Prawdziwe zasięgi samochodów elektrycznych zimą. Wyniki testu 25 aut nie pozostawiają złudzeń
Deklaracje producentów o zasięgach ich samochodów elektrycznych zaczęły przybierać charakter licytacji. 500? 600? 800? Kto da więcej? Tylko pytanie - na ile to ładne słówka, a na ile prawda? To już postanowił sprawdzić niemiecki automobilklub ADAC.
Producenci samochodów chwalą coraz to większymi zasięgami ich modeli elektrycznych - bowiem to właśnie dystans, jaki mogą przejechać na jednym ładowaniu jest uznawany za ich największą bolączkę. A najgorzej jest, jak się okazuje, że poza warunkami laboratoryjnymi, zasięg podawany wg cyklu WLTP okazuje się jedynie bardzo ambitną deklaracją, bez pokrycia w rzeczywistości. Spadki są szczególnie widoczne przy jeździe autostradowej i niskich temperaturach. Znany niemiecki ADAC postanowił sprawdzić, jak to wygląda w praktyce. W tym celu wybrał 25 samochodów o największym deklarowanym zasięgu na rynku i zabrał je na test.
Pomysł - bardzo prosty
Test wykonano w warunkach dalekich od sterylnego laboratorium. Ale i bardzo prosto - wszystkie samochody pojadą z tego samego punktu A, do tego samego punktu B, oczywiście identyczną trasą. Wybrano drogę z Monachium do Berlina po autostradzie A9, na co złożył się dystans 582 km. Żeby jednak uniknąć zmiennych w postaci różnic w natężeniu ruchu zależnie od pory dnia, różnic w stylu jazdy różnych kierowców, zmiennego wiatru, czy zjawisk pogody, przeniesiono tę trasę na własne stanowisko badawcze ADAC, zachowując jednak podobne ukształtowanie terenu i dystans.
Postawiono przy tym pytanie badawcze: które modele dojechałyby bez zatrzymywania się, a które musiałyby ładować raz lub kilka razy pomimo dużej baterii? Na króliki doświadczalne wybrano 25 samochodów elektrycznych, których producenci deklarują zasięg powyżej 500 km zgodnie z normą WLTP.
Zwycięzca mógł być tylko jeden
Tylko jeden model przejechał całą trasę bez ładowania - był to Mercedes-Benz EQS. Faktyczny zasięg Mercedesa w teście wyniósł 600 km, gdyż po przejechaniu 582 km, komunikat na desce rozdzielczej pokazywał jeszcze 18 km.
Niewątpliwe, istotny jest tutaj największy akumulator w całym teście - ma on pojemność aż 118 kWh. Swoją zasługę mają też dobra aerodynamika, niskie opory toczenia i dobre zarządzanie temperaturą układu.
Pozytywnie można określić także wyniki siedmiu samochodów, które potrzebowały jednego przystanku na ładowanie. Były to Lucid Air, Porsche Taycan, Volkswagen ID.7, Tesla Model 3, NIO ET 5, BMW iX i Audi S e-Tron GT.
A kto poradził sobie najgorzej?
W sumie dziewięć samochodów wymagało dwóch postojów na ładowanie, a osiem potrzebowało ich już trzech. Na samym dole tabeli znalazły się (zaczynając od najmniej złych) Nissan Ariya, GWM Ora 07, BYD Seal, Volvo EC40, Genesis GV60, Peugeot e-3008, MG 4 ER, a na samym dole uplasowała się Toyota bZ4X, której zasięg na jednym ładowaniu wyniósł jedynie 233 km.
Tylko, że te liczby nie są jedynymi ważnymi
Eksperyment miał sprawdzić, który samochód traci najwięcej energii, a nie który przejedzie najwięcej. Żeby osiągnąć satysfakcjonujące wnioski, trzeba porównać przejechanie trasy każdego z samochodów, z deklaracjami producenta.
Kiedy zestawimy wyniki osiągnięte przez ADAC z deklaracjami producenta wg normy WLTP właściwym zwycięzcą tej kategorii okazuje się chiński NIO ET 5. W jego przypadku deklarowane są 532 km zasięgu, zaś eksperymentatorzy przejechali nim 421 km, co da 20 proc. straty na zasięgu. Mercedes EQS, który jako jedyny przejechał trasę bez potrzeby ładowania, tutaj zajął dopiero trzecie miejsce, gdyż z deklarowanych przez MB 832 km zasięgu w powietrzu rozpłynęło się ok. 25 proc.
Jeszcze większe spadki są widoczne w statystykach zużycia energii. W aż 18 spośród 25 aut wzrost zużycia prądu wyniósł powyżej 50 proc., a w przypadku Volvo EC40, MG4 i Forda Capri odchylenia te wynoszą aż 80 proc. lub więcej.
Ale zasięg i zużycie to nie wszystko.
Podczas długich podróży istotne jest również to, jak skutecznie można naładować samochód na stacji szybkiego ładowania, bo im więcej energii akumulator może pochłonąć w krótkim czasie, tym szybciej będzie kontynuował pracę. ADAC również to ocenił, w końcu prawie wszystkie samochody musiały zostać naładowane, aby dotrzeć do celu.
I tak, GWM Ora 07 osiągnął najniższą średnią moc ładowania w teście, wynoszącą jedynie 81 kW. Na drugim końcu skali znalazł się Porsche Taycan dobijający do 271 kW. Porsche może go wykorzystać do poboru prądu na 370 km w 20 minut, podczas gdy Ora w tym samym czasie schrupie sobie energię na zaledwie 104 kilometry.
Więcej o samochodach elektrycznych przeczytasz tutaj:
To wszystko się złożyło na werdykt ostateczny
Po zsumowaniu ocen za otrzymany zasięg, prędkość ładowania i zużycie energii, ADAC wydał ostateczny werdykt z prostym systemem oceniania od zera do pięciu. Przypominam, że Niemcy wystawiają noty odwrotnie do Polaków, i u nich im niższa wartość liczbowa, tym lepiej.
- Mercedes-Benz EQS - 0,9
- Porsche Taycan - 1,4
- Lucid Air - 1,8
- Volkswagen ID.7 Pro - 1,9
- NIO ET 5 - 2,2
- Tesla Model 3 - 2,2
- Audi S e-Tron GT - 2,5
- Hyundai IONIQ 6 - 2,8
- BMW iX - 2,9
- Ford Capri - 3,0
- Kia EV3 - 3,0
- Lotus Emeya - 3,0
- Polestar 2 - 3,0
- Cupra Born - 3,1
- Xpeng G6 - 3,1
- Skoda Enyaq Coupe - 3,2
- Nissan Ariya - 3,6
- BYD Seal - 3,7
- Genesis GV60 - 3,7
- GWM Ora 07 - 3,7
- Renault Scenic E-Tech - 3,8
- Toyota bZ4X - 3,8
- Volvo EC40 - 3,9
- Peugeot e-3008 - 4,0
- MG 4 ER - 4,1
Jeżeli sami chcecie przeczytać wyniki badań ADAC, to źródło w języku niemieckim znajdziecie tutaj.