Standardowa sytuacja: ktoś wjeżdża na skrzyżowanie i nie ma z niego jak zjechać w swoim cyklu. Kolejne auta ruszają i... no właśnie - co? Czy zjeżdżający ze skrzyżowania ma pierwszeństwo? Czy istnieje coś takiego jak przepis, który nakazuje nam umożliwienie zjazdu ze skrzyżowania?
Żeby nie było - tego o ewentualnym pierwszeństwie i umożliwieniu zjechania nie wymyśliłem sobie ani trochę. Takie stwierdzenia można znaleźć powszechnie w internecie, na różnych forach czy nagraniach na YouTubie, przedstawiających właśnie takie sporne sytuacje, w których ktoś utknął na skrzyżowaniu, a ktoś ma zielone i chce jechać, ignorując to, że utknięty chce uciec ze skrzyżowania.
Zresztą nie tak dawno taki przypadek naruszenia przepisów znalazł się na kanale Stop Cham:
To teraz, skoro mamy opis i materiał graficzny, przejdźmy do odpowiedzi:
Czy pojazd opuszczający skrzyżowanie - mając już czerwone światło - ma pierwszeństwo?
Nie, skąd taki pomysł? Ustawa Prawo o ruchu drogowym w żadnym miejscu nie stwierdza w żaden sposób, że pojazd uciekający ze skrzyżowania mogłby być chociażby w jakimś najdrobniejszym stopniu uprzywilejowany w stosunku do reszty (z czym zresztą zgadzają się eksperci). Nie ma takiego przepisu wprost - koniec i kropka.
Czy w takim razie, jeśli mam zielone, mogę po prostu jechać i nic mnie nie obchodzi? Czy umożliwienie zjazdu ze skrzyżowania jest obowiązkowe?
To zależy. Teoretycznie, jeśli pojazd utknięty na skrzyżowaniu nie blokuje nam w żaden sposób drogi, to zasadniczo spełnione są wszystkie przesłanki, żebyśmy w standardowym trybie wjechali na skrzyżowanie i przejechali je z poczuciem dobrze wykonanej roboty. Może nie z zamkniętymi oczami i przeświadczeniem, że mamy wszelkie prawo, ale co do zasady - mamy prawo to skrzyżowanie właśnie w taki sposób pokonać.
Natomiast jeśli pojazd utknął tak, że nie możemy przejechać, to nie możemy go ani taranować, ani dojechać do niego i tak sobie radośnie stanąć, tym samym prawdopodobnie pogłębiając chaos na skrzyżowaniu.
Ale przecież mam zielone!
Tak, ale zielone nie zawsze pozwala na wjazd za sygnalizator:
Sygnał zielony nie zezwala na wjazd za sygnalizator, jeżeli:
- ruch pojazdu utrudniłby opuszczenie jezdni pieszym lub rowerzystom;
- ze względu na warunki ruchu na skrzyżowaniu lub za nim opuszczenie skrzyżowania nie byłoby możliwe przed zakończeniem nadawania sygnału zielonego.
Czyli jeśli ktoś blokuje nam przejazd na zielonym świetle, to nie możemy wjechać za sygnalizator, bo istnieje szansa, że spełniony zostałby podpunkt numer 2 - nie mielibyśmy jak opuścić skrzyżowania. Tym samym popełnilibyśmy identyczne wykroczenie, co osoba nas blokująca, w konsekwencji na skrzyżowaniu zamiast jednego dzbana, zacząłby się powoli kompletować cały skład porcelany.
Czyli w takim razie muszę go przepuścić?
Tak, ale nie. Nie możemy wjechać za sygnalizator, bo nie mamy jak kontynuować ruchu. Fakt, że przez zaniechanie tego wjazdu potencjalnie umożliwimy osobie blokującej przejazd ucieczkę z pułapki, można tutaj traktować raczej jako efekt uboczny.
Utknąłem, co zrobić?
Najlepiej to nie utykać. Ale jeśli już to zrobiliśmy - nie zakładajmy, że mamy pierwszeństwo nad osobami, które mają zielone światło. Polecałbym ostrożne próby opuszczenia skrzyżowania, jeśli inni kierowcy zachowują się tak, jakby chcieli nam to umożliwić. Chyba że nikomu nie przeszkadzamy stojąc - to wtedy czekamy, aż znowu trafi się nasz cykl.
Co zrobić, żeby nie być tym, który blokuje skrzyżowanie?
Myśleć, tyle przeważnie wystarczy. Z przepisów warto pamiętać o tym przytoczonym powyżej - nie możemy wjechać za sygnalizator, nawet jeśli świeci się zielone, jeśli nie mamy pewności, że zjedziemy w naszym cyklu. Nie możemy też schować się na przejściu dla pieszych albo przejeździe rowerowym, co niestety również jest nagminne.
Czyli - nie snujemy się bezmyślnie, bo sznur samochodów przed nami się snuje - patrzymy, czy za skrzyżowaniem jest jeszcze miejsce - jeśli go nie ma, nie ruszamy, czekamy. Jeśli nie możemy sobie poradzić z presją samochodów stojących za nami i dziwiących się, dlaczego nie jedziemy - wchodzimy na jakiegoś influenserskiego bloga, a potem czytamy na nim, jakimi jesteśmy zwycięzcami i ćwiczymy naszą psychikę. Jeśli naprawdę nam się spieszy, to w sumie też stajemy pod światłami, bo utknięcie na środku skrzyżowania w żaden sposób nie przyspieszy naszego przejazdu, a tylko rozwścieczy tych, którzy za chwilę będą mieli zielone, a przez nas nie będą mogli przejechać - w końcu im też może się spieszyć.
Proste? Proste, przynajmniej na większości skrzyżowań (wiem, są też takie, gdzie przestrzeganie przepisów 1:1 jest niesamowicie trudne). Niestety tylko w teorii. W praktyce nie jestem w stanie zliczyć, ile razy musiałem bluzgać, bo ktoś na skrzyżowaniu obok mnie - i to skrzyżowaniu najprostszym z możliwych - nie był w stanie oszacować, że jego auto się nie zmieści, przez co ja musiałem czasem przeczekać cały cykl świateł. Nie zliczę też samochodów upchniętych na przejściu dla pieszych, między którymi trzeba było się przeciskać - jako pieszy - ze szczególną ostrożnością, bo kiedy sznur aut z przodu ruszał, ci stojący na pasach również ruszali. Co z tego, że to ja miałem zielone, a oni byli tam nielegalnie - skoro korek się rusza, to i oni muszą.