Wypadek podczas malowania znaków poziomych – winna wyłącznie kierująca?
Jak ktoś wsiada za kierownicę na podwójnym gazie, to nie ma mu co współczuć. Ale czy można go uznać za jedynego winnego w tym wypadku?
Według jednego z komentujących, zdarzenie miało miejsce 3 października około godziny 22, na jednej z ulic w Warszawie. W filmie opublikowanym na kanale Stop Cham oglądamy Volkswagena Polo, który przejeżdżając skrzyżowanie na zielonym świetle, potrąca maszynę do malowania znaków poziomych, prowadzoną przez pracownika ubranego w odblaskowy kombinezon.
Oto cały materiał:
Szczęśliwie pracownik firmy wykonującej oznaczenia nie odniósł obrażeń, za to jego narzędzie pracy prawdopodobnie uległo całkowitemu zniszczeniu. Kierowca Volkswagena po chwili próbował opuścić miejsce zdarzenia, ale został dogoniony i zatrzymany przez nagrywającego. Z opisu pod filmem wynika, że auto prowadziła kobieta, pojawiła się też informacja, że prowadziła pojazd pod wpływem alkoholu.
Jeśli faktycznie tak było – niezależenie od wszystkiego, zostanie pewnie uznana za winną
Ale czy gdyby okazało się, że jednak nie spożywała alkoholu, wciąż tak łatwo można by zrzucić na nią odpowiedzialność za doprowadzenie do wypadku?
Pracownik jest ubrany w kombinezon, a na maszynie błyska żółte światło ostrzegawcze. Tylko czy to wystarczy, by mógł przechodzić przez wielopasmową drogę, na której nie zatrzymano ruchu, a sygnalizator świeci na zielono? Czy miejsce wykonywania prac zostało wystarczająco zabezpieczone? Patrząc na instrukcję oznakowania robót w pasie drogowym, mam wrażenie, że nie do końca. Oczywiście, istnieje możliwość wykonywania robót drobnych, krótkotrwałych, bez ograniczania ruchu, ale nawet wówczas trzeba oznaczyć je znakiem A-14, którego na filmie nie widać, i należy kończyć je przed zmierzchem.
Część komentatorów zwraca uwagę na pachołki, które widać w materiale. Niestety żaden z nich nie jest ustawiony na jezdni, którą poruszają się widoczne na filmie pojazdy, a wyłącznie na odcinku ją przecinającym. I raczej nie służą do ostrzegania o prowadzonych pracach, a jedynie osłaniają świeżo wymalowane oznakowanie. Trudno uznać je za urządzenia bezpieczeństwa, które zgodnie ze wspomnianą instrukcją, powinny być widoczne z odległości 150 metrów.
Z drugiej strony, zaskakujące jest to, że krótko przed zdarzeniem Volkswagen przyspiesza, tak jakby kierująca dostrzegła przeszkodę i chciała przemknąć przed nią.
Wygląda na to, że pan w żółtym kombinezonie miał podwójne szczęście
Po pierwsze dlatego, że nie został trafiony, a po drugie – bo nietrzeźwa kierująca prawdopodobnie zdejmie z niego ewentualną odpowiedzialność. Chyba że okaże się, że wcale nie była nietrzeźwa.
Jak oceniacie? Kto powinien ponieść karę?