REKLAMA

Tragiczny wypadek motocyklistki pod Wrocławiem. Nagrywający zostanie z niezawinioną traumą

Pechowa i kompletnie niepotrzebna śmierć na drodze po raz kolejny stała się okazją do wskazywania, kto jest faktycznie winny całej sytuacji. W tym przypadku z jakiegoś powodu internauci wskazali nagrywającego zdarzenie.

Tragiczny wypadek motocyklistki pod Wrocławiem. Nagrywający zostanie z niezawinioną traumą
REKLAMA
REKLAMA

Opublikowany w sieci materiał dotyczy śmiertelnego wypadku, który miał miejsce tuż pod Wrocławiem - na drodze krajowej numer 94, na niezwykle paskudnym (ale o tym później) skrzyżowaniu. Samochód jadący od strony Krępic i Mrozowa wymusił pierwszeństwo na kierującej motocyklem jadącej od strony Wrocławia, która następnie spadła ze swojego pojazdu i wpadła tuż pod koła auta nagrywającego, jadącego w przeciwnym kierunku. Życia motocyklistki niestety nie udało się uratować.

Do internetu niedługo potem trafiło nagranie (uwaga: oglądacie na własną odpowiedzialność) zarejestrowane przez wideorejestrator tego ostatniego pojazdu. I część komentujących z jakiegoś powodu uznała, że to on jest winny tej niepotrzebnej śmierci, bo nie zareagował odpowiednio.

A to by oznaczało, że oczekujemy od wszystkich na drodze nadprzyrodzonych zdolności za kierownicą.

Nie będę rozstrzygał, kto pierwotnie zawinił w największym stopniu - czy motocyklistka, czy kierujący białym samochodem. Na nagraniu jednak widać, że przednie światło motocykla jest widoczne na chwilę przed tym, gdy auto jadące od Krępic wjeżdża na drogę. Skupmy się tylko na trzecim uczestniku, który nagrał sytuację.

Pomiędzy momentem kontaktu motocykla i pierwszego samochodu mijają - według licznika z YouTube'a - dwie sekundy, a może nawet i mniej. Trzeba też pamiętać, że oglądający nagranie wiedzą doskonale, czego się spodziewać - jest tytuł, jest opis, wiedzą, dlaczego kliknęli i co się stanie. Kierowca mógł mieć więc nawet mniej czasu niż te niecałe dwie sekundy.

Ile czasu potrzeba natomiast na podjęcie skutecznej reakcji? Zgodnie z tym, co podają źródła - to zależy. Jeśli ktoś spodziewa się niebezpieczeństwa, to zajmuje to jakieś 0,5-0,8 s. Jeśli się tego niebezpieczeństwa nie spodziewa - 0,7 do 0,9 s. Jest też multum czynników wpływających na to, ile zajmuje zauważenie zdarzenia i reakcja na nie - i ta czynniki są w stanie znacząco zmienić czas reakcji. Dodatkowo te czasy reakcji są wynikami pomiarów laboratoryjnych i pojawia się zastrzeżenie, że w rzeczywistych warunkach są one znacznie dłuższe, tym bardziej, że przeważnie mierzą czas między zapaleniem się czerwonego światła a wciśnięciem hamulca.

W tym przypadku więc komentujący, którzy za winnego uznają nagrywającego, oczekiwaliby od niego nie tylko wybitnego, zdecydowanie ponadprzeciętnego refleksu, ale jeszcze tego, żeby w mniej niż sekundę ocenił, który z obiektów lecących w jego kierunku należy ominąć, a także czy ma dookoła siebie miejsce na wykonanie takiego manewru.

Morał z tego jest niestety taki, że nie wszystko, co oglądamy na YouTubie można łatwo ocenić siedząc sobie wygodnie za komputerem.

Drugi morał jest infrastrukturalny.

I jest taki, że to skrzyżowanie jest absolutnie paskudne. Przejeżdżam nim regularnie (w kierunku od Lutyni do Krępic) i przy ogromnym natężeniu ruchu - w tym i ciężkiego transportu - masa wyjazdów z podporządkowanych dróg wygląda właśnie dość podobnie do tego, które tutaj zakończyło się tragicznie - szybkie zerknięcie w lewą stronę, potem w prawą, a potem gaz jazda po kawałku albo gaz w podłogę i może się uda. Ci, którzy tak nie robią, a muszą skręcić w trudniejszy sposób (tj. nie w swoją prawą stronę) przeważnie stoją, stoją i stoją. A potem przeważnie wskakują na szybko tam, gdzie wydaje im się, że mogą się akurat zmieścić.

Tak to mniej więcej wygląda z bliska:

REKLAMA

Da się oczywiście przejechać to bez powodowania kolizji czy wypadku, ale zdecydowanie jest to przykład infrastruktury drogowej, który można było rozwiązać zdecydowanie lepiej. Tym bardziej, że drogę z prawej strony zbudowano stosunkowo niedawno - na zdjęciach Google'a z 2013 r. jest tam jeszcze po prostu pole. Zamiast tego zaserwowano kierowcom z obu stron konieczność pokonania po 3-4 pasy na mocno obciążonej drodze do dużego miasta.

Efekt? Na tym skrzyżowaniu mniej lub bardziej tragiczne wypadki zdarzają się regularnie. I na pewno jeszcze będą się zdarzać.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA