Ave via. Gdybyśmy skorzystali z wiedzy starożytnych, to naszych dróg by nie zalewało
Ulice polskich miast nie przepadają za deszczem - często wystarczy krótka ulewa i asfalt ginie pod powierzchnią wody. Okazuje się, że przyczyny takiego stanu rzeczy są dość błahe.

Wszyscy znamy tą sytuację: niebo zachodzi chmurami, zaczyna padać deszcz, leje przez kilkanaście minut i na niedalekim zagłębieniu w drodze zbiera się kałuża. Nawet gdy przestaje padać, ona tak szybko wcale nie znika. Tego lata podobne sytuacje napotykamy wręcz w nadmiarze - pogoda nas nie rozpieszcza pod kątem wakacyjnego słońca i zamiast lipca mieliśmy "lipcopad".
Czemu jednak woda tak łatwo zbiera się na naszych drogach? Na to pytanie Polskiej Agencji Prasowej odpowiedziała prof. Bogumiła Rouba - przewodnicząca Rady Ochrony Zabytków przy Ministrze Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Nic nie pochłania wody lepiej, niż gleba
Największym problemem naszych ulic jest ich zabetonowanie. Od czasu rewolucji w budowie miast w XIX wieku, znacznie poszerza się chodniki, doprowadzając je do samych ścian budynków, przez co nie ma jak odprowadzać wody odpryskowej. Kiedyś problemy z nią były znacznie mniejsze, dzięki tzw. przedogródkom - kawałkom zieleni, występującym przy niemal każdym budynku mieszkalnym. Nie dość, że gleba przyjmowała sporo wody, to jeszcze stanowiła pewną barierę przed podmywaniem ścian przez wodę, co doprowadzało do erozji, a co za tym idzie - strat materialnych.
Współczesne ulice są dosłownie jak rzeki
Kolejnym istotnym problemem, jest sam kształt dróg. Obecnie płaski połać asfaltu jest obstawiony z dwóch stron szpalerem z krawężnika - często wysokiego. Przez to woda nie spływa na chodnik, gdyż zwyczajnie nie ma jak - dzięki czemu przechodnie nie zamoczą sobie butów (oczywiście dopóty, dopóki jakiś samochód ich nie obleje).
Z drugiej strony, woda może być z takiej ulicy odprowadzona jedynie rurami kanalizacyjnymi. Często ich wydolność pozostawia do życzenia, a jak jeszcze się zapcha, to na drodze zrobi się potok, a na skrzyżowaniu jezioro.
Kiedyś takie sytuacje były znacznie rzadsze - drogi miały znacznie inny kształt. Już ponad dwa tysiące lat temu - w Starożytnym Rzymie - budowano drogi wypukłe, obniżające się do boków. Dzięki czemu woda spływała na boki, a dzięki niskim skrajniom - z drogi na gołą ziemię. Ten kształt był potem używany przez setki lat, a budowane przez cesarzy drogi są do dziś używane w niektórych częściach Włoch, Francji, czy Bałkanów. Odwrotnie za to są budowane drogi górskie - te mają lekko rynnowaty kształt, dzięki czemu woda spływa po wzniesieniach i nie zostaje na drodze.
Prof. Rouba twierdzi, że gdyby do ukształtowanej łukowato nawierzchni wtopić krawężniki nie będące barierami, do tego lokując trawnik niżej, to ziemia byłaby w stanie pochłonąć duże ilości wody. A wtedy nie byłoby tylu szkód dla nawierzchni, ale też uczestników ruchu.
Więcej o polskich drogach przeczytasz tutaj: