Jeśli doszły Was słuchy, że gdzieś na świecie organizowany jest konkurs na najbrzydszy samochód świata, koniecznie dajcie znać temu, kto wygra aukcję Mohsa SafariKar. Ten pojazd ma spore szanse na wygraną.
W motoryzacji cieszy mnie sporo rzeczy. Cieszy mnie, że nowy Nissan 400Z będzie dostępny z manualną skrzynią biegów. Z radością przyjmuję wieści o nowym minivanie Hyundaia, nawet jeśli Staria nie będzie aż tak ładna, jak się zapowiadała. Cieszę się także, że powstały tylko 3 egzemplarze pojazdu o nazwie Mohs SafariKar - tym samym nikłe są szanse, że kiedyś znowu zobaczę to coś.
Co to, u diabła, jest?
Jak nazwa wskazuje, mówimy o pojeździe zaprojektowanym z myślą o udziale w polowaniach. Na taki pomysł wpadł Bruce Baldwin Mohs z firmy Mohs Seaplane Corporation z Madison w stanie Wisconsin, a gotowy samochód zaprezentowano w 1972 r. Nie był to pierwszy samochód tej firmy - ten tytuł dzierży niemal równie okropny model Ostentatienne Opera Sedan z 1967 r. Będę nawet tak wredny, że pokażę Wam zdjęcie, o proszę:
Jeszcze wcześniej powstał olbrzymi jednoślad o nazwie Mohs King o' the Road Motor Scooter - i szczerze mówiąc, był on z tego wszystkiego najmniej kontrowersyjny. Co ciekawe, Bruce zbudował go w wieku... 14 lat. Skuter dysponował 2-cylindrowym silnikiem ze sprężarką mechaniczną i mierzył niemal 4 m długości.
Dobrze, wróćmy do modelu SafariKar. Dlaczego w ogóle powstały jedynie 3 egzemplarze? Cóż, zapewne już sam pomysł wysyłania amerykańskiego mastodonta do klientów w Afryce miał nikłe szanse powodzenia, ale swoje dołożył tu kryzys naftowy. Nie zmienia to jednak faktu, że ten murowany faworyt w konkursach na najbrzydszy samochód świata ma kilka ciekawych rozwiązań, które w niektórych przypadkach brały się ze specyficznie pojmowanego przez szefa firmy pojęcia bezpieczeństwa.
Weźmy na przykład drzwi - nie otwierały się one ani w sposób tradycyjny, ani nie odsuwały na bok jak w minivanie, ani nawet nie chowały się w progach jak w BMW Z1. Nie, proszę Państwa - drzwi... odsuwały się od samochodu na podobnej zasadzie, jak w kuchni otwieracie sobie szafkę typu cargo. Co więcej, tak powstały otwór drzwiowy nie był nawet jakoś szczególnie szeroki.
Po co to wszystko? Dla bezpieczeństwa - można było wystawić broń z auta, ale samemu nadal być jako-tako chronionym przed dziką zwierzyną.
Mohs SafariKar - konstrukcja
Bazę dla pojazdu stanowił International Harvester Travelall (którego nazwę Tymon kiedyś bardzo ładnie przełożył na Międzynarodowy Żniwiarz Podróżujwszystko), czyli full-size SUV napędzany silnikami 6- lub 8-cylindrowymi (zależnie od rocznika i wersji). Zadanie napędzania tego (na szczęście) niedoszłego pogromcy nosorożców powierzono 6,4-litrowemu silnikowi V8 Internationala, przekazującemu napęd na tylną oś za pośrednictwem 3-biegowej skrzyni automatycznej. Choć Harvester Travellall był jednym z pierwszych samochodów na świecie, który można było zamówić z opcjonalnym systemem przeciwdziałającym blokowaniu kół przy hamowaniu (produkcji Bendixa), Mohs najprawdopodobniej nie został w ten element wyposażony.
Wróćmy jeszcze na kilka chwil do nadwozia, które wygląda trochę jak połączenie Rolls-Royce'a, Tarpana, karawanu Cadillaca i damskiej torebki z lokalnego targowiska. Do tego mamy tu takie bonusy jak grill przypominający chłodnicę buldożera i zderzaki stworzone zapewne z szyn kolejowych, tyle że wszystko obficie skąpane w chromie.
Mało? Służę uprzejmie dokładką: osłony reflektorów są pozłacane, na aluminiowych blachach znalazło się drewno i pianka poliuretanowa, a całość pokryto... sztuczną skórą amerykańskiej marki Naugahyde.
Ciekawie jest także we wnętrzu. Trzy fotele dla pasażerów ulokowano w jednym rzędzie, a każdy z tych foteli może się przechylać dzięki mechanizmowi przeciwdziałającemu sile odśrodkowej. Z tyłu znalazła się rozkładana na płasko ławeczka oraz uchwyty na broń.
Auto jest na sprzedaż
Ten egzemplarz spędził trochę czasu w bezruchu, ale po odkupieniu przez aktualnego właściciela w 2009 r., poddany został trwającej 4 lata renowacji. Po jej ukończeniu zdobył nawet kilka nagród w różnego rodzaju konkursach, ale nie wiedzieć czemu żaden z nich nie był konkursem na najbrzydszy samochód świata.
Mohs SafariKar pojawił się nawet na prestiżowym konkursie elegancji na wyspie Amelia, przy czym akurat tam chyba żadnej nagrody nie zdobył. Mam pewne podejrzenia co do powodu.
W chwili pisania powyższego tekstu, najwyższa oferta na Bring a Trailer (gdzie wóz wystawiono na sprzedaż) opiewała na kwotę 65 tys. dol., czyli ok. 253 tys. zł. Tyle tylko, że do końca licytacji pozostały jeszcze 3 dni, więc powyższa kwota zapewne jeszcze wzrośnie - i to sporo. Jak by nie patrzeć, to jednak ciekawy i bardzo rzadki kawałek historii. Zwycięzcy aukcji gratuluję już teraz i informuję, że na przyszły czwartek ma umówioną wizytę u terapeuty.