Sejm przegłosował nowe stawki mandatów. Oto, jak to wpłynie na bezpieczeństwo
Sejm przegłosował wczoraj nowe stawki mandatów, o których już parę razy pisaliśmy.
W skrócie: nowe, wyższe stawki mandatów będą. Sejm przegłosował, prezydent podpisze i wejdą w życie. Co to oznacza dla kierowców, którzy jeżdżą przepisowo?
NIC.
Nie łamią przepisów, to nie płacą mandatów. Ale takich kierowców nie ma. Wszyscy łamiemy przepisy, ja też. Najbardziej lubię ten moment jak jadę lewym pasem 90 km/h na ograniczeniu do 80 km/h, wyprzedzając ciężarówkę jadącą prawym pasem 65 km/h, a za mną próbuje się przepchać cham w BMW, bo on nie chce tak mało łamać, on chce łamać mocniej i więcej. Nowe mandaty mają sprawić, żeby mu się odechciało.
Jak nowe stawki mandatów wpłyną na bezpieczeństwo na drogach?
Nijak. Jest to rodzaj myślenia magicznego. Rządzący chcą, żeby nie było wypadków, żeby nie było ofiar, żeby nie było niczego. Potem patrzą w statystyki (albo i nie) i widzą, że z roku na rok tych wypadków i ofiar jest coraz mniej, ponieważ mamy bezpieczniejsze samochody, lepszą infrastrukturę, mniejsze społeczne przyzwolenie na rażące łamanie przepisów, mniejsze społeczne przyzwolenie na jazdę po pijanemu. Na chwilę przerwę moje wywody, żeby pokazać Wam, jak kształtuje się liczba wypadków w Polsce od 2011 r. do dziś.
2011: 40 065
2012: 37 046
2013: 35 847
2014: 34 970
2015: 32 967
2016: 33 664
2017: 32 760
2018: 31 764
2019: 30 288
2020: 23 540
Czyli w ciągu 10 lat, mimo śmiesznie niskich stawek mandatów, zjechaliśmy z poziomu 40 tys. na rok do 20 z hakiem. Nawet jeśli uznać rok 2020 za niemiarodajny, byłby to nadal spadek o 1/4 w ciągu 10 lat. Ten trend utrzymuje się stale od lat. Rok 1997, ostatni w którym aktualizowano stawki mandatów, był rekordowy w historii. Zdarzyło się wtedy ponad 66 tys. wypadków. Obecnie mamy o 40% mniej wypadków niż w roku 1975, kiedy w Polsce jeździła znikoma liczba samochodów w porównaniu do stanu obecnego.
Na to przychodzi populistyczny rząd i mówi „trzeba zwiększyć stawki mandatów”
W mniemaniu rządu wygląda to tak, że jak się zwiększy stawki mandatów, to natychmiast statystyki wypadków runą w dół i z 23 zrobi się nam może 8, może 10 tysięcy. Oczywiście tak nie będzie, ponieważ to właśnie jest to magiczno-życzeniowe myślenie. Trend dalej będzie taki sam: wolno w dół. Wszystko to dlatego, że przez lata polepszania infrastruktury i kupowania coraz to lepszych samochodów oraz od niedawna publikowania wyczynów innych kierowców w internecie, zbudowaliśmy w ludziach poczucie, że kara za przewinienie drogowe to coś bardzo odległego. Przeważnie nierealnego.
Są oczywiście ludzie, którzy dostali mandat, bo gdzieś tam stał patrol, a oni jechali trochę za szybko, ew. bardzo za szybko. Wtedy narzekają, że policja na nich poluje. To jest prawda – policja najczęściej zajmuje się polowaniem. Natomiast widywane codziennie wykroczenia, takie jak jazda typu tetris, przejeżdżanie na czerwonym, wymuszanie pierwszeństwa itp., to wszystko uchodzi kierowcom bezkarnie. Są zatem potem niepomiernie zdziwieni, że za coś innego zostali nagle ukarani, uznając to za niesprawiedliwość.
W skrócie: jak jest, a jak powinno być
Powinno być tak: wykroczenie --> kara. Niska, wysoka, bez znaczenia.
Jest tak: wykroczenie --> nikt nic nie widział --> znowu się udało hehe --> uda się kolejny raz --> haha frajerzy --> o, dostałem mandat, nie przyjmuję --> sąd klepnął w postępowaniu nakazowym --> piszemy sprzeciw --> sąd nie zdąża wyznaczyć terminu rozprawy --> przedawnia się --> wykroczenie --> haha
W związku z nikłym prawdopodobieństwem dostania mandatu, mało kto zastanawia się nad jego wysokością. Najpierw rozważamy, czy on w ogóle będzie. Jeśli pogodzimy się z tym że będzie – a niewiele osób się na to wewnętrznie godzi, bo nikt nie chce być ukarany, nawet pouczeniem – to dopiero wtedy kombinujemy, czy 500 zł to dużo, czy mało. Ludzie łamiący przepisy nie robią tego, bo kary są niskie – robią to, bo wiedzą, że żadnej kary nie poniosą. Potwierdzają to wszelkie możliwe obserwacje. Jechałem ostatnio szeroką ulicą w Warszawie, na lewym pasie rozpychało się wspomniane wcześniej BMW. Nagle zaprzestało swoich agresywnych manewrów. Dlaczego? Z daleka widać było błyskające niebieskie światła radiowozu. Wtem kierowca BMW zechciał być bardzo grzeczny. Podobnie fotoradary na moście Poniatowskiego w Warszawie. Nawet jeszcze ich nie włączono, stawki mandatów żenująco niskie, a wszyscy i tak gwałtownie zwalniają i jadą niebywale wręcz przepisowo.
Dlatego uważam, że nowe stawki mandatów nic nie zmienią
Nadal trwać będzie trend „z roku na rok mniej ofiar i wypadków”, ale nadal będą idioci, których nie odstraszy nic, żadna kara, bo będzie ona dla nich zbyt odległa i nie do wyobrażenia, wewnętrznie machną ręką i powiedzą „eee, zawsze się udawało”. Ja w każdym razie żadnego mandatu od 2017 r. nie zapłaciłem, punktów karnych mam zero przecinek zero, i nowe stawki w ogóle mi nie robią, bo staram się jeździć przepisowo. Nawet jeśli w wielu miejscach na skutek niezrozumiałego oznakowania nie wiadomo jak się zachować, na wszelki wypadek staram się zachować przyzwoicie.