicznie”. To nie jest babciny klimat apartamentu z duszą w starej kamienicy w Krakowie. Wnętrze może kojarzyć się raczej z kuchnią tego mieszkania na warszawskim Wilanowie. Minimalizm, ostre linie, modny wygląd. Niestety, duże ekrany dotykowe są równie trudne do utrzymania w czystości jak białe szafki. No i w kuchni jest więcej schowków. W Audi brakuje mi miejsca na telefon komórkowy. Teoretycznie, jest półka pod podłokietnikiem, ale niewygodnie się do niej sięga. W samym podłokietniku ukryto miejsce na ładowanie indukcyjne, ale nie oszukujmy się - każdy lubi mieć telefon pod ręką.
Ale i tak wnętrze RS Q8 robi bardzo dobre wrażenie. Fotele są rewelacyjne i świetnie trzymają w zakrętach. Co ważne, mimo wysokiej pozycji za kierownicą, wcale nie ma się wrażenia siedzenia na krześle. Kierownica przyjemnie leży w dłoniach. Zastanawiam się tylko, czy to dobry pomysł, by pokrywać ją alcantarą. W nowym samochodzie wygląda świetnie, ale za kilka lat może być zmechacona i nieładna. Ale właściwie to nawet za kilka lat takie Audi będzie warte tyle, ile nowe, dwupokojowe mieszkanie w Rzeszowie. Właściciela będzie stać na to, by obszyć kierownicę na nowo.
Jak jest z tyłu?
Przestronnie. Choć nie, to za mało powiedziane. Lepszym słowem byłoby „przepastnie”. Zapewne podobnie jest w tym domu w województwie dolnośląskim – ma 300 metrów kwadratowych i tylko cztery pokoje. Nie wyobrażam sobie, by ktoś wsiadł do RS Q8 (albo do zwykłego Q8, bo w tym przypadku to bez różnicy) i narzekał na ciasnotę. Nawet jeśli na co dzień pracuje jako gwiazda NBA.
Warto jednak pamiętać, że to nie jest samochód do wożenia prezesa z tyłu. Nie ten klimat. I na pewno nie ten silnik. Ale zanim ruszymy, jeszcze tylko szybki rzut oka na bagażnik.
Jest duży. Ma 605 litrów pojemności.
Dzięki obecnemu w testowanym egzemplarzu systemowi „zmiennej koncepcji bagażnika” z przegródką, tę powierzchnię można sensownie wykorzystać. W dawnych czasach, gdy czasopisma motoryzacyjne opisywały samochody skierowane do bogatych klientów, wyliczano, ile toreb golfowych zmieści się w kufrze. Golf był wtedy synonimem sportu dla krezusa. W przypadku RS Q8 wyobrażam sobie raczej, że jego właściciel pędzi na trening piłkarski, bo gra w którejś z topowych, europejskich lig. Albo jedzie na trening MMA, bo jest człowiekiem z miasta (bo przecież nie ze wsi, prawda?). Spokojnie – w bagażniku Audi można rozegrać mecz albo trochę się potarzać. Niewiele brakuje, by zmieścił się tam też stół bilardowy i jacuzzi, jak w tej willi w Bydgoszczy.
Ten wóz ma 600 koni i 800 Nm, a ja wciąż o bagażniku.
A więc dość tego, ruszmy wreszcie. Czy RS Q8 ładnie brzmi? Jak najbardziej. Autor widocznych w artykule zdjęć porównał dźwięk tego V8 do wojskowego myśliwca. Coś w tym jest. Oczywiście nie jest aż tak głośno. Bulgot zawsze towarzyszy kierowcy i pasażerom, przypominając im o tym, że to coś więcej niż zwykłe Q8. Ale nie jest zbyt nachalny.
Czy to pora, by wystartować z gazem w podłodze i przyspieszyć od 0 do 100 km/h w 3,8 s? Nie, jeszcze nie. Nie radzę robić tego od razu, lepiej na początku trochę pojeździć i przyzwyczaić do samochodu. Dlaczego? Mocny start od zera tak mocno wbija w fotel, że aż można się przestraszyć. Kolejne cyfry na prędkościomierzu pojawiają się w absurdalnym tempie. Największe wrażenie robi nabieranie prędkości na autostradzie. Trudno uwierzyć, że ten wielki i ciężki (2,3 tony) wóz jest tak niesamowicie szybki (według danych technicznych, prędkość maksymalna to abstrakcyjne dla SUV-a 305 km/h). Świat za oknami przemyka w przyspieszonym tempie, ale samochód nadal jest cichy i bardzo stabilny. Warunki zewnętrzne nie robią na RS Q8 większego wrażenia. A w razie kłopotów, z pomocą przybędą ceramiczne hamulce. Można bardzo łatwo dozować siłę hamowania, a tarcze są skuteczne również na zimno (co kiedyś nie było tak oczywiste w przypadku „ceramiki”). RS Q8 dobrze maskuje to, że walczy w kategorii superciężkiej.
Przyciskiem na kierownicy można włączyć tryb RS Mode.
Czy warto? Szczerze mówiąc, rzadko z niego korzystałem. Oprócz zmiany wyglądu „zegarów”, wduszenie przełącznika wpływa też m.in. na zawieszenie (do wyboru masa trybów, od terenowego po sportowy), reakcję na gaz czy skrzynię biegów. Ale RS Q8 było dla mnie wtedy za ostre, zbyt „napięte” i nerwowe. Wolałem tryb Comfort, bo w nim też Audi jest potwornie szybkie, ale potrafi być bardzo łagodne. Jeśli lekko wciskamy gaz, da się prawie zapomnieć o tym, że to wersja z 600-konnym V8. Przypomina nam o tym może tylko lekki szum niezwykle szerokich opon. A oprócz tego jest płynnie, bez szarpania i spokojnie. Można się zrelaksować, jak nad basenem w tym domu we Wrocławiu.
Ile pali Audi RS Q8?
To nie jest bardzo oszczędny samochód. Nikt nie nazwie go „zeroenergetycznym”, jak w przypadku nowoczesnego domu na dalszych obrzeżach Warszawy z instalacją do ładowania samochodu elektrycznego. To nie E-tron ani nawet nie plug-in, tylko „miękka hybryda”. To oznacza, że jedynym źródłem zasilania jest tu sok z dinozaurów.
Co 100 km ubywa go 13 litrów, gdy jedziemy 140 km/h po autostradzie. Przy spokojnej jeździe po pustym mieście RS Q8 pali 17 litrów. Gdy trafimy na nieduże korki (już powoli się pojawiają, co po raz pierwszy w życiu mnie cieszy), na komputerze pojawia się dwójka z przodu. Co ciekawe, wynik „spalania długoterminowego” kogoś, kto jeździł tym samochodem przede mną, to kuriozalne 27 litrów na 100 km. Podobno przy odpowiednich staraniach da się dojść do 30. Ja jednak starałem się w drugą stronę. Chciałem zobaczyć, ile najmniej może spalić podwójnie doładowany, 600-konny SUV. Zszedłem do równych 10 litrów podczas spokojnej jazdy po drodze krajowej, bez przekraczania 100 km/h. Ogólnie – przyzwoite wyniki.
Jaka jest największa wada tego samochodu?
Nie będziecie zaskoczeni. Muszę powtórzyć to, co pisałem w teście zwykłego Q8 i podczas pierwszych jazd RS Q8 na Teneryfie. Ten samochód jest po prostu za szeroki. Mierzy z lusterkami niemal 2,2 metra. To na tyle dużo, że w mieście non stop bałem się, że kierowca jadący pasem obok zaraz mnie trąci. Albo że zawadzę o krawężnik podczas mijania się na osiedlowej dróżce. Dobrze, że nie pojechałem RS Q8 na Mazury, bo na tamtejszych wąskich drogach mógłbym osiwieć.
Dzięki skrętnej tylnej osi, manewry na parkingu nie były kłopotem. Audi jest dość zwrotne. Ale szerokość wszystko psuje. Czasami miałem wrażenie, że prowadzę nie samochód, a dom. Na przykład ten, pod Lublinem. Bardzo ładny, a jego opis („komfortowy, nowoczesny, funkcjonalny”) pasuje do Audi.
Czy lepiej kupić Audi RS Q8 czy nieruchomość?
Ten dylemat nie dał mi spokoju przez cały test. Oczywiście, można go odnieść też do konkurencji RS Q8 – czyli m.in. do Mercedesa GLE Coupe 63 AMG S, Porsche Cayenne Turbo albo do nowego BMW X6 M. To samo można pomyśleć o Range Roverze SVR albo o Lamborghini Urusie (które jest zbliżone technicznie do RS Q8, a przy tym dwa razy droższe, więc rozsądniej będzie jednak kupić Audi… i dom).
Prawda jest jednak taka, że jeśli ktoś rozważa zakup wozu za 900 tysięcy złotych, to zapewne ma już kilka nieruchomości. W niektórych mieszka, a na innych zarabia. Moje dylematy mogą mu się wydać śmieszne.
Rozumiem każdego, kto kupi RS Q8. Ten samochód jest niesamowicie, niewyobrażalnie, straszliwie szybki. Trudno o lepszy wóz na autostradę, przynajmniej dopóki nie ma na niej remontów i zwężeń. Radzi sobie na zakrętach, nieźle resoruje i potrafi być zarówno brutalny, jak i relaksujący. Ale ja wolałbym chyba RS 6. RS Q8 na 23-calowych felgach i tak nie wjedzie w teren. Szóstka jest tańsza o 35 tysięcy złotych. Starczy jeszcze na garaż w centrum Ustronia. W końcu byłoby głupio trzymać taki wóz pod chmurką. Jeszcze ktoś by zauważył, że w nim śpię.
zdjęcia: Tomasz Domański