REKLAMA

„Za serwis wyszło 127,5 tys. zł”. Czyli dlaczego nie każdy może sobie pozwolić na używany supersamochód

Są osoby, które mając określoną kwotę pieniędzy zastanawiają się, czy kupić za nią nowe auto z salonu, czy raczej coś używanego, ale zdecydowanie wyższej klasy. Druga opcja może być raczej słabym pomysłem - tym gorszym, im o bardziej ekskluzywnym samochodzie rozmawiamy.

Mercedes SLR McLaren serwis
REKLAMA
REKLAMA

Każdy z nas niejednokrotnie widział w sieci dyskusje dotyczące wyboru samochodu. Ba - biorąc pod uwagę, że jesteśmy na Autoblogu, to zapewne wiele osób brało w nich też udział. Ożywione komentarze praktycznie zawsze pojawiają się przy tematach w rodzaju: wziąć nową Fabię czy używaną A-szóstkę? Nową Insignię czy używane BMW serii 7? Nowego Mustanga czy używane Porsche 911?

W większości tych przypadków sprawa jest dość prosta - pytający nie biorą bowiem pod uwagę, że wyższa klasa samochodu (zarówno pod względem przynależności do danego segmentu, jak i pod względem prestiżu marki) oznacza jedno: lawinowy wzrost kosztów obsługi. Dodajmy do tego fakt, że często rozważania dotyczą 10- czy 15-letnich aut luksusowych i sportowych, a koszty zaczynają się wtedy piętrzyć niczym lista rzeczy do zrobienia po powrocie z urlopu.

Ale koszty obsługi 15-letniego Jaguara XJ mimo wszystko nie są aż tak przerażające

Wszystko jest względne. Oczywiście, że serwis kilkunastoletniej limuzyny może poskutkować przyspieszonym siwieniem włosów na widok rachunku, ale co zatem powiedzieć o supersamochodach?

Mercedes SLR McLaren serwis

W społeczeństwie z niewiadomych względów utarło się przekonanie, że im starsze auto, tym jego obsługa serwisowa tańsza. Może i jest to prawda przez chwilę, gdy kończy się korzystać z ASO i zaczyna korzystać z serwisów niezależnych, ale i to nie zawsze. Zasada jest prosta: chcesz, żeby auto jak najdłużej jeździło komfortowo i bezpiecznie - nie żałuj grosza, bo to się zemści. A właściciele starszych super-samochodów nawet nie mają jak pokombinować z chińskimi zamiennikami, bo ich zwykle po prostu nie ma. Myślicie, że taki Mercedes SLR McLaren to coś, czego serwis będzie obecnie kosztować tyle, co serwisowanie nowej Dziewięćset Jedenastki, tylko dlatego, że Merc jest stary? Niedoczekanie.

Mercedes SLR McLaren - ile kosztuje serwis?

Powiedzieć, że dużo, to tak jakby nic nie powiedzieć. Doskonale obrazuje to opisany przez Motor1.com przykład egzemplarza, który jako nowy został zakupiony przez Paris Hilton (przyznam, że zupełnie zapomniałem o jej istnieniu, a tu proszę) w 2006 r. za 463 tys. dol. Podczas zorganizowanej niedawno aukcji zmienił właściciela za 180 tys. dol. (to tyle, ile kosztuje w USA nowe Porsche 911 Turbo z kilkoma drobnymi opcjami), ale to dopiero początek wydatków. Wiadomo przecież, że auto używane trzeba po zakupie zabrać do mechanika choćby na wymianę oleju, prawda?

Ano prawda. Problem w tym, że jeśli ten mechanik znajdzie do roboty kilka innych drobiazgów i jedną czy dwie poważniejsze kwestie, to rachunek może wynieść... niemal 130 tys. zł.

Zobaczmy: sam przegląd SLR-a to 2105 dol., a nowe akumulatory: 1350. Tyle samo kosztują nowe przewody hamulcowe, na których wymianę nalegał serwis. Do tego 1700 dol. za czujniki ciśnienia w oponach, 1250 dol. za kanały chłodzące zaciski hamulcowe (snie wiedziałem, że to się jakoś zużywa...), 2220 dol. za pompę wspomagania no i 6270 dol. za przekładnię kierowniczą, bo poprzednia uległa uszkodzeniu. Do tego kilka innych głupot jak 1900 dol. za używaną felgę, bo jedna z zamontowanych na aucie była uszkodzona. W sumie rachunek za doprowadzenie Mercedesa do porządku wyniósł 34565 dol., czyli ponad 127,5 tys. zł. I w tej kwocie nie było chociażby nowych klocków (3 tys. dol.) i tarcz hamulcowych (20 tys. dol.). I to jest zupełnie normalny standardowy poziom kosztów dla aut tej klasy, obojętnie w jakim są wieku. Spytacie o przebieg tego egzemplarza? Służę uprzejmie: to jakieś 33,8 tys. km.

A da się i drożej, znacznie drożej. Żeby za bardzo nie kombinować z różnymi markami (Mercedes SLR składany był w zakładach McLarena w Wielkiej Brytanii), to weźmy McLarena F1 - czyli auto, które należałoby już w zasadzie klasyfikować jako hipersamochód. To, że jest stary, nie ma żadnego znaczenia - sama wymiana oleju kosztuje tu 6 tys. funtów, a wymiana zbiornika paliwa (którą trzeba w F1 przeprowadzać raz na 5 lat) - 80 tys. funtów, czyli niemal 400 tys. zł.

I wiecie co? Właściciele takich aut tyle płacą, bo tak trzeba

W zwykłych autach też wiele rzeczy by trzeba było. Trzeba by wymieniać zawory EGR zamiast je zaślepiać. Trzeba by wymieniać aluminiowe wahacze na również aluminiowe - nie stalowe. Trzeba by naprawiać uszkodzone klapki w kolektorach dolotowych lub wymieniać całe kolektory, a nie wywalać klapki i się dziwić, że auto gorzej jeździ.

Trzeba by wiele rzeczy, ale wiele osób tego nie robi. Woli zapłacić mniej za głupie półśrodki i potem narzekać, że „to auto to już nie to samo, co kiedyś”.

REKLAMA

Ale za to sąsiad będzie zazdrościć tej wypucowanej A-szósteczki.

Mercedes SLR McLaren serwis
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA