Do nowej Kii Ceed prawdopodobnie mało kto będzie wzdychał. Ale jest duża szansa, że to będzie twój następny samochód – może służbowy, ale niekoniecznie. Klienci prywatni też lubią takie modele.

Nowy Ceed (teraz już bez ') jest bowiem autem - przynajmniej na pierwszy rzut oka - według wszelkich miar... w porządku.
Z zewnątrz, w porównaniu do poprzedniej generacji, stał się o wiele bardziej europejski (nic dziwnego - zaprojektowano go w Europie i tu będzie produkowany). Mniej jest tutaj ostrych krawędzi i dziwnych proporcji - zastąpiły je linie raczej łagodne i stonowane.
Zamiast charakterystycznej formy zbliżonej do klina, nowy Ceed wygląda po prostu jak kompakt. Może z profilu nawet zbyt generycznie, ale trudno będzie znaleźć kogoś, kto uzna, że ten samochód jest brzydki.
A że nie jest olśniewająco piękny? Cóż, raczej nie taki był plan.
Sporo dobrego zresztą dzieje się z przodu. Daleko Ceedowi do potworkowatości obecnego Sportage, a w odpowiedniej wersji wyposażenia wygląda nawet odrobinę drapieżnie. Jakieś geny Stingera mogły się tutaj faktycznie przyplątać.
Front jest zresztą w zasadzie jedynym elementem nadwozia Ceeda, co do którego nie można mieć wątpliwości, że pochodzi od Kii. Charakterystyczny grill i światła spełniają swoje zadanie wzorowo.
Tył jest natomiast tak bardzo normalny, że gdyby nie przyjemny dla oka projekt tylnych świateł, prawdopodobnie nikt nie zatrzymałby na nim dłużej wzroku.
I w sumie nowy Ceed cały jest taki z zewnątrz. Poprawny, stonowany, z frontem typowo w stylu Kii, ale poza tym niezbyt porywający. Nawet z pokazowych felgach i ze wszystkimi zewnętrznymi dodatkami.
Podobna historia dzieje się we wnętrzu.
Wnętrze nowego Ceeda jest - tak, zgadliście - niebrzydkie i sensowne. Do środka wsiada się wygodnie przez otwierające się szeroko drzwi, po czym równie wygodnie zajmuje się miejsce w zaskakująco wygodnych (przynajmniej na pierwszy rzut czterech liter) fotelach, wyposażonych w tym egzemplarzu w elektryczną regulację.
Sam projekt kokpitu, z wyjątkiem chromowanych detali, zegarów w głębokich tubach i przyjemnie wyglądającej, subtelnie wyprofilowanej kierownicy, też raczej nikogo nie porwie.
Cieszy natomiast fakt, że zdecydowano się zachować fizyczne przyciski do obsługi klimatyzacji i podgrzewania foteli oraz kierownicy, a cały panel skierowany jest minimalnie w kierunku kierowcy.
Rozmiar umieszczonej pod tym panelem półeczki z opcją ładowania bezprzewodowego też nie powinien rozczarować nawet posiadaczy większych smartfonów.
Trochę tylko szkoda, że o ile tworzywo pokrywające kokpit aż do łączenia przy panelu klimatyzacji jest jak najbardziej w porządku, o tyle poniżej jest już naprawdę twardo.
Tego jednak można się w tym segmencie spodziewać. O wiele istotniejszy jest fakt, że swobodnie można zająć wygodną pozycję za kierownicą (nawet zaskakująco niską!), a pasażerowie siedzący z przodu nie powinni narzekać na miejsce w żadną stronę.
Miejsca nie powinno brakować też w bagażniku. Jest całkiem spory (395 l), foremny, a próg załadunku nie jest przesadnie wysoki. W razie czego, możemy oczywiście złożyć tylne fotele i powiększyć przestrzeń załadunkową.
Jeśli jednak na kanapie z tyłu chcemy wozić ludzi, to z tym też nie powinno być wielkiego problemu, o ile nie odsuniemy przednich foteli maksymalnie do tyłu. Kanapa jest wygodna, delikatnie profilowana, a opcjonalnie możemy ją doposażyć także w podgrzewanie (przednie fotele mogą być też wentylowane).
Poza tym na pokładzie znajdzie się (oczywiście za dopłatą) zestaw systemów podnoszących bezpieczeństwo jazdy, które działając razem są w stanie zapewnić autonomiczną jazdę poziomu drugiego (do prędkości 130 km/h).
Nie będziemy więc mogli w nowym Ceedzie całkowicie zapomnieć o prowadzeniu i kontrolowaniu tego, co dzieje się na drodze, ale w długiej podróży automat będzie nas w stanie przynajmniej trochę odciążyć. O ile będzie to rozsądnie wycenione i będzie działać poprawnie - brałbym bez zastanowienia.
Ale najbardziej jestem ciekaw dwóch rzeczy.
Po pierwsze tego, jak jeździ się i jakie wrażenie robi standardowa wersja, która będzie wyjeżdżać z salonów, a nie maksymalnie doposażona pokazówka. Bo że będzie miała dobrą cenę, długą gwarancję i będzie się dobrze sprzedawać - wiedzą pewnie wszyscy.
I najważniejsze pytanie - czy wielki przycisk Sport będzie w ogóle wart wciskania go?