Sprawdziłem, jak jeździ Renault Kadjar po liftingu. Zmiany są dyskretne, ale ważne
Trzeba dobrze znać poprzedniego Kadjara, żeby zauważyć zmiany z zewnątrz na pierwszy rzut oka. Ale w tym liftingu wcale nie chodziło o stylistykę, tylko przede wszystkim o silniki.
„To już ten nowy? Czy się pomylili i dali nam starego?” – tak jeden z moich kolegów zareagował na widok parkingu z równo ustawionym rządkiem Kadjarów. Rzeczywiście, jeśli ktoś spodziewał się zupełnej zmiany wyglądu, może być zawiedziony. Jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, to jeden z najdyskretniejszych liftingów ostatnich lat.
Miejmy to już za sobą: co się zmieniło?
Z przodu najbardziej widocznym nowym elementem są chromowane poprzeczki grilla, który stał się też nieco szerszy. Zmieniono również kształt zderzaka i obramowań reflektorów przeciwmgielnych. Warto zauważyć, że teraz w każdej wersji seryjne będą światła LED do jazdy dziennej.
Z tyłu zmieniono kształt zderzaka, dodano „udawane” końcówki rur wydechowych i zamontowano węższe światła przeciwmgielne. Z boku jedyną widoczną zmianą mogą być felgi aluminiowe w nowych wzorach. Dodano też trzy nowe kolory.
Można bawić się w „znajdź dziesięć szczegółów”.
Najwyraźniej w Renault stwierdzono, że Kadjar wygląda dobrze i nie ma sensu szczególnie mocno go zmieniać. Przedstawiciele marki mówią jedynie, że ten samochód po liftingu ma wyglądać „bardziej premium”. Cóż, takie mamy czasy. Wszystko musi być premium.
Rzeczywiście, trudno zarzucić Kadjarowi, że jest brzydki. Czasami lepiej więc zostawić wygląd mniej więcej taki, jaki jest, zamiast modyfikować na siłę. Słyszycie, styliści Skody Octavii i Suzuki SX4 po liftingu?
We wnętrzu – małe, ale znaczące zmiany.
O ile zmiany z zewnątrz mają tylko cieszyć oko, tak te w środku służą konkretnym celom. Ma być funkcjonalniej i wygodniej. To, co widać od razu po otwarciu drzwi, to zmienione fotele. Są bardziej miękkie i inaczej ukształtowane. Rzeczywiście siedzi się na nich wygodnie. Po francusku. Doceniam też, że pojawiła się wysuwana podpórka pod uda.
Zmienił się też kokpit. Centralny ekran dotykowy jest większy niż przedtem. Przed liftingiem po jego lewej stronie były fizyczne przyciski np. do powrotu do menu i tradycyjne pokrętło do regulowania głośności. O ile zwiększenie rozmiaru i rozdzielczości wyświetlacza to zaleta, to rezygnację z klasycznej „gałki” na rzecz przycisków na ekranie uważam za wadę. O wiele łatwiej jest szybko przekręcić pokrętło niż szukać małych przycisków – zwłaszcza na nierównej drodze.
Właściciel poprzedniego Kadjara zauważy też zmieniony panel klimatyzacji. Ma teraz duże pokrętła z ekranami w środku. Wygląda to nieźle i robi wrażenie porządnego. Poprawiono jakość materiałów i ich spasowania. Rzeczywiście, nawet zapach w kabinie jest teraz przyjemniejszy. Choć gdy na zakrętach prawe kolano kierowcy dotyka szerokiego tunelu środkowego, słychać trzeszczenie plastików. Zostawiono też… łagodnie mówiąc, nietypowe rozwiązania ergonomiczne, takie jak włączanie podgrzewania foteli pod podłokietnikiem i aktywowanie tempomatu przyciskami obok dźwigni zmiany biegów. To wymaga przyzwyczajenia.
Atutem Kadjara jest bagażnik.
Ma 472 litry pojemności, czyli więcej niż w spokrewnionym technicznie Nissanie Qashqaiu. Po liftingu dodano w nim przyciski do składania tylnej kanapy. Z kolei pasażerowie drugiego rzędu mają teraz do dyspozycji „swoje” nawiewy.
Największe zmiany – pod maską.
Tej zmiany można było się spodziewać. Skoro Qashqai ma nową gamę silnikową, to tak samo musiało stać się z Kadjarem. Obecnie jedyny dostępny silnik benzynowy to jednostka 1.3 TCe w dwóch wersjach mocy – 140 i 160 KM. Sporo pisaliśmy ostatnio o tym motorze – najpierw przy okazji testu Mercedesa klasy A (gdzie podobał mi się najmniej), później jeździłem też wyposażoną w niego klasą B.
Renault liczy, że benzynowe Kadjary będą stanowiły większość sprzedaży modelu. Dlatego dano nam okazję na przejechanie się właśnie takimi egzemplarzami. Najpierw jechałem wersją 160 KM ze skrzynią automatyczną EDC, a później prostszym wariantem 140 KM z ręczną przekładnią.
Co bym wybrał?
Trasa testowa była urozmaicona. Najpierw miałem okazję pojeździć po górskich zakrętach i drogach dwujezdniowych. Później zjechaliśmy na nieutwardzone odcinki.
Kadjar nie jest – i nigdy nie miał być – samochodem, który daje szczególną radość z jazdy. Nie o to chodzi w tym modelu. Na zakrętach, owszem, jest stabilny, ale… to tyle. W końcu to rodzinny SUV. Ma być wygodny. I na to na szczęście nie można narzekać. Zawieszenie dobrze (choć dość głośno) wybiera nierówności, dobre jest też wyciszenie od szumów.
Jeżeli chodzi o układ napędowy, silnik 1.3 TCe nie jest najcichszy, gdy pracuje na wysokich obrotach. Oprócz tego trudno jednak mieć do niego większe zastrzeżenia. W obu wersjach mocy jest wystarczająco dynamiczny i elastyczny. Reakcja na gaz jest dość szybka, a sposób rozwijania mocy – wystarczająco płynny. Aby poprawnie ocenić spalanie, musiałbym pojeździć tym autem dłużej. Wynik z trasy testowej w obu autach oscylował wokół 8 litrów na sto kilometrów.
Z dwóch egzemplarzy, którymi jeździłem, wybrałbym ten z automatyczną skrzynią biegów. Nie jest najszybsza, ale za to działa łagodnie. Dlaczego taki wybór? To proste. Kadjar jest rodzinnym, spokojnym samochodem, więc ręczne „mieszanie” biegami nie ma w nim większego sensu. Lepiej postawić na wygodę.
4x4 – tylko z nowym silnikiem Diesla.
Jedną z atrakcji podczas testów był przejazd Kadjarem po trasie offroadowej. Nie był to oczywiście żaden trudny teren, ale i tak trudniejszy niż taki, którego doświadcza większość crossoverów. Nowe Renault poradziło sobie tam bez zarzutu. Szkoda, że napęd na cztery koła będzie dostępny tylko z najmocniejszym silnikiem wysokoprężnym i ręczną skrzynią biegów. Mowa o nowym silniku o pojemności 1,75 litra i mocy 150 KM. W ofercie jest jeszcze 115-konny motor 1.5 dCi. Oba będą zapewne stanowić margines sprzedaży. To jednak ciekawe i odważne ze strony Renault, że wprowadza do oferty nowego diesla.
Ceny wersji po liftingu zaczynają się od 78 900 zł za wersję 140 KM. Z kolei najmocniejszy, 160-konny Kadjar ze skrzynią EDC to wydatek 104 900 zł.
Kadjar ma tylko jeden, główny problem.
To nigdy nie był zły samochód. Po liftingu rzeczywiście go jeszcze poprawiono. Ma sporo miejsca w środku, duży bagażnik i jest wygodny, a w dodatku niezbyt drogi. Brakuje mu tylko… charakteru. Nie widzę powodu, dla którego miałbym wybrać Renault, a nie któregoś z konkurentów. Kadjar nie jest od nich gorszy, ale nie jest też lepszy. Jest nudny i właściwie nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jeśli to komuś nie przeszkadza, pewnie go kupi – tak jak 450 tysięcy osób od debiutu modelu w 2015 roku.