Jechałeś samochodem przez las, przetrwałeś atak stada jeleni – co z odszkodowaniem?
Jeśli BMW, które zderzyło się z dzikim zwierzęciem, nie ma auto casco, właściciel ma marne szanse na uzyskanie odszkodowania.
Właściciel czarnej piątki może mówić o szczęściu w nieszczęściu, ale i nieszczęściu w szczęściu. Chodzi o spotkanie ze stadem jeleni, które zarejestrowano w zeszłym tygodniu na DW618, zaraz przed wjazdem do Pułtuska od strony Wyszkowa. Jeśli jeszcze go nie widzieliście, oto ono:
Szczęście w nieszczęściu jest takie, że kierowca zareagował na tyle wcześnie i skutecznie, że nie uderzył z impetem w żadne ze zwierząt – jelenie rozpierzchły się do lasu, a samochód prawdopodobnie nadawał się do dalszej jazdy.
Za to nieszczęście w szczęściu jest takie, że ok. 2 km wcześniej było to:
To, czyli znak A-18b, który informuje, że na danym odcinku drogi można spodziewać się nagłego wtargnięcia zwierzęcia. Zarządca drogi informując o tym kierowcę, praktycznie zwalnia się z odpowiedzialności w przypadku kolizji na wskazanym odcinku. Dlatego w takich miejscach warto zredukować prędkość i zachować szczególną ostrożność. Nawet jeśli tak jak w tym przypadku, jedziemy za dnia, przy dobrej widoczności i prostą długą po horyzont. W końcu zostaliśmy przecież ostrzeżeni.
Zderzenie ze zwierzęciem – co zrobić w takiej sytuacji?
Zatrzymać się w bezpiecznym miejscu, ustawić trójkąt i wezwać policję. Jeśli zwierzę padło, lub jest ranne, funkcjonariusze poinformują weterynarza, który oceni stan zwierzaka i zdecyduje co z nim zrobić. Policjanci sporządzą protokół dotyczący zdarzenia i zrobią dokumentację zdjęciową. Warto wykonać ją też we własnym zakresie. Protokół i zdjęcia przydadzą się podczas likwidacji szkody u ubezpieczyciela.
Kolizja ze zwierzyną – odszkodowanie
W tej kwestii w najlepszej sytuacji są posiadacze polisy auto casco, o ile nie ma w niej wyłączenia na wypadek szkód powstałych w wyniku kolizji z dzikim zwierzęciem. Ubezpieczyciel powinien pokryć szkodę.
Można próbować uzyskać odszkodowanie od zarządcy drogi na, nomen omen, drodze sądowej. Jednak, jeśli tak jak w powyższym przypadku, na danym odcinku znajdował się znak A-18b – zarządca łatwo uniknie konieczności pokrywania strat. Co gorsza, nawet jeśli tego znaku nie ma, zdarza się, że sądy powołują się na orzeczenie Sądu Najwyższego z dnia 19 kwietnia 1974 r. (sygn. akt II CR 157/74), w którym mowa o tym, że Skarb Państwa nie jest odpowiedzialny za kolizję auta z dzikim zwierzęciem w miejscu, którego charakter nie uzasadnia ustawienia znaku ostrzegawczego.
W takiej sytuacji pozostaje mieć nadzieję, że w dniu i o godzinie, w której doszło do zdarzenia, okoliczne koło łowieckie organizowało polowanie zbiorowe. Jeśli tak – można wystąpić na drogę sądową i wystąpić o odszkodowanie od organizatora polowania. Jeśli nie – ostatnia szansa to sprawdzenie wpisów w książce ewidencji pobytu myśliwych na polowaniu. Jeśli tego dnia, o tej porze, w tym rejonie w książkę wpisany był myśliwy, który zgodnie z przepisami udał się na polowanie, można próbować udowadniać, że przyczynił się do spłoszenia zwierzyny, co było przyczyną wypadku. Do 28.02 trwał okres polowań na jelenie, więc teoretycznie mogło tak się zdarzyć, że zwierzyna na filmie uciekała przed myśliwymi. Choć równie prawdopodobne jest, że zwierzynę spłoszyli łowcy poroży, a ich pociągnąć do odpowiedzialności nie sposób.
Tak czy inaczej, właściciel BMW znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. A ja sobie postanowiłem, że w lasach będę jeździł jeszcze ostrożniej. Bo nie chcę przecież być jeleniem.