REKLAMA

Nadchodzi nowy Land Rover Defender. Będzie taki sam jak poprzednik i... zupełnie inny

To już ten rok - rok, w którym odrodzi się legenda Land Rovera Defendera. Tyle tylko, że będzie to już zupełnie inny samochód niż jego poprzednik.

land rover defender
REKLAMA
REKLAMA

Prezentacja nowego Defendera w 2019 r. i pierwsze dostawy do klientów w 2020 r. - tak wyglądają oficjalne plany Land Rovera na wskrzeszenie jednego ze swoich najbardziej charakterystycznych modeli. Ale jeśli ktoś spóźnił się z zakupem poprzedniej generacji i liczy, że teraz kupi to samo, tylko trochę odświeżone, to niestety czeka go rozczarowanie.

Czym właściwie jest Defender?

Przypomnijmy najpierw, czym faktycznie był Land Rover Defender - prostą, przez dekady pozostawianą w niemal niezmienionej formie maszyną użytkową, która fantastycznie sprawowała się w terenie i kompletnie nie radziła sobie na drodze w codziennej jeździe, jeśli porównalibyśmy ją z osobówkami. Była ascetycznym, łatwym w naprawie traktorem do zadań specjalnych, który nigdy nie aspirował do miana nowoczesnego SUV-a, nawet pomimo tego, że produkowano jeszcze zaledwie 3 lata temu.

Jasne, można go było zamówić m.in. ze skórzaną tapicerką, ale to nie zmieniało w zasadzie nic. To wciąż był traktor, a właściwie podniesione auto dostawcze, i raczej n-te auto w rodzinie. Chyba że twoja rodzina mieszkała na syberyjskim bezludziu albo w jakimś innym ciekawym zakątku świata.

Defender nie był przy tym tanim samochodem. Daleko mu było wprawdzie do poziomu klasy G, którą skutecznie przekształcono z roboczej terenówki w luksusową bulwarówkę (dalej niesamowicie dzielą w terenie), ale równie daleko było mu np. do Suzuki Jimny.

LR-Defender

W polskim cenniku na rok 2015 najtańsza odmiana Defendera kosztowała ok. 150 000 zł (krótki pickup). Natomiast najdroższa - prawie 220 000 zł (Station Wagon 2.2 Diesel SE). Do tego można jeszcze doliczyć opcje i dochodzimy do wniosku, że to wcale nie było tanie i proste auto dla rolnika, jak niektórzy obecnie uważają, patrząc na ceny starszych, zamęczonych egzemplarzy.

Ale nawet wysoka cena pod koniec produkcji - kiedy auto było już kompletnie przestarzałe - nie wpłynęła na to, że Defender uważany był za absolutnie bezkompromisowy pojazd terenowy. Gdy ogłoszono koniec jego produkcji - świat płakał. Gdy nagle na chwilę wznowiono produkcję - świat natychmiast rzucił się na 150 ręcznie zbudowanych egzemplarzy, łączonych z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu z potężnym silnikiem V8.

To był też zresztą moment, kiedy Defender zbliżył się do klasy G pod względem ceny. Koszt zakupu auta z limitowanej edycji zaczynał się (!) od 150 000... funtów za krótką wersję (90). Czyli ponad 740 000 zł. I sprzedały się wszystkie, co do jednego.

Choć można zadać w tym miejscu pytanie, czy gdyby tych ożywionych Defenderów było nie 150, a 1500 albo 15 000, to czy nadal znaleźliby się na nie chętni. Tym bardziej, że Defender nigdy nie był hitem sprzedażowym, a żeby w obecnych czasach opłacało się utrzymać auto na rynku, trzeba jednak sprzedać sporo egzemplarzy.

Ale jak to „nowy będzie zupełnie inny”?

Tak, Land Rover już mniej więcej pokazał, jak będzie wyglądał nowy Defender. I tak, spokojnie, będzie kanciasty:

Może nie aż tak, jak jego poprzednik, ale z całą pewnością odróżnimy go od większości współczesnych SUV-ów. Może poza klasą G (której wygląd udało się zachować niemal w 100 proc.) i Jimny.

