REKLAMA

W tej bengalskiej wiosce wszyscy jeżdżą starymi Land Roverami. Najstarszy ma 61 lat

Z okazji 70-lecia marki Land Rover ekipa filmowa odwiedziła wioskę w indyjskich Himalajach, w regionie Bengal. Ta oddalona od cywilizacji osada leży na wysokości 3600 m n.p.m., a do transportu dóbr służy tu flota 42 Land Roverów I i II serii – niezmiennie od ponad 60 lat.

Land Rover
REKLAMA
REKLAMA

Właściwie to nie powinno to nikogo dziwić. Samochody terenowe są ponadczasowe jak łopata i to, co było dobre do pokonywania stromej, kamienistej drogi w 1957 r., nadal dobrze nadaje się do tego celu. Jednak w obecnych czasach takie przypadki spotyka się coraz rzadziej. Cykl życia produktu ulega skróceniu do tego sprzed czasów sprzed Wielkiego Kryzysu, kiedy to w Stanach Zjednoczonych na złom szły samochody 8-letnie. Są jednak miejsca na świecie, gdzie nadal najlepiej sprawdzają się samochody proste i niezniszczalne – niezależnie od wieku.

Land Rover

Wioska Maneybhanjang leży na wysokości ok. 1500 m nad poziomem morza. Tylko z Maneybhanjang da się dotrzeć do położonego na wysokości 3636 m Sandakphu. Prowadzi tam wąska i wyboista droga z nadzwyczaj ostrymi zakrętami, zwykle skąpana w malowniczo wyglądającej mgle. Ta mgła wygląda ładnie z dołu, gorzej gdy musisz przez nią przejechać Land Roverem i nie spaść w przepaść. Musisz wspiąć się o ponad 2 km w górę na odcinku 27 km. To nie jest zadanie dla przeciętnego współczesnego SUV-a. Zresztą na drogę z Maneybhanjang do Sandakphu można obecnie wjechać już tylko klasycznym Land Roverem. Inne auta nie są tu wpuszczane z prostego powodu – niedoświadczeni kierowcy nie daliby sobie rady z tym podjazdem i prędzej czy później sturlaliby się w przepaść. Sandakphu to miejsce wyjątkowe: gdy ustąpi mgła, widać stąd szczyty czterech z pięciu najwyższych gór na świecie.

W Maneybhanjang do dziś utrzymuje się flotę 42 Land Roverów serii I i II, a najstarszy egzemplarz ma ponad 60 lat.

Land Rover

Każde auto wygląda trochę inaczej, bo przez dziesiątki lat były naprawiane tym, co akurat dało się zdobyć. Nadzwyczaj prosta konstrukcja ułatwia wieloletnią eksploatację – dopóki nadwozie trzyma się ramy, a silnik lepiej lub gorzej pracuje, można jechać. Żadne czujniki ani zimne luty w elektronice niczego tu nie unieruchomią. Najstarsze auta pamiętają jeszcze, gdy Indie były perłą w koronie Imperium Brytyjskiego. Sprowadzili je tu zresztą oczywiście Anglicy do pracy na plantacji herbaty w prowincji Darjeeling. Potem Brytyjczycy się wynieśli, a Land Rovery zostały. Wprawdzie odpadł z nich lakier i mają teraz kolor czystego aluminium, ale technicznie są utrzymywane w jak najlepszej kondycji. To znaczy naprawia się je głównie częściami z Mahindry i Hindustana. Ale są tak proste, że niemal wszystko da się przerobić lub dorobić tak, żeby działało dalej.

Land Rover

Rząd miał plan, żeby wyasfaltować drogę do Sandakphu

Mieszkańcy Maneybhanjang stawili jednak silny opór. Wyasfaltowanie drogi i otwarcie jej dla wszystkich trekkerów szukających himalajskich doznań sprawiłoby, że lokalna społeczność straciłaby swój wyjątkowy charakter, a zarazem  źródło utrzymania. Land Rovery z Maneybhanjang są dumą tej wioski. To coś więcej niż środek transportu, to lokalna tradycja, a tradycji się nie usuwa z dnia na dzień, przykrywając ją asfaltem. Lokalni mechanicy zjedli zęby na Series I i II. Lokalni kierowcy znają je na wylot. Jeśli coś jest dobre, po co to zmieniać? – pytają retorycznie. Przecież stare terenówki są wieczne.

REKLAMA

Powstaje tylko pytanie, którego twórcy filmu pewnie woleliby nie usłyszeć. Czy aktualna generacja Discovery też za 60 lat będzie w stanie robić tę samą robotę co Land Rovery z Maneybhanjang? Obawiam się, że odpowiedź nietrudno przewidzieć.

Land Rover
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA