70 lat Astonów Martinów z serii DB: od ogłoszenia w "Timesie", przez polskiego inżyniera, do Jamesa Bonda.
Właśnie minęło 70 lat od debiutu pierwszego Astona Martina z serii DB. Przez lata takie modele wygrywały wyścigi, woziły samego agenta 007 i stały się symbolem marki. Choć człowiek, na którego cześć powstała nazwa DB, prywatnie wolał Jaguary.
Miłośnicy brytyjskiej motoryzacji mają ostatnio sporo okazji na wypicie pinty piwa. Dopiero co pisałem o 50 latach Jaguara XJ, niedawno świętowaliśmy 70 lat Land Rovera, a teraz rówieśnikiem legendarnej terenówki stał się pierwszy Aston Martin oznaczony literami DB.
To prawda, że modele Astona Martina takie jak Lagonda, Rapide, Volante czy Vanquish były i są fajne. Może nawet bardzo. Ale żaden inny Aston nie przebije sławy, jaką roztaczają wokół siebie auta tej marki oznaczone tymi dwoma literkami. To one pozwalały marce na zdobywanie sportowych pucharów (w tym tego za zwycięstwo w 24-godzinnym wyścigu Le Mans). To one wielokrotnie występowały w filmach o Jamesie Bondzie. Wreszcie, to one pozwalały Astonowi na zarabianie pieniędzy, stanowiąc niemal połowę ze wszystkich aut tej marki, jakie kiedykolwiek trafiły do klientów.
Wszystko zaczęło się w Walentynki 1947 roku.
To wtedy niejaki David Brown (spostrzegawczy zauważą już jego inicjały) stał się właścicielem firmy Aston Martin. Nie był przypadkowym człowiekiem: jego dziadek założył w 1860 roku firmę zajmująca się produkcją przekładni i narzędzi, która później produkowała także traktory. Sam Brown już w wieku 17 lat sam zbudował swój pierwszy samochód, montując silnik i skrzynię biegów w karoserii, którą sam wymyślił i stworzył. Aston Martin, wraz z całym zapleczem inżynieryjnym i technologicznym, kosztował go 20 500 funtów. Ogłoszenie o sprzedaży firmy znalazł… w gazecie.
Początki nie były imponujące.
Pierwszy model, który trafił na rynek po przejęciu firmy przez Browna, był opracowywany już przed jego przybyciem, jeszcze podczas II Wojny Światowej. Na początku nazywano go „2-litre Sports”, ale później przyjęła się nazwa DB1. Zadebiutował w 1948 roku, choć… „zadebiutował” to może zbyt wielkie słowo, gdyż sprzedano tylko 15 egzemplarzy.
Dopiero model DB2 sprawił, że marka Aston Martin stała się tym, czym jest obecnie.
To on pozwolił marce na wybicie się i zdobycie uznania. Zadebiutował w 1949 roku. Był napędzany przez rzędowy, sześciocylindrowy silnik o pojemności 2,6 litra konstrukcji Lagondy. Aston mógł go używać, ponieważ wcześniej David Brown nabył (za 52 500 funtów) także i tę firmę.
W 1953 roku zaprezentowano model DB2/5, który był wersją 2+2 tego auta. Odmiana po modernizacji była znana jako DB2/4 Mark III. Produkcja trwała aż do 1959 roku. Wtedy zadebiutował kolejny, jeszcze bardziej legendarny model. Wbrew logice, nie nazywał się DB3 (taka nazwa pojawiała się na modelu wyścigowym), tylko…
Aston Martin DB4
To był już naprawdę szybki samochód. Żaden „cywilny” model wcześniej nie osiągnął tak dobrego czasu 0-100-0 mil na godzinę (przyspieszenie do stu mil na godzinę i hamowanie). DB4 robiło to w mniej niż 30 sekund, a samo rozpędzanie do 100 mil/h trwało 21 sekund.
DB4 było całkowicie nową konstrukcją. Silnik z aluminiowym blokiem miał sześć cylindrów i aż 3,7 litra pojemności. Zaprojektował go polski inżynier żyjący na emigracji, Tadeusz „Tadek” Marek.
Wyjątkowo lekkie nadwozie było dziełem włoskiej firmy Carozzeria Touring Milano. Powstawało w kilku wariantach. DB4 to pierwszy model marki, który był wytwarzany w zakładach w Newport Pagnell, które Aston posiada do dziś.
Następcy, czyli DB5, raczej nikomu nie trzeba przedstawiać
Jego debiut w 1963 roku odbył się z prawdziwym przytupem – wtedy, kiedy DB5 trafił do salonów, w kinach pojawił się trzeci film o przygodach agenta 007, czyli Goldfinger. DB5 brawurowo tam zagrało, budując legendę swoją i całej marki.
Z kwestii technicznych: silnik miał już cztery litry pojemności, a moc 285 KM na koła przenosiła aż pięciobiegowa skrzynia firmy ZF. Co ważne, była w pełni synchronizowana. Można było wybrać także trzybiegowy automat. Z ręczną skrzynią przyspieszenie od zera do 60 mil na godzinę zajmowało tylko 8 sekund.
Kariera DB5 trwała zaledwie dwa lata. Powstało 1059 egzemplarzy.
Krótki czas produkcji w połączeniu z filmową legendą przekłada się dziś na astronomiczne ceny egzemplarzy tego modelu. Następca, czyli DB6, był większy, bardziej przestronny i wygodniejszy. Miał wyżej poprowadzoną linię dachu, dłuższy rozstaw osi, zaś kształt tyłu poprawiał stabilność przy dużych prędkościach. Można było zamówić do niego zarówno wspomaganie kierownicy, jak i klimatyzację. Wybór automatu o trzech przełożeniach zamiast pięciobiegowej skrzyni ręcznej był wyłącznie kwestią gustu – cena pozostawała bez zmian.
DB6 bardzo dobrze się sprzedawał – pobił wyniki zarówno DB5, jak i DB4. Produkowano go do 1970 roku.
W międzyczasie pojawił się jeszcze model DBS. Wystąpił w filmie „W tajnej służbie Jej królewskiej mości”.
Ten samochód o znanej nam dziś nazwie miał być sprzedawany jako mocniejsza alternatywa dla DB6, ponieważ pod jego maską chciano umieścić silnik V8. Niestety, prace nad „ósemką” mocno się przedłużały, więc gdy w 1967 roku DBS trafił do salonów, napędzała go ta sama sześciocylindrowa jednostka, która była znana z DB6. DBS był jednak większy i szerszy. V8 w końcu dołączyło do gamy w 1969 roku.
Następnie, historia Astonów z dwoma literami zamarła na długie lata.
David Brown (od 1968 roku jako Sir David Brown) w 1972 r. sprzedał firmę. Co ciekawe, gdy był właścicielem marki, prywatnie jeździł Jaguarem XJ, czyli produktem największego konkurenta.
Litery oznaczające jego inicjały powróciły na Astony Martiny dopiero w 1994 roku, za sprawą modelu DB7. Ówczesny właściciel marki, czyli Ford, chciał w ten sposób uhonorować Browna. Niestety, nie doczekał on debiutu DB7. Zmarł równo rok wcześniej.
Następca DB7 nie nazywał się DB8, a DB9. „Przeskoczono” cyferkę, by podkreślić, jak wielkim skokiem technologicznym i jakościowym jest ten model. Napędzany V12 DB9 ponownie woził Bonda. To właśnie „dziewiątka” sprawiła, że Aston godnie wszedł w XXI wiek i stał się całkiem popularną marką. Jak na standardy tej klasy. Gamę uzupełniła potem flagowa odmiana, zgodnie z tradycją nazwana DBS.
Kariera DB9 trwała aż 12 lat – od 2004 do 2016 r.
W końcu jeśli coś jest dobre, po co to zmieniać? Ten samochód do dziś zachwyca linią i zupełnie nie widać po nim lat. Następca, DB11, wygląda bardziej futurystycznie. Ale też świetnie. W międzyczasie pojawił się także Aston Martin DB10... ale powstało zaledwie 10 sztuk. Wszystkie na potrzeby filmu. Jakiego? To oczywiste - mówimy o tym o agencie 007. Dokładnie o "Spectre".
Czego życzymy Astonowi Martinowi z okazji jubileuszu?
Oczywiście co najmniej kolejnych 70 lat w oparach skóry, drewna, metalu i – koniecznie! – wysokooktanowej benzyny. Mam też nadzieję, że Aston da sobie radę bez SUV-a w ofercie. Naprawdę – po modelu Cygnet wystarczy dziwnych eksperymentów.