Oto Ferrari, które nazywa się jak strongman z lat 2000. Mansory wzięło się za Purosangue
Mansory zmodernizowało po swojemu Ferrari Purosangue. Efektem jest projekt o nazwie Pugnator. Nie mam dla was dobrych wiadomości. Musicie zaraz wymienić monitory, bo będą pękać.
Ferrari Purosangue niby nie jest typowym SUV-em. Marka z Maranello nie pokusiła się o stworzenie wozu, który w pełni rywalizowałby pod względem wielkości i praktyczności z Lamborghini Urusem czy Astonem Martinem DBX. Zamiast tego, Purosangue jest czymś na kształt „typowego” Ferrari z dodaną drugą parą drzwi i kilkoma centymetrami prześwitu więcej. I tak budzi kontrowersje, a dla niektórych fanów marki nie jest prawdziwym Ferrari. Tak uważacie, puryści? To trzymajcie się mocno i patrzcie na to.
Oto Ferrari Purosangue po tuningu Mansory
Projekty firmy Mansory od lat są motoryzacyjnym odpowiednikiem fryzury pewnego znanego detektywa - czyli czymś rzucającym się w oczy, ale niekoniecznie utrzymanym w klimacie, który pochwaliłby Bogusław Kaczyński.
Tuner miał swoje lepsze i gorsze - oczywiście z mojego punktu widzenia, a nie jestem arabskim szejkiem ani milionerem z Pakistanu - momenty. Niektóre jego dzieła były całkiem strawne. Na inne patrzyło się z obrzydzeniem, jak na sernik z rodzynkami. Purosangue po tuningu należy do tej drugiej grupy.
Tak naprawdę to Pugnator
Oto nazwa projektu wymyślona przez Mansory. Brzmi niczym ksywka strongmana z początku XXI wieku, ale oznacza po łacinie „konkurent”. To stare, dobre (?!) Mansory. Wszystkiego jest za dużo i auto wygląda tak, jakby kierowca miał 96 lat, pomylił hamulec z gazem i wjechał przez szybę do sklepu z akcesoriami. Poprzyczepiały się do niego m.in. wielkie wloty w zderzaku (podobno „znacznie poprawiają docisk na przedniej osi”, jak podaje Mansory), różne skrzydła, płetwy, dyfuzory, spojlery, przetłoczenia i inne nakładki. Wszystko jest zrobione z włókna węglowego, mającego „pasować” kolorystycznie do reszty karoserii.
W środku jest równie źle
Biała skóra z czerwonymi akcentami - to nie brzmi jeszcze tak źle, ale obejrzenie zdjeć szybko uświadamia, że w tym wnętrzu wcale nie robi się spokojniej niż podczas oglądania wozu z zewnątrz. Tutaj też mocno przesadzono z ozdobnikami, znaczkami, napisami i pikowaniem.
Pikować nie będzie za to moc. Wręcz przeciwnie - w porównaniu z seryjnym Purosangue, tuner jeszcze ją podniósł. Trudno byłoby powiedzieć, że zwykła wersja jest słabowita. Ma w końcu 715 KM i 715 Nm z silnika V12 o pojemności 6,5. Mansory dodało jednak 30 KM i 15 Nm za sprawą modyfikacji oprogramowania i zamontowania nowego układu wydechowego ze sterowanymi klapkami. Czyli jest szansa, że Pugnator szybko zniknie nam z pola widzenia. I dobrze, bo od patrzenia na ten wóz czuję przesyt, jakbym zjadł osiem burgerów.
Nie znamy jeszcze ceny Mansory Pugnator. Klienci i tak niespecjalnie się tym interesują. Skoro im się podoba, to płacą. Rynek na tego typu projekty ciągle rośnie. Znudziło mi się już nawet bycie oburzonym. Wolę się pośmiać. Tylko tyle mi zostało.
Jeśli jeszcze nie macie dość Mansory: