Czy warto kupić roczny samochód zamiast nowego? Sprawdziliśmy na przykładzie 5 modeli
Po co kupować nowy samochód? W końcu tuż po wyjeździe z salonu traci on ogrom swojej katalogowej wartości, a przynajmniej takie panuje przekonanie. Może więc warto poszukać czegoś prawie-nowego, czyli rocznego? Sprawdźmy.

Jest oczywiście mnóstwo powodów, żeby kupować nowe-nowe auto. Możemy je dowolnie skonfigurować, od samego początku wiemy, jak było użytkowane i mamy tę cudowną świadomość, że na fotelu kierowcy siedzieliśmy właściwie wyłącznie my.
Ale za to wszystko trzeba sporo dopłacić. Ile? Sprawdziliśmy to na kilku przykładach kompaktowych samochodów, które mają maksymalnie rok i przejechały w tym czasie maksymalnie kilkadziesiąt tysięcy kilometrów. Czyli - o ile nie były przesadnie męczone - są dalej prawie jak nowe, a w niektórych przypadkach trudno byłoby je odróżnić od salonowych nówek.
Pod uwagę były brane wyłącznie oferty od autoryzowanych dealerów danej marki. Nie zostały uwzględnione modele ze skrajnie niskimi lub zerowymi przebiegami.
Seat Leon

Sytuacja rynkowa jest o tyle dobra, że i roczny, i nowy Leon będą pochodzić z dokładnie tej samej generacji. Jej premiera miała miejsce w 2012 r., lifting odbył się w 2016 r., a na następcę przyjdzie nam pewnie poczekać jeszcze co najmniej rok.
Ile kosztuje cennikowo nowy Leon z roku modelowego 2019? Za podstawową odmianę Reference ze słabawym 1.0 TSI 85 KM zapłacimy 61 600 zł. W wersji Style i z silnikiem 1.0 115 KM zapłacimy już 68 000 zł (66 000 zł w ramach promocji). Górna granica jest o wiele wyżej - wersja ST z 2.0 TDI i wyposażeniem Xcellence kosztuje bez rabatów i dodatków 113 800 zł.
Jakiego rocznego Leona można kupić w cenie bazowej wersji? Chociażby tego, z absolutnie symbolicznym, demonstracyjnym przebiegiem. Kosztuje 63 tys. zł, choć teoretycznie powinien kosztować o prawie 9,5 tys. zł więcej.
Od nowego bazowego Leona odróżnia go głównie zestaw dodatków i... silnik. W tym egzemplarzu znajdziemy jeszcze czterocylindrowy silnik benzynowy o pojemności skokowej 1.2 l. Jego następca ma podobną moc, ale trzy cylindry i o 1 KM mniej.
Za zaledwie 4 tys. zł więcej jest jednak i Leon z trochę wyższym przebiegiem (niecałe 26 tys. km, czyli dalej w zasadzie nowy), ale w o wiele lepszej wersji. Auto dalej jest oczywiście na fabrycznej gwarancji (jeszcze ponad 3 lata lub ok. 90 tys. km), ma niezłe wyposażenie, a do tego... również ma silnik, którego dziś już nie kupimy. Obecnie 1.4 TSI 125 KM zastąpione zostało przez 1.5 EcoTSI 130 KM.
Ile oszczędzamy? Według dealera auto pierwotnie kosztowało ok 84 tys. zł, czyli straciło przez mniej niż rok prawie 17 tys. zł wartości. Gdybyśmy chcieli kupić nowego Leona 1.5 130 KM w wersji FR - zapłaciliśmy za niego 79 800 (w promocji) lub 85 800 zł (bez niej). A do tego jeszcze dodatki...
Okolice 70 tys. to zresztą świetne miejsca na poszukiwanie właśnie takiego rocznego Leona - w wersji FR, z silnikiem 1.4 125 KM, z rozsądnym wyposażeniem i przebiegiem poniżej 25 tys. km. I ok. 10-15 tys. zł taniej, niż nowy w salonie.
A gdyby tak coś z wyższej półki cenowej, np. Leon ST Excellence? Ten, z przebiegiem 11 tys. km kosztuje niecałe 80 tys. zł. Nowy, z silnikiem 130 KM, ale bez żadnego doposażenia opcjonalnego, kosztowałby nas bez promocji 89 300 zł. Po obecnej obniżce kosztuje jednak 81 300 zł, czyli niewiele więcej od rocznego. O ile więc egzemplarz używany nie jest doposażony po brzegi - średnia okazja.
Ciekawiej cenowo prezentuje się natomiast ten egzemplarz. Ma 31 tys. km przebiegu, ale za to złożono go na bazie najdroższej możliwej (poza Cuprą) wersji - 2.0 TDI 150 KM z DSG, napędem na obie osi i w uterenowionej postaci X-Perience. Cennikowy koszt zakupu na start - przerażające 148 700zł (aktualna promocja: 132 700 zł).
Leon z ogłoszenia kosztuje natomiast... 96 tys. zł. Ok. 36 tys. mniej niż katalogowo, a X-Perience mimo wysokiej ceny wcale nie ma wszystkiego w standardzie. Czyli można założyć, że z każdym przejechanym kilometrem Leon trafił złotówkę z grubym hakiem na wartości. Może to właśnie najlepszy moment, żeby się nim zainteresować? Przynajmniej zanim ktoś wyjeździ jego wartość do zera.
Volvo V40

V40 jest z nami tak samo długo, jak Leon - od 2012 r, i podobnie jak on w 2016 r. przeszło niewielką modernizację, którą najłatwiej rozpoznać po charakterystycznych reflektorach. Następca? Już niedługo, ale nie wiadomo, czy będzie klasycznym kompaktem.
Mimo swoich kompaktowych rozmiarów Volvo V40 cennikowo nie należy do najtańszych samochodów. Za bazową odmianę Kinetic zapłacimy według katalogu 100 300 zł. Najdroższa odmiana Cross Country z najsłabszym silnikiem to z kolei co najmniej 115 400 zł. A jak jest z rocznymi?
Jeśli ktoś liczył na gigantyczną różnicę w dół od najtańszej wersji - będzie rozczarowany. Roczny egzemplarz od dealera, z przebiegiem trochę ponad 20 tys. km, kosztuje prawie 96 tys. zł. Ale na szczęście - po pierwsze jest to wersja Momentum (na start 107 tys. zł), a po drugie z benzynowym T3 połączonym z 6-stopniowym Geartronikiem (116 500 zł). Do tego ma jeszcze dołożone czujniki parkowania, nawigację, lepszy system audio, a także ogrzewanie foteli i przedniej szyby. Cennikowo - spokojnie powyżej 120 tys. zł, a więc różnica w cenie po roku jak najbardziej sensowna.
Trochę drożej, bo 107 tys. zł, kosztuje roczne (nawet trochę ponad) V40 z dieslem i przebiegiem 15 tys. km. Taka konfiguracja w salonie oznaczałaby jednak - przed rabatami - cenę na poziomie 130 tys. zł. Minimum 23 tys. zł za akceptację tego, że ktoś inny przez 12 miesięcy jeździł tym autem? Brzmi sensownie.
A co z Cross Country? Tutaj mamy egzemplarz z prawie 30-tysięcznym przebiegiem za 118 900 zł brutto. W salonie - bez dodatków - zaproponowaliby nam wydać niemal 150 tys. zł. Jest różnica.
Audi A3 (hatchback)

I znów podoba sytuacja - model obecny na rynku od 7 lat, z liftingiem przed ponad rokiem, więc czy roczny, czy nowy - mowa o dokładnie tym samym samochodzie. Różnica w zestawieniu z poprzednimi modelami na liście jest taka, że A3 jako nowe jest naprawdę drogie - cennikowo bazowe 35 TFSI (1.5 150) bez ani jednego dodatku kosztuje 121 600 zł! Górna granica - strach sprawdzać.
Zacznijmy więc od używanych. Roczne A3 z przebiegiem 12 tys. km kosztuje w tym przypadku 114 900 zł - o niecałe 7 tys. zł taniej niż w katalogu, ale to dopiero początek. Wersja wyposażenia - Sportback Sport, czyli na start mamy prawie 129 tys. zł. Do tego kilka pakietów i zdziwiłbym się mocno, gdyby to auto kosztowało bez rabatów mniej niż 150-160 tys. zł. A tutaj stoi o dobre kilkadziesiąt tysięcy taniej.
Jeszcze ciekawiej jest np. w przypadku tego ogłoszenia, gdzie lista wyposażenia dodatkowego ma imponujące 3600 znaków. Już z samych pakietów można tu uzbierać prawie 160 tys. zł, a dołożenie reszty opcji pozwoli pewnie swobodnie przekroczyć próg 170 tys. zł albo nawet i więcej. A tutaj zapłacimy 150 tys. zł - jest różnica, a 15 tys. km można uznać właściwie za brak przebiegu.
BMW serii 1

110 600 zł - tyle co najmniej trzeba zapłacić za najmniejsze BMW w nieco smutnawej wersji 136 KM z manualną skrzynią biegów (ale z pięcioma drzwiami). Ciekawsze 125i (6,1 do setki) to już 144 000 zł z automatem. A używane?
Za 99 tys. zł możemy kupić ten egzemplarz. Dalej 118i, ale już z automatyczną przekładnią (więc minimum 119 553 zł), pakietem Sport Line i kilkoma dodatkami, które ostatecznie podbiły cenę do niemal 150 tys. zł brutto. Prawie 50 tys. zł w dół w ciągu pół roku i nieco ponad 6 tys. km. Bolesne (nie dla drugiego kupującego).
Niemal identyczny spadek zalicza mocniejsze 120i - ze 187 tys. zł na 133 550 zł.
Nie wszystkie 1-ki wprawdzie upadają aż tak boleśnie w ciągu roku, ale jeśli ktoś koniecznie chce taką kupić na własność, a nie leasingować, a po okresie leasingu zwrócić, może warto rozważyć poszukiwanie właśnie rocznego egzemplarza.
Mini Countryman

Nie do końca rozumiem ten model, ale nie przeszkadza to Mini wycenić go na sam początek na 106 400 zł.
Roczną wersję, z pomijalnym przebiegiem, możemy kupić o ponad 7 tys. zł taniej, ale tutaj uwaga. 7 tys. zł taniej od wersji bazowej oznacza dla tego konkretnego egzemplarza... ponad 50 tys. taniej od katalogowej wyceny. Tak, ten samochód według konfiguratora kosztowałby niemal 153 tys. zł.
A roczny Countryman, który teraz kosztuje 155 tys. zł? Katalogowo kosztowałby 194 742 zł, czyli oszczędzamy niemal 40 tys. zł. I tak, ma przebieg na poziomie ok. 6 tys. km.
Roczny samochód - czy warto?
Aż chciałoby się powiedzieć, że jak najbardziej. Wszystkie te auta nadal są na gwarancji, większość (o ile nie wszystkie) można jak najbardziej leasingować. A jeśli chcemy zachować takie auto na dłużej, to też nie wygląda to źle - nie dość, że kupujemy prawie nowe auto, to jeszcze startujemy z utratą wartości dużo poniżej wartości katalogowej - często nawet z uwzględnieniem rabatów.
Z drugiej strony warto mimo wszystko podejść do takiego zakupu jak do zakupu... samochodu używanego. Przez ten rok i nawet kilka tysięcy kilometrów z autem mogły się dziać różne rzeczy. I nie wszystko uda nam się naprawić albo wymienić w ramach gwarancji.