REKLAMA

Gdzie najlepiej przechować 7 tys. pickupów bez chipów? We własnej, byłej fabryce chipów

Firma General Motors trochę się pogubiła. Cierpi z powodu kryzysu półprzewodnikowego między innymi z powodu własnych, dawnych oszczędności.

General Motors mikrochipy indiana
REKLAMA
REKLAMA

Jeszcze nie tak dawno temu wszystko było dobrze. Wielki, szacowny koncern General Motors mógł się poszczycić nie tylko wspaniałą historią, ale i niezłą teraźniejszością. Na rodzimym, amerykańskim rynku ich produkty schodziły jak świeże bułeczki (czy raczej jajka z bekonem, płatki z mlekiem albo inny tamtejszy śniadaniowy specjał). Również w Europie GM nie miał się czego wstydzić. Oprócz popularnych Opli, koncern dysponował też udaną wariacją na temat marki Chevrolet. Takie modele jak Cruze czy Orlando świetnie łączyły niezłą jakość z dobrą ceną.

Dziś General Motors ma kłopoty

W świecie elektryfikującej się motoryzacji i nowych marek, które śmiało poczynają sobie na rynku (najbardziej jaskrawym, choć nie jedynym przykładem jest Tesla), ogromne General Motors wydaje się poruszać z gracją mastodonta. Wykonuje serię dziwacznych, chaotycznych ruchów – jak na przykład tę o likwidacji europejskiego oddziału marki Chevrolet. Dziś wozy tej firmy mogłyby w Europie skutecznie walczyć z bestsellerową Dacią.

Kolejnym przykładem złej decyzji może być ta dotycząca fabryki w Kokomo (interesująca nazwa, trochę bałbym się tam pojechać) w Indianie.

General Motors mikrochipy indiana
Tak było tam kiedyś, ale już nie jest.

Teraz zamieniła się w wielki parking

Według różnych źródeł, stoi tam od 5000 do 7000 zupełnie nowych pickupów. Pewnie już się domyślacie, o co tu chodzi. Auta są nowe i prawie gotowe do wydania klientom, ale „prawie” robi wielką różnicę (niesamowite, jak dobra była ta reklama piwa, ten zwrot naprawdę wszedł do języka).

Chodzi o kryzys dostępności półprzewodników. Branża motoryzacyjna potrzebuje ich jak tlenu, ale przegrywa wyścig o deficytowy towar z firmami produkującymi elektronikę użytkową.

Pickupy stoją i czekają na montaż brakujących części

REKLAMA

Wielkie, osiemnastokołowe autotransportery codziennie dowożą na plac nowe wozy. Teren został ogrodzony. Okoliczni mieszkańcy ze smutkiem obserwują, jak nowiutkie pickupy się kurzą. Zwłaszcza że spora część tych mieszkańców jeszcze niedawno przychodziła co rano, by w zakładzie General Motors w Kokomo podbijać kartę.

Co produkowano w opisywanej fabryce? Ostatnio, już „za koronawirusa” były to respiratory. Wcześniej, w zakładzie wytwarzano… mikrochipy. Czyli dokładnie to, co dziś uratowałoby lśniące pickupy od stania pod chmurką, koncernowi pozwoliłoby nie tracić codziennie grubych pieniędzy, a klientów nie odstraszało od wizyt w salonach. Ale szefostwo General Motors uznało, że bardziej opłaca się sprowadzać te elementy z innych stron świata. No i tak sobie sprowadzają...

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA