Nowy Land Cruiser jest wspaniały i zupełnie zbyteczny. Wątpię, żeby komuś się przydał
Oczywiście, że nowa Toyota Land Cruiser musiała powstać, ale wątpię, żeby ktokolwiek używał tego superluksusowego SUV-a do jakiejś jazdy terenowej.
To jest tak: kiedyś nie było dróg w wielu częściach świata i stąd powstała potrzeba budowania samochodów terenowych. Były to auta użytkowe. Tak powstał Jeep, Toyota Land Cruiser, Land Rover i wiele innych pojazdów. Nie były piękne ani luksusowe, po prostu dobrze łączyły funkcję ciągnika rolniczego i samochodu. Ich charakter jest najzupełniej ponadczasowy, to znaczy nie da się ich już bardziej rozwinąć, ponieważ osiągnęły swoją ostateczną formę.
Samochody terenowe nadal są potrzebne i dobrze się sprzedają, co potwierdza Toyota Land Cruiser serii J7 (niedawno o niej pisaliśmy). Na brak zainteresowania nie narzeka Łada Niva (4x4), Jeep Wrangler i nowiutki Ford Bronco. W tych dwóch ostatnich przypadkach mowa jednak o samochodach rekreacyjnych, kupowanych przez bogatych Amerykanów dla zabawy. Ich terenowe zdolności będą wykorzystywane dla zabicia czasu i przepalenia pieniędzy, ale... przynajmniej będą.
Nowa Toyota Land Cruiser raczej w teren nie pojedzie
Samochód jest gigantyczny. Nie potrzeba aż tak wielkiej terenówki. Ma moc 400 KM: to też nie jest coś, czego potrzebuje samochód terenowy. Miałem Land Cruisera J90 o mocy 125 KM – dawał radę właściwie w każdych warunkach. Trudno mi pojąć, do czego miałoby służyć 400 KM w samochodzie terenowym. Nie wiem też, po co potrzebuje felg o średnicy ponad 20 cali oraz w pełni lakierowanych, plastikowych zderzaków. To ma być terenówka? Zderzaki powinny być metalowe, a felgi – 15-calowe z oponami 33 cale. LEDy w przednich lampach? Również zupełnie zbyteczne. W terenie lampa może się zbić, musi być łatwa do naprawy i wymontowania. I tak dalej, i tak dalej. Nowy Land Cruiser jest to superlukususowe, podwyższone kombi.
Tak, nowa Toyota Land Cruiser to luksusowe kombi. Czendż maj majnd
I teraz do tego superluksusowego, podwyższonego kombi dla odbiorców rosyjskich i arabskich Toyota montuje zaawansowany system napędu na 4 koła z najnowocześniejszą elektroniką wspomagającą teoretyczną jazdę terenową. Crawl control utrzymuje stałą prędkość na zjazdach, rozłączalne stabilizatory zwiększają wykrzyż, inteligentne sterowanie momentem obrotowym pozwala dorzucić niutonów na to koło, które akurat tego potrzebuje. Gdyby ktoś zamontował takie rozwiązania w samochodzie osobowym, wszyscy byliby przezdziwieni. Tymczasem tu mamy do czynienia dokładnie z taką sytuacją: całość tego terenowego wypasu nigdy się nie przyda. Arabowie będą tym jeździć po szerokich arteriach Dubaju, Abu Zabi i Rijadu, okazjonalnie upalać to na wydmach i malowniczo dachować. Rosjanie będą wozić tym dzieci do szkoły i jeździć po chodniku, potrącając pieszych. Członkowie karteli z Ameryki Południowej będą się z tego ostrzeliwać. Odbiorcy z Australii w najlepszym razie podepną do tego jakąś przyczepę kempingową i pojadą w busz walcować z Matyldą. I to tyle z terenowości Land Cruisera.
Czy to źle?
Nie, po prostu świat się zmienia. Nazwa Land Cruiser została, ale zmienił się profil nabywcy – z takiego szukającego auta użytkowego na kogoś, kto oczekuje ogromnego, eleganckiego samochodu udającego terenowy. Szkoda mi tylko wysiłku konstrukcyjnego, który Toyota ponosi na te wszystkie terenowe gadżety, które pewnie nigdy nie zostaną wykorzystane. Mogliby zostawić te wszystkie LEDy, ekrany, felgi, kamery, bajery i HUD-y, a napęd dać na tylne koła, tak jak to robią Amerykanie w autach typu Tahoe czy Suburban i byłoby to samo. No nie jest tak?