Jaguar kończy produkcję modelu XJ. Następca być może będzie, ale później
Kończy się era jednego z najciekawiej stylizowanych samochodów w segmencie F. Ostatni Jaguar XJ obecnej generacji zjedzie z taśmy 5 lipca. Następca - o ile się pojawi - będzie elektryczny, ale nie trafi do salonów zbyt prędko.
Uwielbiam linię nadwozia Jaguara XJ. Jest delikatnie futurystyczna, tak „w sam raz”. Sprawia, że ta wielka limuzyna wygląda lekko i całkiem sportowo. Niektórzy nie mogą znieść wyglądu tylnej części auta, ale ja lubię te wąskie światła. Cóż – XJ jest moim zdaniem najciekawiej wyglądającym samochodem w swoim segmencie. Czy jest najładniejszy? Całkiem możliwe.
Ale… nie kupiłbym go.
Pierwszy powód, dla którego pod moim domem nie stoi XJ, jest całkiem oczywisty. Chodzi o pieniądze. Mimo że używane egzemplarze z początku produkcji - czyli z 2009-2010 roku - można kupić w cenie nowego Golfa ze słabym wyposażeniem (70-75 tysięcy złotych), to nadal sporo. Zwłaszcza że utrzymanie takiego Jaguara na pewno nie jest tanie. Wręcz przeciwnie: może być najdroższe w klasie.
Ale jest jeszcze drugi powód. Gdybym nawet miał wystarczająco dużo pieniędzy, by kupić nowego XJ-a – teraz albo kilka lat temu – i tak bym tego nie zrobił. Pewnie pozachwycałbym się trochę wyglądem i stylem tego auta, a później i tak poszedł do salonu Mercedesa albo BMW.
Jaguar po prostu wydaje się „dziwnym”, ekscentrycznym wyborem. Samochodem, który może być gorszej jakości niż niemiecka konkurencja, a do tego takim, który szybko straci na wartości. Wybór „dla odważnych”. A odważnych raczej nie było wielu. Większość myślała tak, jak ja bym pomyślał.
Dlatego produkcja XJ-a się kończy.
Po dziesięciu latach (w świecie motoryzacji to dwie epoki) i 120 000 egzemplarzy, 5 lipca z taśmy w Castle Bromwich zjedzie ostatni XJ tej generacji. Historia całego modelu jest oczywiście jeszcze dłuższa: trwa już od pół wieku.
Nie pomógł lifting z 2015 roku, w ramach którego m.in. unowocześniono multimedia. A skoro jesteśmy już przy ekranach: XJ był pierwszym samochodem z seryjnymi cyfrowymi „zegarami”. 10 lat temu ich wygląd robił wielkie wrażenie.
Zaszkodziło za to ograniczenie gamy modelowej: obecnie w Polsce można kupić tylko 300-konnego diesla z napędem na tył. Wcześniej najmocniejsza wersja miała 575-konne, doładowane V8. Najsłabsza miała… tylko cztery cylindry.
Ten XJ nigdy nie był przebojem.
Oczywiście mówienie o „przeboju” w odniesieniu do klasy samochodów luksusowych może brzmieć zabawnie. Ale nawet jak na realia tego segmentu, popularność Jaguara była po prostu marginalna. W 2017 roku sprzedało się u nas zaledwie 6 sztuk XJ. Dla porównania, BMW 7 znalazło 595 nabywców, a Mercedes klasy S: 561 (wg. IBRM Samar).
Następca: w 2020 roku. Być może.
Wygląda na to, że Jaguar niezbyt potrzebuje nowego XJ-a. Gdyby potrzebował, stary model byłby natychmiast zastąpiony nowym. Podobno następca może trafić na rynek dopiero w 2020 roku. Będzie to samochód w pełni elektryczny. Nie jest jeszcze potwierdzone, czy będzie nazywał się XJ. Ma być jeszcze odważniej stylizowany.
Z jednej strony, patrząc na to, jak chwalony jest Jaguar I-Pace, nie boję się o to, czy będzie dobrze jeździł. Z drugiej: martwię się, że po drodze ktoś postanowi, by w ogóle nie robić takiego auta, bo SUV-y są bardziej dochodowe. Byłoby szkoda. Jaguar bez dużej limuzyny w gamie to już nie to samo. W końcu ponad połowa sprzedanych Jaguarów w historii to właśnie XJ-y.
PS Kilka miesięcy temu koncern Jaguar Land Rover wypowiedział umowę importerską spółce British Automotive Holding, sprzedającej te auta w Polsce. Teraz mówi się o tym, że trwają negocjacje na temat… przedłużenia umowy. Cóż – taka niestabilność sytuacji raczej nie wpływa pozytywnie na budowanie zaufania wśród klientów.