Nieużywany VW Golf IV GTI na sprzedaż to istny rarytas. Tę kierownicę z prawej bym przebolał.
Być może nie zgodzicie się ze mną, ale drugą połowę lat 90. XX w. pamiętam jako szczególnie istotną dla segmentu aut kompaktowych. Wszyscy producenci chcieli wtedy, by nowe generacje ich samochodów stanowiły zupełnie nową jakość. W zasadzie to niby zawsze tego chcą, ale wtedy faktycznie było to widoczne - z pojazdów nierzadko pamiętających lata 80. przeszliśmy na nadal nieźle wyglądające i nadal relatywnie nowoczesne modele. Weźmy choćby lata 1997 i 1998 - wtedy prezentowano czy wprowadzano na rynek choćby Opla Astrę G czy przełomowego Forda Focusa, który przy Escorcie wyglądał jak przybysz z innej planety. W 1997 r. pojawił się też VW Golf IV, również jako usportowiony wariant GTI.
Z GTI był jednak pewien problem
O ile w starszych generacjach te trzy literki oznaczały, że mamy do czynienia z jedną mocniejszych wersji silnikowych,to w czwórce jedno z drugim nie miało wiele wspólnego - można było sobie kupić np. Golfa GTI z 110-konnym silnikiem Diesla, który potrzebował 10,6 s na sprint do 100 km/h. Można by w zasadzie powiedzieć, że to był taki odpowiednik naklejania literek M na BMW 316i E46 - tyle że już w fabryce.
Na szczęście przewidziano też mocniejsze silniki, choć o dziwo w gamie wersji GTI nie znalazł się motor 2.8 VR6. Były za to dwie wersje mocy 2,3-litrowych VR5 i najbardziej dziś pożądane jednostki 1.8T.
Limitowany VW Golf IV GTI 25th Anniversary sprzedawany był tylko z 20-zaworowym, 180-konnym 1.8T
Auto powstało, by uczcić ćwierćwiecze powstania pierwszych Volkswagenów GTI. Było dostępne tylko w trzech kolorach (srebrnym, czerwonym lub czarnym), ale miało całkiem pokaźną listę wyposażenia, którego w zwykłych Golfach GTI raczej się nie widywało. Mowa tu m.in. o 18-calowych obręczach BBS, fotelach Recaro czy większych tarczach hamulcowych przy przedniej osi.
Golfy 25th, a także ich amerykańskie odpowiedniki (GTI 337), miały również obniżone i usztywnione zawieszenie, dokładki zderzaków i progów oraz aluminiowe panele wykończeniowe na desce rozdzielczej. Za przeniesienie napędu, tak jak w zwykłych modelach GTI 1.8T 180, odpowiadały 6-biegowe, manualne skrzynie biegów (1.8T o mocy 150 KM musiał się zadowolić 5 biegami).
Takie właśnie auto kupił sobie w 2002 r. jakiś Brytyjczyk
Nie byłoby w tym nic ciekawego gdyby nie fakt, że auto przez 19 lat w ogóle nie było używane. W związku z powyższym, obecnie nadal ma przebieg wynoszący 8 mil (niecałe 13 km) i, jak informuje dom aukcyjny Silverstone Auctions, kompaktowy VW wygląda jak nowy. Co więcej, auto zostało już sprawdzone pod kątem mechanicznym, doprowadzone do porządku i przeszło badanie techniczne, którego ważność upłynie dopiero w połowie czerwca 2022 r.
Nigdy nie przepadałem za Volkswagenami, a Golf czwórka nie jest tu bez winy - uważam, że stylistyka wnętrza jest raczej nędzna (gorsza niż np. w Audi A3 czy Seacie Leonie) i śmieszą mnie tylne tarcze hamulcowe, które sprawiają wrażenie jakby były wielkości talerzyków deserowych. Ale uwielbiam też motoryzacyjne lata 90., z których Golf IV przecież pochodzi - i do dziś odwracam się za zadbanymi egzemplarzami, nawet jeśli to nie są modele GTI, VR6 czy R32. Wiem, że nie jestem w tym odosobniony. I choć sam pewnie wolałbym jeździć Astrą G OPC lub Focusem ST170 lub RS, to jest mi nawet trochę szkoda, że VW z aukcji ma kierownicę po „niewłaściwej” stronie.
Ale powstaje tu jedno pytanie - to samo co we wszystkich podobnych przypadkach.
Jeździć czy wstawić do garażu?
Wartości raczej już jakoś spektakularnie nie nabierze (większość osób za normalnie użytkowane Golfy GTI 25th chce ok. 10 tys. euro, ale zdarzają się też dwukrotnie droższe), ale jeśli ktoś zacznie nim jeździć, to straci tę, którą już ma - przynajmniej w sporej części. A jaką dokładnie ten egzemplarz przedstawia wartość, dowiemy się ostatniego dnia lipca - wtedy odbędzie się aukcja.