Sprowadzacie za dużo aut z USA. Coraz trudniej uniknąć śmietników
Właśnie opublikowano nowe statystyki importu i jestem zniesmaczony. Tanie premium z USA na handel sprawia, że coraz trudniej znaleźć dobry samochód. Po co to sobie i nam robicie?

W kwietniu sprowadziliśmy ponad 87 tys. pojazdów. Niektóre media już biją na alarm, bo ich średni wiek to 12 lat, ale to jest powód do radości, że jeździmy coraz nowszymi samochodami, a nie powód do płaczu. Jest jednak inny powód, który mnie jednocześnie smuci i przeraża. To USA i wcale nie chodzi mi o poczynania pomarańczowego człowieka.
Import z USA i Kanady rośnie. Kontenery się grzeją
W pierwszych czterech miesiącach roku sprowadziliśmy 24 tys. aut z USA, co oznacza wzrost o 15 proc. rok do roku, podobny wzrost zanotował import z Kanady. Stany Zjednoczone Ameryki są trzecim państwem, z którego importujemy po Niemcach i Francji. Niestety nie mam najnowszych danych w rozbiciu na modele, ale mam te z ubiegłego roku. Jak myślicie, co importujemy z tego kraju? Amerykańskie marki? Otóż nie. Audi, BMW, Ford, Mercedes, Jeep. Tak wygląda pierwsza piątka importu. A jak z modelami? A tak:
- Jeep Grand Cherokee (2098 rejestracji)
- Chrysler Pacifica (1787 rejestracji)
- Audi Q5 (1654 rejestracji)
- Volvo XC60 (1437 rejestracji)
- BMW 3 (1326 rejestracji)
- Ford Escape (1304 rejestracji)
- Ford Mustang (1060 rejestracji)
- BMW X3 (998 rejestracji)
- Dodge Durango (983 rejestracji)
- Ford Edge (973 rejestracji)
Jak na dłoni widać, że tylko dwie pozycje są autonomiczne dla USA, reszta to samochody, które można bez problemu kupić w Europie. I tu jest największy problem, bo mamy coraz więcej śmietników z USA w ofercie, przez co coraz łatwiej wpaść na minę.
Sam miałem problem, gdy szukałem samochodu dla siebie
Oglądałem różnych przedstawicieli segmentu premium, głównie SUV-y i sedany i byłem zaskoczony ilością aut z USA lub Kanady. Część dała się zauważyć na start - czerwone kierunki, obrysówki, licznik w milach. I te od razu skreślałem, ale widać ich nadreprezentację w segmencie SUV-ów. Weźmy takie Volvo XC60 - obie generacje. Na popularnym portalu ogłoszeniowym jest około 2700 ofert sprzedaży tych aut, wystarczy zaznaczyć, że nie chcemy USA i Kanady i dostępnych ofert jest mniej niż połowę. A i tak liczbę zawyżają nowe samochody. Taka sama sytuacja występuje przy Audi Q5, Mercedesach GLC i GLE, a i w sedanach jest podobnie.
Oczywiście na forach dowiesz się, że samochody z USA są lepsze, bo wiadomo co się z nimi działo, co jest uszkodzone, a poza tym mają lepsze wyposażenie, lepsze silniki i lepsze skrzynie biegów. Brutalna prawda jest taka, że nie mają lepszych silników (chyba że chodzi o gazowanie, ale szanujmy się - gazowanie świeżego premium to krzyk rozpaczy), skrzynie też średnio, a do tego wyposażenia odbiega od europejskiego, co zresztą doskonale widać po słabych światłach (głównie halogeny). A co do tego, co było uszkodzone - nigdy nie wiesz co rzeczywiście przyjechało, bo po zdjęciu nie robisz właściwej wyceny naprawy. Już abstrahuję od pewnej koncepcji, w myśl której auta z USA są dobre, bo są rozbite, a auta z Europy są złe, nawet jak nie są rozbite.

Ale najgorsze jest coś innego - konwersja do europejskich norm. Jak jest dobrze zrobiona, to możesz nie zorientować się w pierwszej chwili, że masz do czynienia ze śmietnikiem. Dlatego polecam sprawdzanie VIN-u, bo od tego należy zacząć poszukiwania aut, zwłaszcza droższych. Widzisz VIN amerykański, to uciekasz.

Powiecie, ale przecież są zdjęcia przed naprawą. Tak, tylko sprytni ludzie też na to mają sposób. Oglądałem pewien samochód, wyłapałem, że jest z USA, mimo że w ogłoszeniu nic o tym nie było, ale sprzedawca był przygotowany i pokazał mi zdjęcie, na którym widać auto bez reflektorów, twierdził, że tak przypłynął z USA i że panie, to tylko kosmetyka. Zrobiłem sobie zdjęcie VIN, sprawdziłem go i okazało się, że zapomniał wspomnieć o tym, że założenie lamp było ostatnim elementem, bo wcześniej musiał naprawić przód po kolizji. I tak się żyje w kraju, w którym każdy chce kogoś orżnąć.
Paweł, ale przecież ludzie sprowadzają amerykańskie samochody, a nie europejskie
W tym problem, że nie. Też wolałbym, żeby to były Mustangi, Camaro czy inne takie auta, które kojarzone są z demokracją, bronią i niezdrową dietą. Niestety handlarze importują to, co się najlepiej sprzedaje, czyli właśnie europejski segment premium. Naprawiają te auta na trytytki, a później zadowolony klient może udawać, że mu się w życiu powiodło. I co najgorsze - ten proceder się pogłębia. Tani dolar robi swoje, ale na szczęście ministerstwo tworzy projekt, który ma ukrócić te patologie. I bardzo dobrze.
zdjęcie główne: Mike Bird / pexels.com