Tak, będzie dzielny w terenie. Według przedstawicieli Land Rovera będzie nawet jeszcze lepszy w jeździe poza szosą niż jego poprzednik. Może nawet będzie lepszy od konkurencji. Zresztą wystarczy zerknąć na to, w jakich warunkach nowy Defender jest testowany - w temperaturach od - 40 do prawie 50 stopni Celsjusza. W każdym terenie. Na ekstremalnych wysokościach nad poziomem morza.

Ale na tym prawdopodobnie podobieństwa się skończą. Defender po prostu musi być tu i tam kanciasty, a do tego terenowy - taką już ma legendę, taki też będzie jego marketing. Nie będzie już natomiast nigdy prostym, bezkompromisowych dostawczakiem na szczudłach.

Land Rover już oficjalnie przyznaje chociażby, że samochód będzie pełen najnowszych rozwiązań technologicznych. Ba, ma być najbardziej zaawansowanym technologicznie Land Roverem w historii. I ma być jak najbardziej premium - zarówno jeśli chodzi o wyposażenie, jak i o cenę. Land Rover zresztą wyraźnie dał do zrozumienia, że w przypadku nowego Defendera użyteczność i uniwersalność będą też elementem premium.

Zapomnijcie więc o traktorze czy dostawczaku. To będzie auto terenowe, którym można jeździć na co dzień do pracy, w wakacje pojechać wygodnie na drugi koniec kontynentu, a w weekend do upadłego topić się w błocie na offoroadowych trasach. Auto uniwersalne, nie bezkompromisowe.

A po co to Land Roverowi?

Bo nie ma aktualnie takiego auta w swojej ofercie. Tak, ma całą gamę samochodów wyglądających na terenowe i dzielnych w terenie, ale wystarczy spojrzeć na to, jak są prezentowane na stronie internetowej. Poza rodziną Discovery wszystkie Land Rovery prezentowane są na miejskim tle. Nikt nie wpadnie na szalony pomysł, żeby Range Roverem Sportem albo Velarem jechać w teren - choć teoretycznie jest to możliwe. Nawet Discovery jest już obecnie raczej autem, które nie szaleje w terenie, a którym wozi się rano dzieci do przedszkola, a potem jedzie do pracy.

Land Roverowi brakuje właśnie czegoś takiego jak nowy Defender - terenowej zabawki, która nie zamęczy nas w codziennej jeździe. Takiego mniej radykalnego, ale dużo bardziej luksusowego Jimny. Takiej własnej odpowiedzi na nowego Wranglera. Takiej taniej wersji klasy G.

Nic więc dziwnego, że Defender nie ma być jednym modelem, a całą rodziną modeli - istotną na równi z Range Roverem i Discovery. Ale niech nikt nie spodziewa się, że będzie tani. Cena w okolicach Discovery czy Velara wydaje się jak najbardziej realna.

Ale to już było...

I to niemal równo 30 lat, w momencie premiery pierwszej generacji Land Rovera Discovery. Debiutujące Disco było właśnie tym, czym będzie prawdopodobnie nowy Defender - czymś o nieprzeciętnych właściwościach terenowych, ale jednocześnie nie tak czysto użytkowym charakterze. Z drugiej strony nie było też aż tak luksusowe, żeby nosić plakietkę Range Rovera.

REKLAMA

Z biegiem lat i rozwojem linii Discovery różnice między Disco a Range'em zaczęły się coraz bardziej zacierać. Oczywiście, Discovery nadal poradzi sobie w terenie, ale jest już jako luksusowy SUV, a nie zabawka do jazdy w teren, którą można przy okazji komfortowo przewieźć rodzinę.

Historia zatacza więc nieco pokrętne koło. Co zresztą i tak nie ma żadnego znaczenia - jaki by nowy Defender nie był, i tak będzie się pewnie sprzedawał jak szalony.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA