REKLAMA

Trudne zadanie przed Audi A5. Sprawdzałem, czy uda mu się zastąpić aż tyle samochodów

Jeździłem samochodem, który ma zastąpić Audi A4, a właściwie to chyba sam nim jest. Spodobał mi się najsłabszy silnik w Audi A5. Nie to, że inne nie, ale ten też.

Trudne zadanie przed Audi A5. Sprawdzałem, czy uda mu się zastąpić aż tyle samochodów
REKLAMA

Trudno mi policzyć samochody, które ma zastąpić Audi A5. Zastąpi nawet sam siebie i Audi A4, które zgodnie z nową polityką nadawania nazw, będzie wyłącznie elektryczne. Czyli Audi A5 jest spalinowym Audi A4, które występowało jako sedan i kombi. Tak oznaczony model występował w wersji coupe, kabriolet, a nawet liftback. Teraz będzie limousine, czyli liftbackiem, trochę oszukującym, że jest sedanem, a drugą wersją nadwozia będzie kombi. Wyszła mi całkiem spora liczba samochodów do zastąpienia, ale raczej podoła.

REKLAMA

Wersje silnikowe Audi A5

Najbardziej spodobała mi się wersja, której nie chcecie i której nie będziecie oglądać zbyt często. Taka, jakby sąsiad dostał służbowy samochód. W firmie powiedzieli mu, że może dostać Volkswagena Passata, albo Audi. Nawet nie dał im dokończyć zdania, krzycząc, że chce Audi. Tak się cieszył, że nie usłyszał, że dostanie bazową wersję, z najsłabszym, bo 150-konnym silnikiem benzynowym i bez pakietu S line, który jest przecież bardziej obowiązkowy niż obowiązek szkolny. Niech nie płacze, mimo przyspieszenia godnego komunikacji publicznej, nie jest źle.

Cztery silnikowe wersje są do wyboru w nowym Audi A5:

  • 2.0 TFSI o mocy 150 KM, przyspieszające w 9,8 s do setki;
  • 2.0 TFSI o mocy 204 KM (7,8 s), pracujące w cyklu Millera;
  • 2.0 TDI, 204 KM i 6,9 s do setki;
  • 3.0 TFSI, 367 KM i 4,5 s, czyli wersja S5;
  • w przyszłości pojawi się hybryda typu plug-in.

Dwie ostatnie wersje wyposażone są w układ MHEV Plus, czyli posiadają sporej pojemności akumulator oraz generator, co pozwala wydłużać okresy, gdy silnik spalinowy jest nieużywany. To ciągle jest hybryda nazywana miękką (napięcie układu to 48V), ale pojemność akumulatora umieszczonego w bagażniku sięga już wartości z hybryd zamkniętych, blisko 1,7 kWh, jeśli dobrze zapamiętałem. Pozwala to dodać 24 kW dodatkowej mocy. Auto potrafi zaparkować, korzystając wyłącznie ze zgromadzonej energii elektrycznej. W wersji podstawowej, w ogóle w silnikach benzynowych o pojemności 2.0 l, tego układu nie znajdziemy, ale nie powiedziałbym, że wyniki zużycia paliwa mają złe.

Żyłbym z najsłabszym silnikiem, szczęśliwy.

Uważam, że z wersją bazową, tak z tą rozpędzającą się do setki w prawie 10 s, da się żyć. Nawet ją możemy połączyć z napędem quattro. Zapewne nigdy jej nie zobaczymy na ulicach, bo klientom będzie wydawać się zbyt oburzająca, a Audi nie będzie zależało, by ją sprzedawać. Wszyscy i tak chcą diesla, najlepiej z pakietem S line. Kto by się za najsłabszym Audi A5 bez wizualnych dodatków oglądał? No nikt. Pozbawione tego pakietu auto nie ma czerwonego rombu na klapie bagażnika, towarzyszącego oznaczeniu A5. Jeśli zobaczycie nowe Audi A5 bez niego, to będziecie wiedzieć, że trafiliście na egzemplarz dość rzadki, na kogoś ze słabą pozycją w firmie.

Za tylny pas świateł wykonany w technologii OLED też trzeba dopłacić. W dzień nie robi specjalnie powalającego wrażenia, natomiast po zmroku ta sekwencja witających nas świateł zyskuje (da się ją zmieniać). Może to ma sens, w końcu tak rzadko patrzymy na swój samochód, bo zazwyczaj przebywamy w środku. Taki element w drodze z i do samochodu, jednak przypominam nam, że za coś tu w końcu płacimy i przyjemnie ma być.

Nawet ze 150-konnym silnikiem dostaniecie auto chętnie do jazdy, nie żartuję. Męczy się trochę, gdy chcemy je rozpędzić zbyt gwałtownie, ale po nabraniu odpowiedniej szybkości możecie nie odróżnić go od wersji ponad 200-konnej. Nawet w najsłabszej wersji silnikowej auto jest zawsze gotowe, by przyspieszyć i ciche przy wyższych prędkościach. Gdyby dorzucić tu system audio od Bang and Olufsen byłoby jeszcze ciszej, bo wycina on szumy, ale i tak było bardzo przyzwoicie.

Tak na marginesie, dość ciekawe doświadczenia zapewniają wtedy głośniki umieszczone w zagłówkach foteli. Za to całkiem bez marginesu należy docenić wynik zużycia paliwa. Przy prędkości autostradowej, ale nie lotniczej, na kilkusetkilometrowym dystansie 150-konna wersja zużywała 7,2 litra benzyny. Mocniejszy wariant nie był dużo bardziej paliwożerny w trakcie jazdy na tempomacie.

Wewnątrz widać rękę designera.

I to dość dosłownie. Trzy ekrany to trochę za dużo, bez dopłaty i tak nie działa ten przed pasażerem. Można go wykupić, jako opcję. Ale jeśli tego nie zrobimy, nie znika, po prostu nie działa. Myślę, że jeśli ktoś szalenie nie pragnie ułatwić towarzyszowi podróży wybierania muzyki i nie potrzebuje wsparcia drugiej pary rąk w obsłudze nawigacji, to może sobie darować ten ekran. Będzie miał jeden ubrudzony odciskami palców element mniej, a jest ich sporo.

To mój największy zarzut do wnętrza nowego Audi, ale na szczęście jedyny. Ma być ono skoncentrowane na człowieku, humanocentryczne, ale zapomniano, że człowiek ma palce. A odciski z nich są wszędzie widoczne, nawet na zintegrowanym panelu na drzwiach. Tam musimy sięgnąć, by obsłużyć światła, ale na szczęście nie robi się tego zbyt często. Palce są więc widoczne na ekranach i czarnym plastiku, burzy to poczucie prestiżu. W rewanżu pochwaliłbym zastosowane materiały wykończeniowe, które towarzyszą desce rozdzielczej obitej skórą. Czerwona mikrofirba z S5 jest bezkonkurencyjna, ale to może zaraz. Inne materiały też prezentują się godnie. Pochwalę jeszcze tylko bezprzewodową ładowarkę o mocy 15 kW, która dzięki zastosowaniu chłodzenia nie nagrzewała telefonu.

Nie wywarł na mnie nie głębszego wrażenia brak fizycznej obsługi klimatyzacji. Robi się to sprawnie z poziomu ekranu, nie ma za czym płakać. Klamki drzwi również nie są "fizyczne". Dotyka się panelu od wewnątrz, a drzwi się odryglowują. Ruch praktycznie identyczny, jak przy korzystaniu z bardziej tradycyjnego rozwiązania, ale pozwoliło to uzyskać lepszy współczynnik Cx.

Avant jest wyjątkowo ładny.

Na tym chyba koniec projektowych kontrowersji, bo Audi dość zachowawczo podchodzi do designu. W niektórych niemieckich markach nietrudno powziąć skojarzenie, że auto zaprojektowano pod rynek chiński i dlatego uparto się bić po oczach niektórymi jego elementami. Nie w Audi, tu dbają, byście nie doznali szoku. Single frame ulega nieznacznym przeobrażeniom, a reflektory w wersjach spalinowych zachowują jednolity kształt. Tylko w wersjach elektrycznych potrafią je podzielić.

Gdybym bardzo chciał się doszukać szaleństwa w tym projekcie, wskazałbym tył wersji liftback, czyli limousine. Symuluje sedana, a jest uniesiony dość wysoko, w stosunku do tego, do czego przyzwyczaiły nas sedany. W wersji avant sylwetka jest bardziej przewidywalna, łagodnie opada w stronę tyłu pojazdu.

Końcówki układu wydechowe są prawdziwe.

Mam też ciekawostkę, dzięki której błyśniecie na każdej imprezie, pod warunkiem że nikt nie przyjdzie. W Audi A5 są zwykłe końcówki układu wydechowego, nie żadne zaślepki. W wersjach benzynowych są w kształcie trapezu, po obu stronach pojazdu. W przypadku silnika wysokoprężnego wylot znajdziemy tylko z jednej strony, a w S5 będą to dwie okrągłe końcówki, po każdej ze strony. Naturalny dźwięk układu jest dodatkowo podbijany, to nie szkodzi.

Tego, że akumulator w wersji S5 jest chłodzony, raczej nie dostrzeżecie. Ale ta czerwona tapicerka robi znakomite wrażenie, ta na fotelach też. To będzie konfiguracja, której będziecie niedługo poszukiwać na portalach ogłoszeniowych, licząc, że jakiś Niemiec ją zamówił, bo w Polsce to same "flotówki".

Audi S5 avant przyznaję tytuł najładniej wyglądającej wersji tej generacji. A bazowej wersji, z najsłabszym silnikiem, tytuł wersji, z którą bez problemu mógłbym żyć.

Ceny Audi A5 wyglądają tak:

REKLAMA
  • A5 Limousine od 183 000 zł
  • A5 Avant od 188 600 zł
  • S5 Limousine od 345 400 zł
  • S5 Avant od 351 000 zł.
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA