REKLAMA

Abonament parkingowy w płatnej strefie warszawskiej jest za tani. IDzD przedstawił wyliczenia

Jeśli ktoś żąda za miejsce garażowe 67 tys. zł, to znaczy że abonament na możliwość parkowania przy własnym bloku jest za tani. Lekarz kazał przytakiwać.

Abonament parkingowy w płatnej strefie warszawskiej jest za tani. IDzD przedstawił wyliczenia
REKLAMA
REKLAMA

Rzadko już mi się chce toczyć bekę z aktywistów, bo to jak śmiać się z niepełnosprawnych dzieci. Niby śmieszne, ale jednak nie wypada. Czasem jednak udaje im się wykonać takiego umysłowego fikołka, że trudno mi się powstrzymać. A tym bardziej, że jeździłem wczoraj cały dzień komunikacją zbiorową (nie w Warszawie, ale bez różnicy). W każdym razie...

Ktoś żąda 67 tys. zł za swoją nieruchomość. Jest to nieruchomość w postaci miejsca do parkowania samochodu. Krótki „risercz” po ogłoszeniach ujawnia, że jest to cena absurdalna, ponieważ miejsce garażowe na Pradze można kupić od 26 tys. zł. Za niecałe 50 tys. zł kupujemy natomiast garaż wolnostojący. Przyjmijmy jednak na chwilę, że ta cena nie jest wzięta z czapy, ale ma charakter rynkowy. Jeśliby tak było, to oznaczałoby, że w danej okolicy jest ogromne zapotrzebowanie na miejsca parkingowe, ale mała ich podaż. To przeczyłoby aktywistycznej tezie, że jak utrudni się posiadanie samochodu, to ludzie się ich pozbędą i uznają „OK, nie potrzebuję już samochodu” – będzie wręcz przeciwnie, to znaczy gwałtownie wzrosną ceny miejsc parkingowych, a ludzie dalej będą chcieli mieć samochody.

Przejdźmy do sedna

Jeśli ktoś żąda 67 tys. zł za swoją nieruchomość, czy to oznacza że należy podnieść opłatę za możliwość korzystania z nieruchomości wspólnej? Istnieje dość duża, żeby nie powiedzieć przepastna różnica między „zaparkujesz swoje auto bez opłaty w okolicy swojego domu jeśli akurat znajdziesz miejsce” a „codziennie czeka na ciebie własne, zadaszone miejsce parkingowe, wolne zawsze gdy tego potrzebujesz”. Myślę, że tę różnicę wyraża właśnie dysproporcja między opłatą roczną 30 zł a jednorazową kwotą 67 000 zł.

Ale przenieśmy to na mieszkania. Przypuśćmy, że ktoś żąda 800 tys. zł za 57-metrowe mieszkanie w dobrym miejscu Warszawy. Nie jest to nierealna cena wywoławcza (transakcyjna tak, ale to inna historia). Tymczasem czynsz za mieszkanie komunalne w tym samym miejscu stolicy będzie wynosił tylko 9,83 zł z metra kwadratowego, czyli ok. 550 zł miesięcznie. Z jakiej racji miasto oddaje za półdarmo mieszkania lokatorom komunalnym? A i to nie jest dobre porównanie, bo ci lokatorzy mają to mieszkanie na wyłączność. Gdyby to było tak, jak z miejscami parkingowymi, mieszkania komunalne powinny być rotacyjne. Nocujesz w tym, które akurat jest wolne. Jak nie ma żadnego wolnego – no trudno, tak bywa.

Skoro już odpaliłem traktor, to oram dalej

Przypuśćmy, że wprowadzimy bardzo wysoko płatny abonament na parkowanie przy własnym miejscu zamieszkania. Niech wynosi nie 30 zł rocznie, a 2400 zł rocznie. Osiemdziesięciokrotna podwyżka to chyba rozsądna propozycja dla aktywu? Dziękuję za słowa poparcia. Powstaje teraz pytanie: kto jest beneficjentem tej podwyżki? Jaka realna korzyść następuje wskutek tego podniesienia cen? Czy 200 zł miesięcznie za możliwość znalezienia miejsca do parkowania koło swojego domu przekona kogoś do pozbycia się samochodu? Być może zrobi tak kilka osób, reszta będzie zgrzytać zębami, płacić, szukać miejsca do wyprowadzenia się lub zakupu tego wspomnianego powyżej miejsca za 67 tys. zł. Być może nawet, o zgrozo, zacznie się opłacać budować parkingi w mieście, takie wielopoziomowe. Wyobrażacie sobie tę wściekłość aktywistów, jak wyjdzie na jaw, że z powodu osiemdziesięciokrotnego wzrostu abonamentu, pięć okolicznych parceli zostało zagospodarowanych na parkingi dla mieszkańców? Aż szkoda, że nie cierpię popcornu, musiałbym to oglądać jedząc czipsy.

W skrócie: nikt, poza miejską kasą na tym nie zyska

A prezydent lub prezydentka, który taki przepis wprowadzi, skończy na taczkach. I dlatego przed takimi koncepcjami broni nas właśnie demokracja. O autorytarnych i antydemokratycznych zapędach miejskiego aktywu nie muszę nikogo przekonywać, natomiast coraz bardziej chciałbym, żeby powstała jakaś jedna dzielnica w mieście – w Warszawie może to być Praga Północ – gdzie oddanoby całą władzę w ręce aktywistów. Mogliby robić zupełnie co chcieli. I po dwóch czy trzech latach nastąpiłaby ewaluacja: czy nastąpił przypływ, czy odpływ mieszkańców? Jeśli przypływ – kontynuujemy eksperyment. Jeśli odpływ – aktywiści wracają do poprzedniej pra... eee, przepraszam, do poprzednich „zajęć”.

REKLAMA

Ale tak, zgadzam się że abonament mieszkańca w Warszawie jest za tani

Jestem za podniesieniem jego ceny do 0,1 proc. miejsca parkingowego. To będzie 67 zł za rok, czyli wzrost o ponad 100 procent. Dil?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA