REKLAMA

Zrobili magnetyzer do auta elektrycznego. Już go testują. Wkrótce na nim zarobią

Może nie będzie działał, ale na pewno znajdzie się pewna grupa nabywców, dzięki której na tym produkcie uda się zarobić.

Zrobili magnetyzer do auta elektrycznego. Już go testują. Wkrótce na nim zarobią
REKLAMA
REKLAMA

Starsi czytelnicy muszą pamiętać magnetyzery do paliwa. Zakładało się magnesy na przewód paliwowy (i nie tylko), miało to postać kolorowej blaszki z magnesami, którą można było zacisnąć na przewodzie i skręcić śrubą z nakrętką. Od tego momentu miały zacząć dziać się cuda. Spalanie spadało, silnik pracował równiej, a wszystko dzięki polu magnetycznemu, które układało jony paliwa tak, aby płynąc natrafiały na jak najmniejszy opór. Potem magnetyzery przekształciły się w stabilizator napięcia wpinany do zapalniczki, który miał wyrównywać różnice napięcia w samochodzie i sprawiać, że cała elektronika pracuje długo i niezawodnie. I oczywiście obniżać spalanie, bo czemu nie? To i tak nie działało, więc można było wpisać cokolwiek.

Czas na magnetyzer do samochodu elektrycznego

Głównym problemem aut elektrycznych jest długi czas ładowania. Kilka godzin to minimum, rzadko udaje się dorwać tak mocną ładowarkę, aby naładowała nas w godzinę – a jeśli już taka jest, to kosztuje bardzo drogo. I tu wjeżdża supernowoczesna, genialna technologia MagLiB. Twórca startupu o nazwie Gaussion, Thomas Heenan, twierdzi że dzięki MagLiB możliwe będzie uzupełnienie zasięgu o 300 km w ciągu 10 minut. W jaki sposób dokona się ten przełom, skoro obecnie moc ładowania zależy od tak wielu czynników?

To proste, wstawią magnesik. Bo to magnetyzer. A dokładniej, słowami pana Heenana, poddadzą ładowany akumulator działaniu słabego pola magnetycznego. Teraz uważajcie, bo będzie najlepsze. To słabe pole magnetyczne, porównywalne z polem magnetycznym wytwarzanym przez magnes typu wieszany na lodówce, zrobi coś niesamowitego. Wyprostuje drogę jonów płynących z katody do anody w procesie ładowania ogniwa galwanicznego, którym jest akumulator. Normalnie jak te jony sobie płyną, to (zdaniem twórców MagLiB) stale się o siebie obijają, przyklejają do siebie, wpadają na różne inne rzeczy naustawiane im na drodze. Jakie? Nie wiadomo. Wiadomo, że dzięki MagLiB, jony popędzą jak szalone do anody, nie napotykając na żaden opór. Innymi słowy, zniknie rezystancja wewnętrzna baterii. O rezystancji wewnętrznej i jej przyczynach możecie poczytać sobie tutaj.

Rezystancja wewnętrzna nie tylko nie zniknie, ale wręcz się odwróci

Za sprawą MagLiB bateria (ogniwo) będzie mogła przyjąć więcej prądu, niż przewidziano, w krótszym czasie. Normalnie doprowadziłoby to np. do ugotowania się i wygazowania elektrolitu, ale przecież tam już geniusze od pobierania grantów rozwiązywania problemów z autami elektrycznymi mają prawie gotowe rozwiązanie w postaci MagLiB. Na tym jednak nie koniec, bo dzięki MagLiB znacznie zmniejszą się koszty produkcji akumulatorów do aut elektrycznych. Obecnie wyprodukowanie akumulatora wymaga przynajmniej jednorazowego naładowania i rozładowania go, ale po upowszechnieniu się Nowej, Genialnej Technologii nie będzie to już konieczne. A to podobno obniży koszt wytwarzania nawet o 30 proc.

jak powstają akumulatory

Dobrze, prawie uwierzyłem

Jestem zielony jeśli chodzi o elektryczność, mniej więcej rozróżniam plus od minusa. Nie potrafię sobie jednak wyobrazić sytuacji, w której akumulator przystosowany do przyjmowania prądu o mocy powiedzmy 7 kW, możemy naładować prądem o mocy 20 kW. To tak jakby ktoś twierdził, że przez rurę o przepływie 5 l wody na minutę przepuścił 15 litrów w minutę, poddając ją działaniu pola magnetycznego. Gdyby to było możliwe, to... byłoby możliwe. Sposobem na zmniejszenie rezystancji wewnętrznej akumulatora jest zaprojektowanie go w taki sposób, żeby działał na wysokim napięciu, ale to nie ma nic wspólnego z jego ładowaniem. Dlatego akumulatory w Teslach działają na napięciu 400 V, ale do tego potrzeba np. 8000 małych ogniw Li-ion.

Podsumowując: to magnetyzer

Testy są w zaawansowanej fazie i wykazują, jakżeby inaczej, niezwykle obiecujące wyniki. Sam pan Heenan jest doktorem chemii, więc wie co mówi. Odkrycia dokonał przypadkowo, studiując zachowanie jonów w ogniwach galwanicznych, a potem podzielił się nim ze swoim współpracownikiem, Chun Tanem. Jak dobrze pójdzie, to produkt będzie gotowy do sprzedaży mniej więcej w roku 2025 i wtedy wszystkie Wasze problemy z ładowaniem aut elektrycznych znikną, bo podepniecie magnetyzer za 100 euro i nagle fik cyk pach, 2 kW z gniazdka naładuje Wam 77-kWh baterię w 2 godziny. Tak będzie, nie zmyślam. Panowie Heenan i Tan muszą jeszcze tylko podjąć parę groszy z grantów dla startupów i potem już będą mogli zarabiać hajs.

Bo tak naprawdę nazwa „magnetyzer” pochodzi od magnetycznego przyciągania forsy z kieszeni frajerów na konto jego twórcy.

REKLAMA

Czytaj również:

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA