REKLAMA

Oto nowy, elektryczny Seat. Nie dla was, Polaczki

Seat właśnie pokazał swój pierwszy samochód elektryczny – Mii EV. Bez obaw, w Polsce go nie kupimy. 

elektryczny Seat Mii
REKLAMA
REKLAMA

Paniczne ruchy podejmowane przez producentów stają się coraz bardziej niezborne. Siedem lat po debiucie oryginału, czyli Volkswagena Up!, jego „trzeci bliźniak”, czyli Seat Mii dostaje wersję elektryczną. Oznacza to przy okazji koniec produkcji Mii w wersji benzynowej.

Tym sposobem mamy już Mii EV, elektryczną Skodę Citigo i Volkswagena e-Up!

To ten sam samochód, ale dzięki podzieleniu go na trzy marki skutecznie obniża on średnią emisję CO2 dla każdej z nich. Dlatego Seat Mii EV musiał powstać. Najważniejsze jest bowiem, żeby CO2 się zgadzało. Możemy oczywiście się śmiać z tego, jak traktowany jest Seat w koncernie VW (połączenie gorącego kartofla ze zgniłym jajem) i że potrzeba było siedmiu lat, żeby zmienić znaczek z VW na Seata, a napęd ze spalinowego na elektryczny, nie zmieni to jednak faktu, że taki Mii EV ma sporo sensu. To właśnie małe samochody elektryczne wydają się najrozsądniejsze, ponieważ zużywają mało prądu. Nie mam pojęcia po co istnieje Tesla Model X – jest za wielka do miasta, a jej ładowanie do pełna trwa jakieś 30 godzin.

Wiem natomiast po co jest e-Up! czy Seat Mii EV. 260 km zasięgu to wartość całkowicie wystarczająca do kręcenia się po mieście. Ładowanie nie trwa wieczności, a zużycie prądu jest rozsądne. Przy okazji ten samochód jest całkiem przestronny i wygodny. Jeździ jak normalne auto. Skąd to wiem? Byłem na prezentacji e-Up!a. Wspominam go bardzo dobrze. Jestem niemal pewien, że elektryczne Mii jeździ tak samo. Chętnie jeździłbym takim pojazdem, gdybym miał gdzie go ładować.

seat mii elektryczny

I teraz najważniejsze. Nie kupimy go w Polsce

Co łączy Niemcy, Holandię, Francję, Hiszpanię, Wielką Brytanię, Norwegię, Austrię, Szwajcarię, Włochy, Belgię, Danię, Finlandię i Szwecję? Nic. Dwa z tych krajów nie są nawet w Unii, a jeden jest w niej tylko jedną nogą. A jednak coś jest: to w tych krajach Seat zaoferuje elektryczne Mii, które produkuje w Bratysławie. Nie zobaczymy go w żadnym z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, bo to są ogólnie jakieś wioskowe głupki, które nie wiedzą że trzeba kupować auta elektryczne i ściągają używane diesle od Niemca.

seat mii elektryczny

Dla producentów samochodów Unia Europejska dalej kończy się na Niemczech

Dalej to już jakiś syf, bieda i Związek Radziecki. Nie warto tam sprzedawać ekologicznych samochodów. Tylko Bogaty Zachód będzie mógł kupować nasze prestiżowe, bezemisyjne samochody elektryczne. A ci wszyscy jacyś tam Słowianie? To oni są w Unii też? I tak to wygląda od lat. Unia Europejska nakłada obowiązek redukcji emisji CO2 na wszystkie kraje członkowskie, ale producenci wiedzą swoje i elektrofury oferują tylko w tzw. Starej Unii. Miałem kiedyś zresztą nieprzyjemną rozmowę na ten temat na prezentacji pewnego modelu, kiedy dowiedziałem się, że jedna z wersji będzie oferowana w Europie – i wtedy wyświetlono mapę tej Europy, która kończyła się oczywiście od wschodniej strony na Austrii i Niemczech. Dalej była po prostu biała plama. Zapytałem więc prelegenta po prezentacji, od kiedy Europa obejmuje tylko Europę Zachodnią. Odpowiedź była krótka i szczera: kierujemy nasze samochody na rynki, które są dla nas ważne.

REKLAMA
seat mii elektryczny

Trudno więc spodziewać się elektryfikacji polskiego parku samochodowego, jeśli producenci po prostu nie oferują u nas swoich elektrycznych modeli. Nawet jeśli powstały na bazie aut już siedmioletnich i mogłyby być tanie. A zatem Seata Mii mamy odhaczonego, odnotowaliśmy jego premierę, dowiedzieliśmy się że nie dla psa kiełbasa i możemy śmiało ruszać dalej w spalinach z niemieckiego diesla.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA