Pojechałem tę samą trasę komunikacją miejską, a wróciłem samochodem. Zaoszczędziłem 16 dni
Postanowiłem pojechać po odbiór samochodu prasowego komunikacją miejską, a wrócić tym samochodem, żeby sprawdzić jaka będzie różnica czasowa. Na tej podstawie wyekstrapolowałem potencjalną oszczędność czasową w ciągu roku, gdyby ktoś taką trasą musiał jeździć do pracy.
Bardzo rzadko korzystam z komunikacji miejskiej. Oczywiście powinna ona być podstawą ruchu w mieście, ale Warszawa to miasto ogromne terytorialnie i dosyć pustawe, więc to założenie nie jest do końca realne. Oczywiście da się dojechać z jednego końca miasta w drugi, ale zajmuje to sporo czasu i samochodem jest dużo szybciej. O ile szybciej? Sprawdziłem to na przykładzie trasy przez całe miasto.
Wykonałem ją poza godzinami szczytu – w obie strony – bo inaczej mogłoby wyjść niesprawiedliwie. Nie chodziło o mierzenie czasu stania w korku, tylko o realne przemieszczanie się.
Wyszedłem z domu o godzinie 9:40
Siedem minut zajęło mi dojście na przystanek autobusowy. Niestety ode mnie jeżdżą tylko dwa autobusy, przy czym jeden ostatnio mocno okrojono z powodu budowy tramwaju do Wilanowa. Zresztą co ciekawe, ten tramwaj nijak mnie nie ratuje, bo na przystanek idę minimum 17-18 minut. Musiałem więc pójść na autobus. Miałem szczęście, czekałem tylko 5 minut – przyjechało 131, co według planu podróży z jakdojade.pl oznaczało dodatkową przesiadkę. Do niedawna 131 jeździło przez Nowy Świat, teraz skręca na rondzie DeGaulle'a w lewo i jedzie na Dworzec Centralny.
Autobus przyjechał o 9:52. Na miejsce przesiadki pod Giełdą Papierów Wartościowych dojechał o 10:17. Co trzeba uczciwie przyznać: jechał całkiem żwawo, nie stał za bardzo w korku, i ogólnie ten fragment trasy przejechałem niewiele wolniej niż samochodem. Niestety, to była ta łatwa część, bo następny punkt stanowiła przesiadka numer jeden. Trzeba było przejść spod GPW na ulicę Foksal – niby jest to kilkaset metrów, ale po drodze mamy ogromne rondo z krótkimi światłami dla pieszych i idziemy równolegle do trasy autobusów, w które musimy się przesiąść. W trakcie mojego spaceru minęły mnie więc dwa autobusy – nie miałbym szans ich dogonić nawet będąc mistrzem świata w sprincie. Przystanek przy Foksal nie ma żadnej wiaty, więc kolejne kilka minut spędziłem na przeszywającym wietrze na pustym o tej porze Nowym Świecie.
W końcu przyjechał mój autobus numer dwa – nawet nie pamiętam linii
Potrzebowałem tylko przejechać fragment od Foksal do placu Zamkowego, a potem zejść schodami na dół do wyjazdu z tunelu pod Starym Miastem. Byłem tam już o 10:33, warto jednak zauważyć, że to zejście na dół jest względnie łatwe przy dobrej pogodzie i dobrej sprawności fizycznej. Jeśli chodzisz o kulach, a schody są oblodzone, to musisz przemieścić się do schodów ruchomych lub wind, o których istnieniu ja wiem, ale jeśli ktoś nie wie, to łatwo ich nie znajdzie.
Łączony przystanek autobusowo-tramwajowy u wylotu tunelu jest niesłychanie mylący
Po pierwsze, z tablicy świetlnej nad przystankiem wynikało, że mój autobus (190) będzie za 9 minut. Był za pięć, zupełnie niezgodnie z rozkładem. Ponadto autobus widzi się w ostatniej chwili i z niewiadomego powodu jedzie on lewym pasem (po torach tramwajowych), w dodatku zatrzymuje się poza przystankiem, tzn. za podwyższeniem z wiatami, przez co trzeba do niego właściwie podbiec. To typowa sytuacja z gatunku „orientuj się”, czyli komunikacja miejska dla zaawansowanych.
Po drugiej przesiadce poszło już z płatka
Autobus 190 pędził przez Pragę Północ i potem przez peryferia w stronę Ząbek i Marek naprawdę szybko i już o 10:52 wysiadłem na przystanku najbliższym wobec mojego miejsca docelowego, tj. przy ulicy Młodzieńczej.
Zostało mi do przejścia ok. 770 metrów, co szybkim krokiem udało mi się wykonać w 9 minut i oto o 11:01 byłem już na miejscu – w serwisie Renault przy ul. Lewinowskiej. Odbiór samochodu zajął mi siedem minut i mogłem ruszać do domu. Dojechałem w 35 minut z jednym małym korkiem przy ulicy Powsińskiej spowodowanym okresem przedświątecznym – ulicę zastawiają auta kierowców próbujących wjechać na parking galerii handlowej.
Komunikacją miejską wcale nie jechało się źle
Jechało się całkiem dobrze i tanio (4,40 zł za bilet normalny). Fatalnie się czekało, przesiadało i kombinowało w co trzeba wsiąść. Niestety warszawski ZTM/WTP uznaje, że dodanie przesiadki na jakiejś trasie to rzecz zupełnie bezproblemowa i właściwie można ich dorzucać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że każda przesiadka strasznie wydłuża i utrudnia dojazd. Im więcej przesiadek, tym bardziej niechętnie przychodzi mi skorzystać z komunikacji zbiorowej. Po co miałbym bowiem wsiadać w autobus, który nie wiezie mnie na miejsce?
Jednak nadal różnica między dojazdem samochodem a komunikacją miejską wynosił 45 minut w jedną stronę.
Przenieśmy to teraz na cały rok 2025 wykorzystując tę trasę jako przykład
W 2025 r. mamy 250 dni pracy. W każdy z nich jadąc samochodem zaoszczędziłoby się 45 minut w jedną stronę, co daje 90 minut dziennie. Po pomnożeniu 90 minut przez 250 mamy oszczędność na poziomie prawie 16 pełnych dni w roku. Czyli wybierając komunikację zbiorową mamy dwa tygodnie w plecy, dwa tygodnie z całego roku zmarnowane na czas dojazdu – czyli właściwie cały urlop.
Przypuśćmy teraz, że ktoś zarabia w takiej pracy średnią krajową, nawet +20 procent, bo mówimy o Warszawie. Niech będzie to 6000 zł na rękę. W tej sytuacji 16 dni pracy to 3400 zł zarobku. Roczny bilet na komunikację zbiorową to 1000 zł (dla osób zameldowanych w Warszawie). Czyli dojeżdżając komunikacją miejską mamy 16 dni w plecy i 1000 zł do zapłacenia. Dojeżdżając samochodem mamy 16 dni więcej, ale oczywiście dochodzą nam koszty utrzymania samochodu. Pokonując samą tę trasę o długości ok. 19 km w jedną stronę przez 250 dni przejedziemy 9000 km, co nawet przy oszczędnym aucie spalającym ok. 6 l/100 km da nam 540 litrów po 6,40 zł, czyli 3456 zł. Nawet nie wliczając koniecznych napraw i ubezpieczenia, mamy już różnicę 2456 zł wobec ceny biletu rocznego na „zbiorkom”, a dodajmy jeszcze 800 zł za OC, z 1000 zł za jakieś naprawy i mamy minimalną kwotę utrzymania samochodu na poziomie 5300 zł, czyli o 4300 zł niż za bilet roczny.
Wniosek? Samochód się całkowicie nie opłaca
Komunikacja zbiorowa jest dużo tańsza. Nawet przy tak dużej różnicy czasowej między dojazdem samochodem a komunikacją miejską nie zarobisz tyle, żeby opłacało się utrzymywać samochód. Chyba, że masz bardzo wysokie wynagrodzenie.
Pozostaje już tylko czynnik czasu: czy jestem gotów zapłacić nawet kilka tysięcy złotych żeby móc rano spać trochę dłużej, a po południu być trochę wcześniej w domu?
Czy jestem?
A czy dzik chrumka w lesie?