REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Wiadomości

Gdyby Ikea i Renault stworzyły samochód, wyglądałby właśnie tak. I trzeba byłoby go własnoręcznie złożyć

Uwaga: akumulatorów nie ma w zestawie.

10.05.2021
10:37
Gdyby Ikea i Renault stworzyły samochód, mógłby wyglądać właśnie tak
REKLAMA
REKLAMA

A przynajmniej tak wynika z ulotki, którą przygotował Ryan Schlotthauer - autor projektu Höga, czyli ultra-mikro-samochodu, który jego zdaniem mógłby być sprzedawany w salonach Ikea:

Oczywiście w prawdziwym samochodzie byłyby akumulatory.

Jest to zresztą część procesu, za który według Schlotthauera odpowiadałoby Renault. To ono stworzyłoby platformę - albo deskorolkę, jak pisze autor - dla całego auta. Byłby to przy tym jedyny gotowy i złożony fragment pojazdu (poza kołami, które trzeba dokręcić samodzielnie) - całą resztę trzeba byłoby już montować samodzielnie.

Po co dostarczać rozłożony pojazd? W teorii miałoby to pozwolić na transport w opakowaniach mniejszych o ponad połowę, co oczywiście uratowałoby naszą planetę pozwoliłoby producentowi wygenerować większy zysk, bo w tabelce po stronie koszt montażu wpisałby sobie „zero”, a za montaż odpowiadałby już klient końcowy.

Swoją drogą to piękny pomysł na rozwiązanie ewentualnych problemów z gwarancją - „niestety nic nie możemy tutaj zrobić, ewidentnie źle pan poskładał to auto, następnym razem prosimy dokładniej czytać instrukcję”.

Ile taki samochód marki Ikea miałby części?

374. Co jest całkiem precyzyjną wartością jak na samochód będący wyłącznie modelem studyjnym stworzonym na komputerze. Ich montaż miałby zająć kilka godzin, a większość powinna nadawać się do ponownego wykorzystania np. w innym egzemplarzu. Zresztą z tego też wynika nie do końca praktyczny, trapezowaty kształt nadwozia - co tylko się dało, zrobiono z takich samych części. I tak np. przednie i tylne panele nadwozia są w zasadzie identyczne - różni je tylko kolor LED-ów pełniących rolę reflektorów i świateł.

Co zmieściłoby się w takim aucie?

Niezbyt wiele, ale skoro mowa o pojeździe, który ma ledwo 2,3 m długości, nie można oczekiwać cudów. Według twórcy projektu byłoby tu jednak miejsce na jedną czy dwie podróżne walizki, jakieś niezbyt potężne zakupy czy nawet rower albo wózek dziecięcy, chociaż w tych dwóch ostatnich przypadkach trzeba byłoby raczej zaopatrzyć się w jak najmniejsze modele.

Acha, zgodnie z wizualizacjami, w środku zmieściłby się też kierowca.

Czy to ma sens?

Nie. Ale też tak.

W przypadku całego projektu pojawia się więcej pytań niż odpowiedzi. Przykładowo to miło, że części ze zużytego samochodu można potem wykorzystać ponownie - do kolejnych samochodów albo do przeróbki na meble. Miło też, że platforma natomiast może być później wykorzystywana w innych zastosowaniach.

Tylko chociażby - gdzie to złożyć? Będziemy po zakupie spędzać kilka godzin na parkingu za sklepem, żeby mieć czym wrócić do domu? Czy może będziemy składać auto w salonie naszego mieszkania w bloku, a potem znosić te kilkaset kilogramów po schodach, zwołując do pomocy sąsiadów? I czy będzie w ogóle opcja zamówienia takiego samochodu z dodatkową usługą wniesienia do domu? Albo montażu? Tylko jeśli i tak zapłacimy za montaż, to jaki dla nas zysk w tym, że samochód dociera w częściach?

Jaki jest więc sens w tym projekcie, bo napisałem przecież, że jakiś jest?

REKLAMA

Nie wiem, czy to celowy zabieg, ale autor projektu mimochodem zwraca uwagę na dość istotny fakt - na to, że na rynku coraz mniej już samochodów z kategorii „może sobie na nie pozwolić prawie każdy”. Aut z segmentu A prawie już nie ma, a jeśli są, to przeważnie elektryczne i drogie. Auta z segmentu B startują za to już z poziomu ok. 50 000 zł, co dla wielu jest po prostu zbyt wysoką kwotą.

I taki mikrosamochodzik z Ikei mógłby być jakimś rozwiązaniem, jeśli chcemy mieć pojazd na czterech kołach i żeby na głowę nie padało. Ale że ani Ikea, ani Renault prawdopodobnie nie mają pojęcia o tym projekcie, to pewnie zostaje nam tylko Citroen Ami. Ewentualnie jego wersja dostawcza.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA