Przepis o obowiązku rejestracji pojazdu sprawia, że fałszujesz podpis nieznanego Niemca
Kupujesz samochód od handlarza, a do wypełnienia dostajesz umowę po niemiecku. Na szczęście handlarz przygotował ściągawkę jak ją prawidłowo wypełnić, włącznie z instrukcją dotyczącą fałszowania podpisu.
Przez lata funkcjonowała w handlu samochodami instytucja „umowy na Niemca”. Oznaczało to, że w dokumentach pomijany jest handlarz, który auto sprowadził. Dzięki temu nie musiał on odprowadzać żadnych podatków od dochodu ze sprzedaży pojazdu, ponieważ jego nazwisko lub nazwa firmy nigdzie nie wypływały. Miało to też dodatkową zaletę braku odpowiedzialności za wady ukryte pojazdu – zaletę z punktu widzenia handlarza, bo dla kupującego był to tylko problem. Na ten problem wiele osób się godziło, bo chciało akurat takie auto, jakie było oferowane.
Obecnie obowiązują przepisy, które zmuszają handlarzy do rejestrowania importowanych samochodów
Nie dziwię się handlarzom, że nie chcą tego robić. To dodatkowa papierologia, koszty, konieczność przechodzenia badania technicznego i ogólnie kłopoty. Wprawdzie w przypadku auta sprowadzonego czas na przerejestrowanie to 90 dni, a nie 30 dni jak dla osób prywatnych nabywających pojazd w Polsce, ale jeśli da się tego uniknąć, to warto spróbować. Tym sposobem kupujący w pewnym autokomisie na południu Polski wraz z samochodem dostają do wypełnienia niemiecką umowę in blanco, gdzie wpisują dane osoby, od której pojazd kupił handlarz – jako sprzedającego. A że nie każdy w Polsce zna jeszcze płynnie niemiecki, to przygotowano także ściągawkę.
Wszystkie niemieckie wyrażenia z umowy przetłumaczono na polski i dodano rozbudowaną instrukcję, jak to wszystko wypełnić. Cenę trzeba wpisać „mniej więcej w euro”, w podpunkcie „szczególne wyposażenie” napisać słowo „standard”, a podpisując umowę pamiętać o innym charakterze pisma. Cenna wiedza, ale całkowicie zbyteczna.
Podpisując taką umowę i tak stajecie się wspólnikami oszustwa
Pamiętanie o innym charakterze pisma nic tu nie zmieni. Zresztą nie warto, urzędnika to kompletnie nie obchodzi – wielokrotnie to sprawdziłem. Pracownicy wydziału komunikacji to nie detektywi, nie sprawdzają czy podpisy są inne, tylko czy umowa ma wypełnione wszystkie właściwie pola bez błędów i literówek. Nawet więc jeśli podpiszecie się całkiem inaczej, minimalizując szanse wykrycia oszustwa, to nadal pozostaje oszustwem. Pomijam już brak odpowiedzialności handlarza za wady samochodu, znacznie ważniejsza jest tutaj odpowiedzialność kupującego za fałszowanie umowy. Wyobraźmy sobie sytuację, że ktoś taki samochód kupi, a następnie zanim jeszcze go zarejestruje, to skoczy nim na chwilę do szwagra w Niemczech, gdzie spowoduje kolizję. Wtedy znacząco rośnie szansa na to, że przy sprawdzaniu dokumentów na jaw wyjdzie niezgodność: Niemiec sprzedał auto dwóm osobom jednocześnie, tj. handlarzowi i końcowemu klientowi, tyle że w jednym przypadku z podrobionym podpisem. Nie chciałbym mieć w tej sytuacji do czynienia z niemieckim wymiarem sprawiedliwości.
Szansa na wpadkę nie jest duża, ale i tak nie warto
Przede wszystkim nie warto oszukiwać, ale jeszcze bardziej nie warto być wspólnikiem oszustwa dla cudzej korzyści. Tego już w ogóle pojąć nie umiem, dlatego też nigdy nie zgodziłem się na umowę „na Niemca”. Około sześciu lat temu bliski byłem zakupu auta, gdzie umowę trzeba było podpisać z wątpliwie istniejącym Włochem i zrezygnowałem właśnie z tego powodu. Są tysiące samochodów do kupienia, nie musicie godzić się akurat na ten egzemplarz, przy którym sprzedający zmusza was do poświadczania nieprawdy.
A przy okazji widać, jak głupi przepis napędza patologię
Gdyby handlarz mógł mieć przekładalne tablice do jazd próbnych, nie musiałby rejestrować każdego auta osobno i skala tego typu przekrętów zmniejszyłaby się. Ktoś powie, że to taki przekręt-nieprzekręt, bo w sumie nie ma poszkodowanych, ja odpowiem że póki wszystko jest dobrze, to nie ma, ale co jeśli samochód okaże się wadliwy? Zwrócicie się do mieszkającego w Niemczech Helmuta, że sprzedał wam lipny wóz, pokazując mu jego podrobiony podpis na umowie? (pamiętać o innym charakterze pisma).
Zdjęcie główne - Pixabay, Andreas Breitling